
Czego nigdy nie powiem dziecku, które właśnie odebrałem ze szkoły?
Czyli słowa, które nie są (łagodnie mówiąc) ulubionymi słowami naszych dzieci.
Nowy świat
Gdy dzieci idą do szkoły, bądź do przedszkola po raz pierwszy, to zaczyna się nowy rozdział w ich życiu. Wchodzą do zupełnie nowego dla nich świata. Na początku niepewne, z czasem nabierają odwagi. Z czasem coraz lepiej poznają swoje Panie, swoich kolegów i koleżanki, aklimatyzują się.
Niemniej nawet po spędzeniu tam wielu lat, w dalszym ciągu jest to miejsce, które stawia przed dziećmi wiele wyzwań. W dalszym ciągu jest to miejsce, w którym nasze dziecko może doświadczyć wielu stresów, wielu niepowodzeń i wielu nieprzyjemności. Znacznie więcej najczęściej jest oczywiście tych przyjemnych chwil, ale jednak pomiędzy nimi te gorsze również się trafiają.
Nie ma dzieci. Są ludzie.
Zresztą to czego doświadczają dzieci, nie bardzo różni się to od tego, czego my sami doświadczamy w pracy. My też czasem mamy gorszy dzień w pracy. Czasami coś się nam nie uda, czasami się z kimś pokłócimy, a czasami po prostu z powodu ciśnienia, pogody czy ułożenia gwiazd, będziemy zwyczajnie poddenerwowani. A nawet jeśli będziemy mieć wspaniały dzień, to i tak będziemy po ni co najmniej lekko zmęczeni.
Czy więc ktokolwiek z nas chciałby po dniu pełnym pracy, zaraz po powrocie do domu, rozmawiać… o pracy?
Dzieci też są ludźmi, a nie tylko ocenami na świadectwie
„Jak było w szkole?”
„Masz jakieś zadanie?”
„Jak ci poszedł test?”
„Dostałeś jakieś oceny?”
To jest to, co wiele dzieci słyszy jako pierwsze zaraz po powrocie ze szkoły. I ja nawet nie twierdzę, że te pytania nie są ważne. Jestem świadomy, że dla niektórych są. Mi chodzi jedynie o to, żeby te pytania, jeśli już się pojawiają, to niech pojawią się PO TYM, jak chociażby przywitamy się z naszym dzieckiem.
„Cieszę się, że cię widzę”
„Dobrze mieć cię obok”
„Nie mogłem się doczekać aż wrócisz”
To oczywiście tylko przykładowe stwierdzenia. Równie dobrze możemy się po prostu uśmiechnąć na widok dziecka, porozmawiać z nim o jakichś zupełnie nieznaczących (z perspektywy większości dorosłych) rzeczach albo trochę się z nim powygłupiać. Po prostu zainteresujmy się nim samym, a nie jego dokonaniami czy osiągnięciami. Pokażmy mu, że jest nam bliskie i że jest dla nas ważne. Ono, a nie jego szkolne wyniki.
A jeśli już koniecznie chcemy o nich porozmawiać, to niech te pytania pojawią się naturalnie w trakcie rozmowy, a nie jako najważniejsze pytanie całego dnia.
Poza tym „Jak było w szkole?” daje nam jedynie fałszywą pewność, że wszystko jest dobrze
W końcu czy ktokolwiek usłyszał kiedyś inną odpowiedź na pytanie „Jak było w szkole?” niż „Fajnie”?
„- Jak było w szkole?
– Fajnie.
– Aha, to dobrze.”
I później rodzic uważa, że wszystko jest w porządku, bo przecież zapytał i dostał odpowiedź. Tylko to jest trochę tak jak z kobietami: gdy człowiek się pyta: „Czy coś się im stało?”, to one czasami odpowiadają „Nic!”, ale niekoniecznie jest to prawda :)
Dokładnie tak samo jest z tym dziecięcym „Fajnie”. Pod tym jednym słowem w rzeczywistości może kryć się wiele ważnych historii, które dziecko chciałoby opowiedzieć, ale zwyczajnie boi się otworzyć. I najczęściej właśnie potraktowanie dziecka jak człowieka: okazanie mu zainteresowania (werbalnie, bądź niewerbalnie), spędzenie z nim czasu i dostrzeżenie jego samego (a nie jego zachowania czy wyników), jest tym kluczem, który pozwoli nam do niego dotrzeć.
