Czy drzemie w Twoim dziecku kolekcjoner?
A może drzemie on w was samych?
Wspomnienia
Pamiętacie gumy Turbo? Zakładam, że większość z was pamięta. Ja pamiętam nawet ich zapach. Nie same gumy były jednak ważne. Najważniejsze było to, co przychodziło razem z gumami. Obrazki, które kolekcjonowaliśmy i na które staczaliśmy bitwy. Obrazki na które wymienialiśmy się, a negocjacje nie ustępowały tym, które toczą się przy korporacyjnych stołach. Czasy dzieciństwa wracają jak zaczarowane, jak tylko o tym pomyślę.
Później gumy Turbo odeszły. Wtedy też przyszło Tazos.
Tazo Star Wars. Gwiezdne Wojny powróciły do kin w „nowej” odsłonie i wraz z nim pojawiły się nietypowe dodatki do chipsów. Owe tajemnicze Tazos. I ponownie, poza wartością kolekcjonerską, można było je wykorzystać do budowy najróżniejszych konstrukcji (najczęściej padało oczywiście na statki kosmiczne). Z wszystkiego co zbierałem, Tazo Star Wars lubiłem najbardziej. I byłem pewny, że dawno już przepadły, gdy zaledwie miesiąc temu okazało się, że mój brat znalazł je gdzieś w piwnicy. I wiecie co z nimi zrobił? Wyrzucił je! Normalnie je wyrzucił. Jak on mógł?! Nie wiem!
Trudno się mówi. Płakać nie będę (chociaż łatwo nie jest). Całe szczęście, że chociaż moja kolekcja Tazo Pokemon przeżyła i mogłem ją przekazać z pokolenia na pokolenie. A kiedy moje dzieci ją dopadły, spędziły przy niej dobrych parę godzin.
Czasy obecne
Zresztą już wcześniej wiedziałem, że moje dzieci też są kolekcjonerami. Zaczęło się od dnia, w którym córka przyniosła do domu worek kamieni. Okazało się, że wyrzucić nie można, bo to są Specjalne Kamienie. Wyselekcjonowane. Zaraziła też tym swojego brata. Doszło do tego, że będąc nad morzem z babciami, uzbierali w dwójkę całe wiaderko kamieni i za wszelką cenę, chcieli je zabrać do domu (10 kilowe wiaderko kamieni i 750km drogi). Na szczęście w nocy wiaderko zwiał z balkonu „wiatr” (w osobach babci pierwszej i drugiej, ale ciii…) i dzieci musiały się pogodzić ze stratą. Po kamieniach, przyszedł czas na smerfy. Małe, średnie, duże, plastikowe, pluszowe, breloczki, domki i klocki. Wszystko biało niebieskie (poza prawdziwie patriotycznym, biało czerwonym, Papą Smerfem). Muszę przyznać, że obserwowanie takiej pasji, jest wręcz fascynujące. Dlatego, też kiedy Lidl odezwał się do mnie z propozycją przetestowania nowych, kolekcjonerskich zabawek z serii Stikeez, nie zastanawiałem się długo.
Idzie nowe
Dwa dni temu przyszła do nas paczka. Zawierała 24 figurki (jako matematyk doceniam ilość, bo bardzo łatwo ją dzielić), z których każde z moich dzieci wyszabrowało po osiem.
Pierwsze wrażenie bardzo przyjemne, bo figurki są miłe w dotyku i ładnie wykonane. Do zestawu dołączona była również gra planszowa, zaraz też mocno eksploatowana.
Ja co prawda jestem bardziej wymagający jeśli chodzi o gry planszowe, ale dla dzieci takie właśnie proste gry są świetne, bo uczą podstaw liczenia i wspólnej zabawy. A ta ma jedną wyjątkową zaletę, której żadna inna gra na rynku (o ile mi wiadomo) nie ma. Można ją odwrócić nawet do góry nogami i żaden pionek nie spadnie. Można grać w aucie, można grać na łóżku i można grać przy małym dziecku. Po prostu wypas.
