Czy warto uczyć dzieci, żeby się dzieliły?
Czy może przyjdzie im to naturalnie?
„Dzielenie się ssie”
Przeczytałem ostatnio dokładnie takie zdanie. I jak bardzo bym chciał się nie zgodzić i krzyknąć, że to fałsz, to nie potrafię. Im dłużej o tym myślę, tym dłużej jestem przekonany, że czasami jest to prawda wręcz niepodważalna. Naprawdę istnieją sytuacje, w których dzielenie się ssie. I nie ma znaczenia czy masz dwa lata czy masz lat czterdzieści. Czasami po prostu są takie chwile, że dzielić się nie chcemy, bo dana rzecz jest dla nas zbyt ważna, zbyt cenna albo mamy jakiś inny, równie ważny powód.
Nie wierzycie? Sprawdzicie się w kolejnym już blogowym psychoteście (rozwijam się i zrobiłem osobne warianty dla każdej z płci). Są nawet odpowiedzi. Ktoś musi godnie zastąpić Bravo:
Wersja dla kobiet
Wyobraźcie sobie, że idziecie na wesele i macie już wybraną sukienkę. Jest piękna, cudowna i doskonała. Tylko panna młoda ma szansę was przebić, ale i tak wszyscy potajemnie będą wiedzieli, kto tak naprawdę jest gwiazdą wieczoru. Wtem wasza najlepsza przyjaciółka, prosi was, żebyście pożyczyły dokładnie tą, waszą wymarzoną sukienkę. Na to samo wesele. Dzielicie się?
Wersja dla mężczyzn
Wyobraźcie sobie, że wpada do was dwóch kolegów, żeby pograć na konsoli. Po wielu miesiącach umawiania się, w końcu wam się udało. Żony wyjechały, dzieci pojechały z nimi – możecie grać całą noc. Niestety okazuje się, że jeden pad się popsuł. Odpuszczacie granie i oddajecie obydwa pady kolegom?
Asceza wróci?
O ile więc nie jesteście ascetami i nie czerpiecie przyjemności z doczesnego umartwiania się, odpowiedź powinna brzmieć: „Za żadne skarby!”. Bo to nasze rzeczy i nam mają sprawiać przyjemność. Oczywiście, że podzielimy się z koleżanką sukienką, której aktualnie nie potrzebujemy. Podobnie jak pożyczymy nawet całą konsolę koledze, kiedy my akurat jej nie używamy. Ba, gdyby naszej rodzinie lub przyjaciołom przytrafiła się jakaś straszna tragedia, wymagająca natychmiastowego zastrzyku gotówki, podejrzewam że potrafilibyśmy sprzedać wszystko co mamy, byleby tylko pomóc.
Jednak kiedy mamy sprawy podobnej wagi (to jest kluczowe) i mamy wybrać egoistyczne spełnienie własnej zachcianki lub podzielenie się naszymi dobrami z bliźnim, to w zdecydowanej większości przypadków wybierzemy to pierwsze (tych którzy się nie zgadzają, pozdrawiam od Szymona Słupnika. On też się nie zgadzał). Tak już mamy. Nie ma co się okłamywać.
Moje zabawki są moje!
Dlaczego więc wasze dziecko ma się dzielić? Łopatkę do piaskownicy własnoręcznie przytargało. Razem z całym wiaderkiem. I to ono dostało tą zabawkę na urodziny. Jeśli się nią nie bawi i nie widzi nic złego w podzieleniu się, to jasne, że może. Kto mu broni. Ale jeśli ma coś przeciwko, to jest jego święte prawo. Ja też byle komu moich zabawek niezwykle ważnych rzeczy nie pożyczam. A już najgorsze co można powiedzieć do dziecka to „No już się pobawiłeś, to teraz daj koledze”. Przecież gdyby się „pobawiło”, to samo by oddało prawda?
Ponownie przenosząc to do świata dorosłych, wyobrażacie sobie, że przychodzi do was sąsiad i mówi „No, posiedziałeś już na laptopie, teraz daj go Kaziowi spod czwórki”? Nie wiem jak wam, ale mi się wyobraźnia fiksuje na tak wysokim poziomie abstrakcji.