Dlatego też ja osobiście już dawno temu odłożyłem „jak było w szkole?” na półkę i przyznam wam szczerze, że na chwilę obecną jestem z tego stanu rzeczy bardzo zadowolony, a z tego co widzę: moje dzieci również.
Prawa do zdjęcia należą do Personal Creations.
jedno z zdań których nie znosiłam dzieciństwie :) na pewno nie użyję ich w stosunku do Weroniki
Moj ojciec zawsze pytał co dostalem w szkole. Jak powiedzialem, że np 4 to mowil „a co tak slabo” te ciagle powtarzanie tego samego działało negatywnie i pozniej jak dostawalem słabszą ocenę niż 5 to mowilem, że nie dostalem nic. Ja od swojego dziecka nie będę wymagał dobrych ocen. Mialo za ciezki start. Bede sie tylko staral, zeby bylo szczęśliwe. Poprzeczka stawiana przez rodzicow jest czasem zbyt wysoka.
Nawet ostatnio czytałem, że właśnie dzieci takich wymagających i restrykcyjnych rodziców bardzo szybko uczą się doskonale kłamać i to w zasadzie jest jedyny efekt, tych rodzicielskich starać. Więc naprawdę – nie ma co wymagać zbyt wiele, bo efekt będzie odwrotny do zamierzonego. Szczęście jest tutaj rzeczywiście kluczowe.
Ja od mamy zawsze słyszałam „Dlaczego 4 a nie 5” i może za to nie dostawałam kar, ale za różne przewinienia tak, dlatego do teraz moją pierwszą reakcją jak coś się stanie jest kłamstwo i obrona „to nie ja”
Potwierdzam. Wolałam nie mówić o złych ocenach, lepiej było dostać jednorazowy opierdol po zebraniu niż wysłuchiwać narzekań przy każdej słabszej ocenie.
I do tego pewnie każdemu znane.
– Dostałam 4+
– A Kasia 5 bierz z niej przykład
Ale w innej sytuacji
– Dostałam 5 a Kasia 4+
– Nie patrz na innych, patrz na siebie
Jak mnie to wkurzało gdy byłam dzieckiem.
Dlatego my po przedszkolu po buziakach i przytulasach pytamy : co tam porabiałeś sobie dziś? Co Ci się podobało? chcesz coś opowiedzieć? bo na jak Ci minął dzień też padało dobrze..
Zapytajmy do kogo sie dziś uśmiechałeś, aś?
Podoba mi się :)
Popieram :)
Poza tym usłyszałam od Pani psycholog, ze gdy nie wypytujemy jak było – dziecko samo będzie nam opowiadać, ale o tym co dla NIEGO jest ważne i o tym o czym chciałoby się z nami podzielić. Kolejny punkt uczenia samodzielności i wyborów.
Kolejny punkt do budowania relacji, w której nasze dziecko z nami rozmawia, a nie jest przesłuchiwane ;)
Pamiętam jak sama byłam dzieckiem i chętnie opowiadałam rodzicom co w szkole. W którymś momencie przestałam, bo jak biegłam radośnie „tato, tato, dostałam 4+!” to były pretensje „czemu nie 5, stać cię na więcej”. Zabawne, tym bardziej, że ojciec nie wiedział nawet do której klasy chodzę i jakie przedmioty lubię, nie interesowało go nic poza kolejną piątką. Teraz, pod koniec studiów, mam taką presję na najlepsze wyniki, że kiedy dostałam 4 z najtrudniejszego egzaminu, to myślałam, że się przy wszystkich popłaczę. Kiedy nie zrobię czegoś perfekcyjnie, czuję się bezwartościowa. Dopiero niedawno (z pomocą psychologa) zrozumiałam z czego to wynika. Moi… Czytaj więcej »
Akurat z jednym się nie zgadzam to mój mąż jak się pytam co ci jest, zawsze odpowiada, że nic a widzę, że na coś obrażony :)