Po kilku rozgrywkach i odłożeniu planszy na bok, stało się coś, czego nie podejrzewałem. Dzieci oprócz przyklejania Stikeez gdzie popadnie, zaczęły się wymieniać. A, że jest ich trójka, przerodziło się to w mały targ. Każdy dalej ma ich osiem, ale ostatnie negocjacje trwały do późnego wieczora :). To jest właśnie magia zabawek kolekcjonerskich, której żaden inny rodzaj zabawki nie zaoferuje. Nie jestem wróżbitą i nie powiem czy Stikeez będą za dziesięć lat tak kultowe jak obecnie są gumy Turbo. To, co mogę powiedzieć, to fakt, że są obecnie chyba najlepszą kolekcjonerską zabawką dla małych dzieci. Z jednej strony są miękkie (ciężko komuś zrobić nimi krzywdę), a z drugiej strony są wytrzymałe (ciężko zrobić im krzywdę). No i ta gra planszowa. Nawet mojej żonie się podoba (choć na moje gry planszowe dalej patrzy krzywo) i już grała kilka razy z dziećmi.
Moje dzieci dokonały też małej modyfikacji samej gry, która nas z żoną oczarowała. Mianowicie plansza podzielona jest na cztery światy, dlatego też moje dzieci stwierdziły, że każdy gracz zamiast jednego pionka powinien wziąć ich cztery. I kiedy uda nam się przejść z jednej planszy na drugą, należy zmienić figurkę na taką, która jest dostosowana do danego świata.
A wszystko zaczęło się od „Tato, nie wygłupiaj się. Przecież świnka nie potrafi pływać!” No i jak im nie przyznać racji? #uczeńprzerósłmistrza
Gdzie? Kiedy? Jak?
Jeśli chcecie wiedzieć, w jaki sposób można stać się posiadaczem Stikeez, zajrzycie tutaj.
A może chcecie czegoś więcej? To dobrze, bo Stikeez to nie tylko figurki. To zdecydowanie coś więcej. Jeśli dobrze poszukamy, to znajdziemy m. in. całkiem przyjemną grę na tablety, grę karcianą dostępną przez przeglądarkę (przy której spędziłem więcej czasu niż planowałem), a także liczne kolorowanki i wycinanki. Do tego (i nie tylko) dostęp znajdziecie tutaj.
A jeśli ciągle wam mało, to zdradzę wam (bo to oficjalna informacja jeszcze nie jest :), że w ten weekend będzie można spotkać się ze Stikeez na żywo we Wrocławiu, Opolu i Łodzi, a w następny weekend odwiedzą Poznań, Warszawa i Chorzów.
Sentyment?
Zajęło mi chwilę, żeby odnaleźć element, który przyciąga ludzi do kolekcjonowania. I chyba odpowiedzią jest nasze wewnętrzne dziecko. To ono się w nas budzi, gdy zaczynamy zbierać rzeczy tylko dlatego, że mają jakiś wspólny motyw przewodni. Gdy zaczynamy kupować książki danego autora nawet bez zamiaru ich czytania, tylko po to, żeby mieć całą kolekcję. Gdy kupujemy jubileuszowe wydanie DVD naszego ulubionego serialu, mimo, że obejrzeliśmy go już kilka razy. Dzięki naszemu wewnętrznemu kolekcjonerowi przypominamy sobie, jak to było być dzieckiem. Jak to było, gdy świat wokół nas był prostszy i w swej prostocie, niezwykle piękny. Dlatego też cieszę się, że moje dzieci mają w sobie coś z kolekcjonera. Bo on pozwoli im przenieść dziecko którym są, do świata dorosłych którymi kiedyś się staną.
Nieoczekiwany konkurs
Tego akapitu nikt się nie spodziewał. Nawet ja jeszcze kilkanaście minut temu. Otóż w dniu dzisiejszym (czyli w ostatniej chwili) otrzymałem drugie pudełko ze Stikeez (podobne do pierwszego, ale chyba jest mniej figurek). Zakładam, że zostało wysłane przez jakąś pomyłkę, ale na opakowaniu był mój adres, więc wdzięcznie paczkę przyjąłem. Tak się składa, że dwóch opakowań ze Stikeez raczej nie potrzebuje (choć moje dzieci byłyby pewnie innego zdania), więc z przyjemnością je komuś przekaże. Komu? Komuś, bez kogo ten blog dawno przestałby istnieć. Komuś, kto daje mi siłę, żeby pisać. Komuś, kto dzięki swoim uwagom i komentarzom, wzbogaca tego bloga bardziej, niż mógłbym to sobie wyobrazić. Chodzi oczywiście o stałych czytelników. Dajecie mi wiele i teraz mam okazję, żeby powiedzieć wam dziękuję.