Nie mówiąc już o tym, że do trzeciego roku życia dziecko nie rozumie w pełni koncepcji „moje”, „twoje”, „czyjeś” i zmuszanie go do dzielenia przed tym okresem kompletnie mija się z celem.
No dobrze, ale co zamiast?
Nic. Najzwyczajniej w świecie nic. Dzieci w pewnym wieku naturalnie zaczynają wyczuwać nastroje innych osób i nie ma potrzeby tego procesu przyspieszać. Same będą chciały się wspólnie bawić i będzie im zależało, żeby inni uczestnicy bawili się równie dobrze (są nawet badania, które to potwierdzają – źródło). Zauważam to też u siebie, bo mój starszy syn potrafi się na przykład „podłożyć” kiedy gra z innymi dziećmi w gry planszowe odkąd zauważył, że jak ciągle wygrywa to nikt nie chce z nim grać. Dla niektórych dzieci ważna jest gra, dla innych wygrywanie. Dla jednych dzieci ważna będzie koparka, dla innych konik. Dzieci to zrozumieją i się dogadają.
Jeśli już bardzo chcemy się angażować, bo dziecko zaczyna być już coraz większe, a chęć do dzielenia się jednak naturalnie nie nadchodzi, to możemy pobawić się z dzieckiem w zabawę, która polega na pożyczaniu sobie zabawek – pożyczamy od dziecka zabawkę, bawimy się nią chwilę i oddajemy. Później dziecko. I na zmianę. Praktyka czyni mistrza.
A jeśli dwoje dzieci zakocha się w tej samej zabawce to rozwiązania są dwa:
1. Kupić drugą, taką samą zabawkę (sprawdza się przy rodzeństwie, ale tylko wtedy, gdy nawet kolor, odcień i grubość farby są identyczne).
2. Schować taką zabawkę zawczasu (sprawdza się przy kolegach).
Zresztą nie ukrywajmy – najlepiej w ogóle odpuścić kupowanie pojedynczych zabawek, kiedy dzieci są małe. Pojedyncza lalka, robot czy samochód, mogą spowodować więcej smutnych chwil, niż tych radosnych. No chyba, że mówimy o jedynakach, ale wtedy warto pamiętać o zasadzie nr 2, napisanej wyżej. W przypadku większych grup (co definiujemy jako więcej niż jedno dziecko) najlepiej sprawdzają się zabawki zbiorowe czyli wszelakie klocki, żołnierzyki, autka czy zwierzątka. Takie zabawki same z siebie minimalizują problem dzielenia się, bo jest ich po prostu dużo.
Warto też pamiętać, że o ile zabawki są fajne, to zabawy takie jak chowanego, gra w klasy czy budowanie namiotów z koców, przebija większość zabawek o głowę. I wtedy już w ogóle nie trzeba się dzielić.
Prawa do zdjęcia należą do Ben Grey.
Zdecydowanie jestem tego samego zdania i gdy slysze uwagi na podworku w tonie ze jacek, placek,jurek, asia itp nie chce sie dzielic od razu prosze o komorke lub tableta tej Pani/Pana bo przeciez dzielic sie trzeba a ja mam potrzebe pograc na jej/jego telefonie i wykonac pare telefonow…
O tym nigdy nie pomyślałem! Świetny pomysł :)
Polecam….miny…bezcenne ;-)
Hahaha, o tym samym pomyślałem czytając wpis :-) „Ej, sąsiad, pożycz mi samochód bo jeszcze niejeździłem takim ferrari ;-)” No dla dziecka taka łopatka czy resorak to właśnie odpowiednik prawdziwego „ferrari”.
A ten dopisek z grubością farby na zabawce, rozbawił mnie do łez :-)
Też niedawno o tym pisałam, bardzo fajny tekst :)
Świetnie, że ktoś porusza ten temat, bo już zaczynałam wątpić, czy aby słusznie postępuję? Nie zmuszam mojej Córci do dzielenia się. Stwierdziłam tak samo, jak Camel Janka, że ja nie podzieliłabym się moim telefonem, samochodem, ubraniem – są moje. To dlaczego moje dziecko ma się dzielić, bo co? Bo tak wypada? Bo nie wolno być egoista? E tam, moje dziecko ma się świetnie bawić i dobrze czuć wśród innych. Zabawkami się dzieli i podziwiam Ją za to, ale tylko wtedy, gdy Ją ktoś ładnie poprosi. Jeśli uważa rzecz za cenną, ale chce się podzielić, to prosi aby z zabawką usiąść,… Czytaj więcej »
Nie dziwie się, że zaczynałaś wątpić, bo jak tylko się wybiorę „nad piaskownicę” i słyszę o tym, żeby się jakieś dziecko się podzieliło, bo „tak trzeba”, to ręce opadają.
Jest coś takiego jak egocentryzm dziecięcy, który dorośli nazywają egoizmem i zmuszają dzieci do dzielenia się a nie zaspokojenie tego egocentryzmu skutkuje potem w życiu dorosłym nieciekawymi zachowaniami. Fajny tekst i jeszcze fajniejsze komentarze :)
„i jeszcze fajniejsze komentarze :)”
Tacy już tutaj fajni czytelnicy zaglądają :)
Przy rodzeństwie to dokładnie, tak jak napisałeś, dwie identyczne zabawki :) Jeśli chodzi o dzielenie z „obcymi”, to używam słowa „pożyczka” albo „wymiana”. Pytam się córek czy chcą pożyczyć/wymienić jakąś zabawkę z dzieckiem na podwórku, jak nie, to nie :) Oczywiście tłumaczę, że jak ONE pożyczą, to jest duża szansa, że IM ktoś pożyczy, ale jak nie chcą, to nie muszą. Jak ktoś ładnie poprosi i wygląda na godnego zaufania (nie ucieknie z zabawką z placu zabaw) to często „pożyczają” – na chwilę :)
Całkowicie się zgadzam, że warto pokazywać pozytywne strony dzielenia się, jakimi są m. in. ewentualne nowe przyjaźnie z osobami, które też mogą coś pożyczyć czy zwyczajnie dobre samopoczucie po zrobieniu czegoś dobrego :)
Ja również wychodzę z założenia, że nie istnieje coś takiego jak obowiązek dzielenia się. Oczywiście tłumaczę swoim dzieciom, na przykład we wspomnianej piaskownicy, że jak się akurat jakąś zabawką nie bawi, a inne dziecko chciałoby z niej skorzystać to powinno pozwolić, ale nic na siłę. Tak jak piszesz przychodzi wiek, kiedy dziecko nabywa umiejętności dzielenia się. Co do metod na unikanie awantur o zabawki, u nas sprawdza się zasada chowania ulubionych, gdy ktoś przychodzi w odwiedziny. Natomiast zabawki w domu wszystkie są wspólne ( każdy ma tylko jedną, dwie zdefiniowane jako własne i nietykalne przez resztę). I działa prawo pierwszeństwa,… Czytaj więcej »
Hej a ja się nie zgadzam, że „powinno pozwolić” skoro akurat się nie zgadza. Może pozwolić jeśli chce, ale nie powinno. To, że Ty akurat nie używasz swojego telefonu nie oznacza, że powinnaś go pożyczyć sąsiadowi jeśli o to Cię poprosi :)
Szanuję Twoją opinię, ale osobiście daleka jestem od porównywania wszystkich zachowań dzieci do zachowań świata dorosłych. Gdybym jednak miała się tutaj takim porównaniem posłużyć, bardziej trafne wydaje mi się na przykład porównanie, gdy ktoś chce na chwilę ode mnie pożyczyć długopis, którego w danej chwili nie używam. Według mnie jednak powinnam mu wtedy ten długopis pożyczyć, ponieważ nasza życzliwość sprawia, że świat wokół nas staje się lepszy. Właśnie to mam na myśli tłumacząc swoim dzieciom, że powinny pożyczyć i staram się poprzez swój przykład takiej życzliwości ich nauczyć, ale tak jak napisałam nigdy ich nie zmuszam.