Co trzeba zrobić, żeby zgarnąć dodatkowy zestaw Stikeez? Wystarczy skomentować ten post do jutra do godziny 23:59 i mieć na swoim koncie więcej komentarzy napisanych na tym blogu, niż pozostali komentujący (komentarze napisane po publikacji tego wpisu, nie będą liczone). Powodzenia i jeszcze raz dziękuję. Jesteście super :).
Wpis powstał we współpracy z marką Lidl.
Prawa do zdjęcia w ikonie wpisu należą do woodleywonderworks.
O Ty cwaniaczku, dobry pomysł :)
Przez chwilę myślałem, że to ja mam najwięcej komentarzy… ale
„(komentarze napisane po publikacji tego wpisu, nie będą liczone)”
Ale baw się dobrze :)
Hm, regulamin nie został napisany w formie drukowalnego pliku PDF. Podam cię do sądu. Do sądu pracy, na kontrolę ZUS i NFZ. Wygrałem jednak? ;)
przypomniało mi się, że
w sumie to nie komentuję u Ciebie
byt dużo ;)
A w sumie nie chcę walczyć o figurki :)
Bo ostatnio mój syn zobaczył w TV reklamę „śmieciaków” i wala się to teraz po podłodze :)
Strasznie jestem ciekawy, kto daje tyle motywacji do pisania i bardzo mocno się udziela pod wpisami, chętnie przygarnę go do siebie (jeśli będzie chciał oczywiście)
Chodziło o sumę wszystkich strach… znaczy komentatorów i czytelników :)
Zbierałem drzewo rodowe rodu McKwaczów z Kaczora Giganta :)
Zbierałem komiksy z Kajkiem i Kokoszem i wszystkie tomy Tytusa.
Zbierałem kasety z muzyką. Zbierałem plakaty piłkarzy. Teraz zbieram książki.
Bycie kolekcjonerem to świetna rzecz, ale…
To wszystko jednak blednie przy mojej narzeczonej, która ma największą na świecie kolekcję strugaczek ;)
Wrzuć zdjęcie tej kolekcji, bo sam jestem ciekaw jak wygląda taka największa na świecie kolekcja strugaczek :) A komiksy z Kaczorem Donaldem też zbierałem – zupełnie o tym zapomniałem :)
Skąd jesteś? Używasz słowa „strugaczka”, moją żona uważa, że nigdzie na świecie (poza mną) nie używa się takiego słowa :)
Bielsko. Słowo temperówka pojawiło się dużo później niż strugaczka :)
Normalnie bym nie komentowała, ale kocham ujrzeć na blogu parentingowym zestaw kości wielościennych. ;D
Zabawka sama w sobie :) A w połączeniu z planszą dała świetne efekty :)
Wyślij mi adres do wysyłki nagrody na blogojciec@gmail.com. Tylko dopisz, że zgadzasz się na przetwarzanie danych osobowych na potrzeby konkursu Stikeez, co by mnie ktoś nie posądził o jakieś cuda :)
Wow. :) Mail poszedł.
PS. Ale daj znać, jak zaczniesz czynić cuda, to się „uśmiechnę” po dwa, trzy, no może dziesięć. ;D
Przeczytałam tytuł i od razu chciałam napisać, że tak, bo moi ostatnio kolekcjonują prawie wszystko. Córka namiętnie od pewnego czasu magnesy z różnych miejscowości, w jakich bywamy my i znajomi, syn z kolei systematycznie powiększa kolekcję misiów i niedźwiedzi (pluszaków). Nie przeszkadza im to w ogóle w tworzeniu kolekcji kamieni, patyków, ostatnio nawet ziaren piasku :).
A co do tych zabawnych figurek to dzięki Tobie wiem wreszcie o czym dziś u nas była mowa :), bo nie kojarzyłam kompletnie czego „młodzież” ode mnie chce :)
Kolekcja ziaren piasku – to jest coś, co chciałbym zobaczyć :) A co do figurek – u nas też dzieci były lepiej poinformowane niż większość dorosłych, o co chodzi :)
Ziarenka – szczególnie tego morskiego piasku – próbowali pod lupą rozdzielać. Poddali się jednak i stwierdzili, że wsypią je do słoika uznając, że mają tam milion ziaren. I tak mamy słoiki (na szczęście te maleńkie po mini koncentratach pomidorowych) piasku z piaskownicy obok domu, z piaskownicy ze Śląska, z nas morza, z budowy… :)
A już się obawiałem, że oni po jednym ziarenku mają z każdego miejsca. I właśnie zachodziłem w głowę jak to się da przechowywać :)