Absolutnie się zgadzam, że powinniśmy się życzliwie do siebie odnosić i uczyć tego dzieci. Jednak z długopisem rzadko kiedy jesteśmy związani emocjonalnie. A dzieci ze swoimi zabawkami są. Oddanie takiej zabawki komuś (bo dzieci do lat około 3-4 nie rozumieją, że „pożyczone – wróci”) jest dla nich tragedią. Dla nas oddanie długopisu nie jest :)
Masz rację i właśnie dlatego za każdym razem tłumaczę dzieciom, że powinny się dzielić skoro w danej chwili nie bawią się daną zabawką. Mówię, że ta zabawka nadal należy do nich, a inne dziecko chce się nią tylko chwilę pobawić. Jednak, czy to zrobią, czy nie jest ich decyzją – nic na siłę. Wracając co Twojego poprzedniego komentarza (telefonu) z nim tak samo jak z długopisem nie jesteśmy związani emocjonalnie, a jednak nie pożyczamy. Emocje dziecka i to, że wielu dorosłych tłumaczy nimi zachowanie dziecka, po czym liczy, że dziecko samo wyrośnie z pewnych zachowań jest według mnie błędem. Postępując… Czytaj więcej »
Mój 6-letni syn chętnie dzieli się z obcymi dziećmi, ale z własną siostrą to już nie. Ona ma teraz 16 m-cy i sama chętnie oddaje mu cokolwiek ma w ręku, ale z jego strony są ciągłe krzyki, bo jego jest święte. Przy czym zupełnie nie ma oporów przed korzystaniem z jej rzeczy. Najgorzej jest z kwestią „mój pokój”. Awantury codzienne tu są i już nie wiem, co robić. Chciałabym, żeby dzieci się przed sobą nie zamykały w swoich twierdzach i żeby umiały wspólnie się bawić, ale jakoś tego na razie nie widzę…
Kilkuletnie dzieci mogą mieć spore problemy w dogadywaniu się ze sobą, mimo iż wydaje nam się, że to już ten wiek, gdzie to powinno zniknąć. Warto pokazać synowi, że córka chce dla niego dobrze. Jeśli fakt, że ona z przyjemnością się z nim wszystkim dzieli nie wystarcza, to może warto kupić mu na urodziny (czy jakąś inną okazję) prezent od niej? U nas zawsze kolejne dziecko przy narodzinach „przynosiło” prezent rodzeństwu :)
Mam 5-latka, ktory zostal zaproszony do NAJLEPSZEGO kolegi na urodziny. Kupilam 2 jednakowe zestawy LEGO, ale nie wiem, co mnie podkusilo. Syn sie martwil, co kupilam na prezent i pokazalam mu opakowanie – JEDNO. „Najlepszosc” kolegi nie wygrala z pragnieniem posiadania, a tekiego placzu to nie widzialam w zyciu. Trzeba bylo szybko odkrecac sytuacje, a po paru dniach wrocic do niej i tlumaczyc. To bylo dla mnie bardzo traumatyczne przezycie, moja glupota. Z dzieleniem sie nie bylo az takich problemow, dzieci same ustalaja, czym sie bawia. Nie bylam przygotowana na taka reakcje. Chcialabym zwrocic uwage na jeszcze jeden aspekt. Dzieci… Czytaj więcej »
Podzielam zdanie. Też zdarzyło mi się o tym napisać. ;)
Raz jedyny nie zauważyłam jak syn wrzucił samochodziki do wózka podczas gdy szliśmy na plac zabaw. Na początku nawet mi to nie przeszkadzało, że dzieci zaczęły zabierać samochodziki, Alan się złościł, ale w pewnym momencie, gdy ten zaczął strasznie płakać i rozpaczać, a zbieraliśmy się już do domu zaczęłam się delikatnie mówiąc denerwować. Mama chłopca stała i patrzyła na moje płaczące dziecko, a ja jej dziecku próbowałam wyrwać samochodzik. Od tego czasu ŻADNYCH zabawek na plac zabaw oprócz piłki. Piłką może się dzielić i jestem bardzo szczęśliwa jak kopie ją do innych dzieci. Kiedyś wydawało mi się to moim obowiązkiem,… Czytaj więcej »
A ja uważam, że po prostu przykłady są głupie i abstrakcyjne. Ale te pady bym dała na chwilę, gdzie jest czegoś za mało i chodzi o krótkie granie to gra się na zmianę. Z łopatkami i innymi narzędziami w piaskownicy u mnie przed blokiem było tak samo, budowaliśmy razem i jak ktoś skończył, to inna osoba w potrzebie dostawała i nie widzę problemu. A naprawdę znam tak okropnych rodziców, którzy wręcz zabraniają się dzieciom dzielić i takie dzieci wyrastają na dzieci jeszcze okropniejsze. Ja na przykład zawsze lubiłam się dzielić jedzeniem, jakąś czekoladą, wafelkiem, czy nawet bananem i często nawet… Czytaj więcej »
A jak tak czytam komentarze to jeszcze dodam, że po prostu dzieci, które zabierają zabawki, wyrywają, czy cokolwiek innego są niewychowane, a to już inna sprawa. Jednak lepiej jest nie brać przykładu z tych złych rodziców, ale wyjaśnić również swojemu dziecku, że nie z każdym można się dzielić, że nie każdemu można zaufać. Choć u mnie na podwórku nie było takich problemów nigdy. W ogóle kiedyś nie widywałam dzieci, które zaczynałyby jęczeć i płakać, jak też chciały na rower, bo ktoś inny ma (kogo dziecko nie zna, co innego, gdyby się z kolegami umówiło, że idą pojeździć), a jak dostaną… Czytaj więcej »
te przykłady doskonale obrazują sytuację. i to, że akurat pani lubiła się dzielić nie oznacza, że wszyscy inni też lubią czy lubić powinni.
Temat jakże bliski memu sercu. Pomijam własne dzieci – dzielą się bez problemów bo tak sa nauczone. Dzielą się między sobą. Sprawa wygląda inaczej, jeśli chodzi o plac zabaw. Tam nie mają przymusu. Nie mają obowiązku. Ostatnio odwiedziliśmy rodzinę… mają 6cio latkę z ogromnym syndromem jedynaka. Nie wolno nic dotykać, nic rudzać (nie tylko jej zabawek). Każda rzecz była moim dzieciom odbierana – bo baterie się wyczerpią, bo popsują, bo pobrudzą itd. Poczucie własności idące w stronę paranoi też nie jest dobre. Pojawiła się też histeria bo złamało się stare, dawno nie używane, plastikowe krzesełko dla dzieci. Histeria w pełnym… Czytaj więcej »
Ogólnie wychowanie jedynaka, żeby nie „przedobrzyć” jest bardzo ciężkie. Kiedy ma się więcej dzieci, zwyczajnie nie ma się czasu dopieszczać tego jednego. A kiedy się nie ma, niestety często wychowuje się małego egoistę dla którego zawsze wszyscy mają czas i wszystko mu ofiarują (bo też ich stać na więcej, kiedy mają tylko jedno dziecko). Temat rzeka.
O jak się cieszę, że słyszę taki racjonalny głos! Ja wszystkim Mamom w piaskownicy każącym moim dzieciom podzielić się zabawkami z ich dziećmi (tak – Mamy tak robią) pytam się czy w takim razie pozwolą mi pogmerać w ich torebce. Oczywiście nie pozwalają, ale szokujące jest to, że wiele z nich nie widzi żadnej analogii pomiędzy tymi dwoma sytuacjami, bo „przecież to jest dziecko i musi się nauczyć dzielić”. Moi synowie mają prawo mieć własne rzeczy i mają prawo nie pożyczać bratu swojej zabawki. Chcąc pobawić się brata zabawką pytają się czy mogą i uczę ich by uszanowali decyzję brata,… Czytaj więcej »
Uszanowanie decyzji brata lub siostry, to oksymoron w tym wieku :) Równie dobrze można poprosić dziecko o całkowanie :)
zgadzam się, sprawdza się „Kupić drugą, taką samą zabawkę (sprawdza się przy rodzeństwie, ale tylko
wtedy, gdy nawet kolor, odcień i grubość farby są identyczne).”
[…] Ostatnio na kilku blogach czytałem, że nie warto uczyć dzieci dzielenia się. (czytaj Blog Ojciec – Czy warto uczyć dzieci, żeby się dzieliły?) […]
hm… to ciężki temat, bo dobre wychowanie, bo bla bla życzliwość bla bla, ale ja np moim komputerem się dzielić nie umiem… Zanim córka poszła do przedszkola, to chodziła na zajęcia do tzw klubu malucha. Raz w tygodniu na godzinę, zajęcia z udziałem rodziców. Bardzo fajna sprawa. Pani prowadząca zajęcia miała takie podejście, że najpierw zabawa zabawkami, które były tam dostępne, potem przedstawianie się, a potem jakieś zajęcia plastyczne, piosenki, tańce, zawody, cokolwiek, co się nada dla dzieci do 3 lat. Wiadomo w czasie zabawy zabawkami dochodziło do rożnych scen, gdzie ktos komuś zabawkę wyrywał, ktos inny płakał, że tez… Czytaj więcej »
Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych systemów jakie widziałem. Dlatego też działa. I nawet jeśli wiąże się z tym nieco smutku czy złości, to są to uczucia, które pojawiają się w szacunku dla drugiego człowieka. I dziecko po czasie uczy się takiego systemu. Systemu, w którym prawa drugiego dziecka są równie ważne, jak jego własne.
Sama od kiedy pamiętam mam wysokie poczucie własności jeśli tak to można nazwać i nienawidzę pożyczać.. pamiętam te wszystkie razy gdy pod jakąś presją użyczyłam koleżance ciuch po czym obserwowałam że go nie szanuje go tak jak ja.. może wynikało to z tego ze w domu raczej się nie przelewało i musiałam porządnie odkładać aby sobie uskładać, a może to cecha indywidualna bo starszy synek tez tak ma.. mając trzy lata rozrzucone zabawki w piasku i zasłaniał swoim ciałem mówiąc „Będę samolubem ” określenie zasłyszane od jakiejś babci która przyszła z niczym dla wnuka i pouczając mnie jak to mam… Czytaj więcej »
Ja też mam dwójkę chłopców (4 i 6 lat) i bywają spory. Starszy z własnej woli potrafi się podzielić, ale młodszy nie ma takiej potrzeby przeważnie ;) Nie zmuszam ich do dzielenia się. Proszę aby padło pytanie: czy możesz mi dać/pożyczyć to czy tamto? Oczywiście nie zawsze odpowiedź jest pozytywna i wtedy zaczyna się piekiełko. Ale mówię, że to jest zabawka np. Rafałka, teraz się nią bawi i ma prawo nie chcieć jej pożyczyć. Ostatnio byliśmy u znajomych i mój starszy chciał pożyczyć jakieś autko z Lego od kolegi, a tamten mu nie chciał dać. Płakał, ale musiał uszanować Jego… Czytaj więcej »
Moim zdaniem bardzo zdroworozsądkowe podejście. Oczywiście emocje będą się pojawiały, ale jeśli całość odbywa się w szacunku dla drugiego człowieka, to wszystko będzie dobrze.
Randyzm w działaniu. Szanuje
A ja bym pożyczyła sukienkę i te pady. Tym bardziej najlepszym przyjaciołom. Tego mnie nauczono, gdy byłam dzieckiem i nie mam żadnych traumatycznych przeżyć związanych z zabieraniem mi ukochanej łopatki w piaskownicy, czy tym podobnych. Wierzę, że dzieciom można wiele wytłumaczyć. Także to, że wzajemna życzliwość, chęć dzielenia się, procentuje. Często wyjeżdżam w delegacje i mogę brać ze sobą swoje dzieci i często spotykamy się z życzliwością mam i dzieci na placach zabaw, na które trafiamy bez swoich zabawek. które zostały w domu. Czasem pożyczą łopatkę, czasem nawet dają się przejechać na hulajnodze. Dlatego jak jesteśmy u siebie, już w… Czytaj więcej »
tutaj kluczowe jest jedno: CHCIEĆ. jak ktoś chce pożyczyć, niech pożycza. ale dziecko powinno wiedzieć, że ma prawo NIE CHCIEĆ, a tym samym ma również prawo nie pożyczać. i wmawianie mu, że zawsze należy pożyczać, bo to zawsze procentuje, jest tak naprawdę oszukiwaniem go.
Dziecko raczej nigdy nie chce. Moja rola, żeby nie wychować dorosłego o mentalności Kalego. Nie widzę w tym żadnego oszukiwania. Życie czasami daje w d***ę i uczymy się tego od piaskownicy. Uczę dzieci dzielić się, uczę, jak o coś poprosić i uczę kiedy i jak grzecznie odmawiać, żeby nie urazić. Odpowiedź: „nie dam ci tego, bo to moje i nie chcę ci tego dać” jest oczywiście na poziomie kilkulatka, ale chciałabym tak wychować dziecko, żeby za jakiś czas powiedziało „nie dam ci tego teraz, bo to potrzebuję, ale jak skończę to ci pożyczę”.
twierdzenie, że „dziecko nigdy nie chce” jest uwłaczaniem dziecięcemu intelektowi. dzieci nie są upośledzone, patrzą na otoczenie i wiedzą, czego aktualnie chcą. i MAJĄ PRAWO nie chcieć się czymś dzielić, „bo nie, bo to moje”. nie muszą mieć powodu, tak samo jak ja nie musze mieć powodu, nie muszę tworzyć elaboratów wyjaśniających „dlaczego”, żeby nie dać pani swojego telefonu albo „złotówki na bilet”.
Sorry, ale odebrałyśmy troszkę inne wychowanie. Mi zdarzało się dać „złotówkę na bilet” (choć do wina żulowi pod sklepem się nie dokładam), też do telefonu nie jestem jakoś specjalnie przywiązana. Jakby ktoś poprosił to założyłabym, że zmusiła go do tego jakaś pilna sytuacja, a nie chęć pogadania sobie pod 0700***. Wychowując ani nie uwłaczam dziecięcemu intelektowi, ani nie łamię jego praw. Moje dzieci też wiedzą, czego aktualnie chcą. Dziś na przykład chciały jednocześnie korzystać z toalety (tzw. siku symultaniczne ;)), alo siedzieć za mamą w samochodzie. W sumie mają prawo…. intelekt też niczego sobie….
Nie podoba mi się uwaga o wychowaniu. Co ona ma w ogóle sugerować? Poza tym mówimy o dwóch różnych rzeczach w tej chwili, bo ja nie rozważam, czy bym dała komuś telefon albo złotówkę, czy nie, tylko stwierdzam, że jeżeli nie chcę dać, to nie muszę mieć powodu i nie muszę się nikomu tłumaczyć. Poza tym, to że pani chce/może komuś coś dać nie oznacza, że wszyscy muszą i że to jest jedyne słuszne podejście.
Przedstawiłam swój pogląd na temat. Proszę nie wciskać mi słów, których nie wypowiedziałam. Pani ma swoje zasady, ja swoje i zgodnie z nimi wychowujemy swoje dzieci. Ja wychowuję tak, jak mnie wychowano i wpajam swoim dzieciom takie ideały, według których moja rodzina żyje i funkcjonuje w społeczeństwie. Nikomu nie narzucam swojego zdania. Wyraziłam jedynie swoją opinię na temat. Artykuł przedstawił odpowiedź na postawione pytanie i można się chyba też z nią nie zgodzić. A może nie można?
twierdzi pani, że nie wychowuje dzieci w myśl „prawa Kalego”, co sugeruje, że wszyscy inni wychowujący inaczej niż pani mają małych materialistów i sami nimi są. ja tak odbieram te stwierdzenia.
Dziecko raczej nigdy nie chce? Skąd takie wnioski? Szczególnie, że badania pokazują coś zupełnie przeciwnego.
Nigdy, to może za mocne uogólnienie. Nie znam oficjalnych wyników badań, mogę się tylko opierać na obserwacji swojej trzódki. Może moje wymykają się statystykom? U nas wygląda to zazwyczaj tak: Ja (albo rodzeństwo): Dasz mi się tym pobawić? Jaś: Nie, to moje. Ja: Ale teraz się akurat tym nie bawisz, niech się chwilkę Staś pobawi i ci odda. Jaś: Nie, to moje. Ja: Szkoda, Stasiowi byłoby miło, jakby się mógł tym pobawić. Jaś: Nie, to moje. Wtedy odpuszczam, ale za jakiś czas dochodzi do powtórki, aż za którymś razem Jaś odpuszcza i słyszę: No doooobra….masz. Może mam za mało dzieci… Czytaj więcej »
Jeszcze jedno. Wychowałam się za komuny. Wiadomo, w sklepach tylko meble i liście laurowe ;) To były czasy, kiedy część z nas dostawała paczki z zachodu. Pamiętam koleżankę Karolinę z podstawówki. Dostała w paczce kolorowe, fluorescencyjne pisaki. To, że nikomu nie pożyczała, to nic. Ona sama nimi nie pisała, „bo się jej wypiszą” ;) Miałyśmy też koleżankę Marlenę. Dostała kiedyś pachnącą, chińską gumkę. Obiekt marzeń całej naszej dziewczyńskiej paczki. Marlena pokroiła tę gumkę na pięć kawałków i dała każdej z nas (Karolina też dostała). Nie dało się tymi kawałkami gumkować, zapach gdzieś zniknął, ale szacun dla Marleny pozostał do dziś.… Czytaj więcej »
czyli jeżeli nie uczę dziecka na siłę, że musi się dzielić, to od razu robi ze mnie materialistkę? bo takie właśnie sugestie pani przedstawia, bardzo krzywdzące zresztą.
A czy ja uczę dziecko na siłę, że ma się dzielić? Czy rozmowa, argumentacja, przedstawienie co według nas w życiu jest ważne jest uczeniem na siłę? Artykuł postawił tezę, że nie warto uczyć dzieci dzielenia się, bo przyjdzie im to naturalnie. Pojawiła się tu argumentacja, która przemawia do Pani i prawie wszystkich komentujących. Ja, z drugiej strony, uważam, że nic nie przychodzi naturalnie, uczymy się i nasze dzieci od niemowlaka i nie ustajemy w naukach do grobowej deski. Takie jest moje zdanie. Może się Pani z nim nie zgadzać. Ma Pani takie samo prawo, jak do nie podzielenia się swoją… Czytaj więcej »
Człowieku, czytam Twoje posty i jestem zszokowana Twoim podejściem do wychowania dzieci. Pomoc przy odrabianiu lekcji – nie, bo po co; uczenie dzielenia się – nie, bo po co. Chcesz wychować kolejne pokolenie obojętnego na drugiego człowieka bydła, którego i tak wokoło jest za dużo? Które będzie stało na środku wejścia do tramwaju i nie wpuści/wypuści nikogo, bo on/ona akurat MA OCHOTĘ TU STAĆ I NIKT JEJ NIE ZABRONI, bo to jej/jego autoekspresja i potrzeba? Nieuków, którzy nie umieją czytać ze zrozumieniem i zliczyć do 5 bez kalkulatora? Którzy myślą, że tlen to związek chemiczny, a tarczyca leży w brzuchu?… Czytaj więcej »
jestem podobnego zdania, jesli nam doroslym wolno sie nei dzielic naszymi telefonami, laptopami itp to czemu zmuszac dziecko do dzielenia sie zabawka, ktora moze tez byc dla niego bardzo wazna? ale juz moj maz tego nie rozumie, mowi,, ze jestem sobek bo nie lubie sie dzielic, ze to przez to ze jestem jedynaczka (on ma 6 rodzenstwa), ale bywa w tym mocno wkurzajacy jak probowal przekonac mnie do pozyczenie jego najmlodszemu braciszkowi mojego odtwarzacza mp3 (ktorrego notabene dostalam w prezencie od mamy), pozyczylam, potem nie moglam sie doprosic o zwrot a gdy w koncu do mnie wrocil to z uszkodzonym… Czytaj więcej »
Hehe, trafiłem na tę stronę, bo szukałem informacji dzieci uczą się dzielić (w sensie matematycznym, odwrotne działanie do mnożenia). No i trafiłem tutaj. Nie myślałem, że w ogóle taki problem istnieje, nigdy nie wpadłem na to, żeby dzieci zmusić do „dzielenia się” z kimś swoimi skarbami