
7 podwórkowych zabaw sprzed lat, które warto przypomnieć naszym dzieciom
W końcu my całe dnie spędzaliśmy na podwórku, więc opanowaliśmy do perfekcji sposoby spędzania tam czasu – dlaczego by nie przekazać naszych „sekretów” kolejnemu pokoleniu?
Co powiecie na to, aby zamiast narzekać na to, że dzieci siedzą w domach przed ekranami (podobno tak jest, ale ja widzę głównie zatłoczone place zabaw za każdym razem, gdy wyjdzie słońce, więc ciężko mi oceniać), nieco przywrócić tę magię podwórek z naszego dzieciństwa i pokazać naszym dzieciom, że zabawy na świeżym powietrzu też mogą dostarczyć pełno radości? I nam również? :)
Dzisiaj kilka propozycji takich nieco nostalgicznych zabaw, aby rozbudzić wspomnienia i trochę się poruszać oraz dodatkowo, wykorzystując tę tematykę, chciałbym również opowiedzieć o pewnym projekcie, który ma na celu wybudowanie kilkudziesięciu placów zabaw w całej Polsce (możliwe że również w waszej okolicy). Chcecie wiedzieć więcej?
Projekt
Projekt o którym mówię, to Podwórka NIVEA, w którym ja sam biorę udział i w ramach którego wybudowanych zostanie aż 40 Rodzinnych Miejsc Zabaw w całej Polsce. 40 dodatkowych, zupełnie nowych miejsc, które pomogą wyciągnąć dzieci z domów, aby poskakały, poszalały i trochę się poruszały na świeżym powietrzu.
Szczególnie warto zwrócić na to uwagę, gdyż na tych placach zabawach znajduje się kilka udogodnień raczej nie spotykanych gdzie indziej, jak chociażby miejsce dla rodzica obok dziecka na karuzeli czy huśtawce, co przyda się najbardziej w przypadku maluchów, które stawiają na placach zabaw swoje pierwsze kroki.
Jeśli więc chcielibyście, aby takie podwórko powstało również w waszej okolicy, należy wejść na stronę Podwórko NIVEA 2016 (na stronie można również zobaczyć jak owe place zabaw wyglądają) i tam już kierować się instrukcjami. Ja na podwórko w mojej okolicy oczywiście zagłosowałem i nawet mam codzienne przypomnienie, aby oddać jak najwięcej głosów :)
Nie zapominajmy też, że nie tylko dzieci na tym skorzystają
One na podwórko i tak wychodzą – chociażby w trakcie przedszkola czy szkoły. Natomiast ich rodzice – no tu jest nieco gorzej. W pracy wychowania fizycznego zbyt wielu z nas nie ma. Dlatego też tym bardziej warto, szczególnie jeśli dużo pracujemy w pozycji siedzącej, odbić sobie to m. in. w weekendy, właśnie czasem na świeżym powietrzu z naszymi dziećmi. Nie tylko one nam podziękują, ale też całe nasze ciało. Poza tym pamiętajmy, że dobry przykład dany w młodym wieku, procentuje przez całe życie.
Stąd też pomysł na przypomnienie zabaw z czasów naszego dzieciństwa, aby rodziców też trochę do wspólnej aktywności na podwórku wciągnąć i wykorzystać owe zabawy jako taki most łączący pokolenia.
Oto kilka moim zdaniem najlepszych propozycji, które chyba nigdy się nie zestarzeją:
1. Kapsle
Moja ulubiona pozycja z tej listy i jedna z najmilej wspominanych zabaw z dzieciństwa. Bierzemy kapsle z lemoniady (chociaż z tą lemoniadą w dzisiejszych czasach może być ciężko, więc wystarczą jakieś podobne), kredą rysujemy na ziemi trasę wyścigu i na zmianę każdy z uczestników pstryka swój kapsel tak, aby pokonując całą trasę (i nie wypadając z niej) dotarł do mety (jeśli wypadnie to wraca na poprzednie miejsce albo na sam początek, w zależności od ustaleń).
Kapsle można też dodatkowo okleić czy pomalować (za naszych czasów popularne były flagi różnych państw), a także podkleić plasteliną, aby je obciążyć, także zabawa jest rozwojowa :)
2. Guma
To niby gra dla dziewczyn, ale nie znam chłopaka, który by chociaż kilka razy z nudów nie poskakał. Dwie osoby stają na przeciw siebie w odległości około metra i między sobą mają rozciągniętą gumę do skakania, którą zahaczają za kostki. Trzecia osoba natomiast ma za zadanie, skacząc na tej gumie, wykonać bardzo konkretny, wcześniej ustalony układ. Jeśli jej się uda, zwiększamy trudność i podnosimy gumę za kolana, a później za uda. Jeśli się jednak nie uda, to zmienia się z jedną z pozostałych osób i one próbuje.
3. Klasy
Prosta gra, w której rysujemy kredą na ziemi siedem kwadratów i jedno kółko na ich szczycie, a następnie skaczemy po całej trasie w odpowiedniej kolejności. Pamiętam, że my ją lekko zmodyfikowaliśmy i za pomocą kapsli lub kamieni, trzeba było najpierw trafić na pole, na które chciało się dotrzeć (a trzeba było na każde po kolei, od 1 do 8) i dopiero można było skakać.
Pozostaje tylko pytanie czy dalej powinniśmy rysować osiem pól, skoro ośmiu klas już nie ma? :)
4. Skakanka/Szczur
Skakanka w swoim założeniu miała służyć jednej osobie do skakania. Jednak my (jako bardzo kreatywne pokolenie ;) wykorzystywaliśmy ją do wielu innych zabaw. Najpopularniejszą było trzymanie rozciągniętej skakanki przez dwie osoby i kręcenie nią, podczas gdy pozostałe osoby skakały (jak na zdjęciu głównym). Jeśli skakanka była dość długa, spokojnie mogło skakać kilka osób jednocześnie.
Drugim zastosowaniem skakanki jakie pamiętam, był szczur (nie będę ukrywał, że zawsze fascynowało mnie nazewnictwo dawnych gier). Jest to nieco mniej znana gra (tak mi się przynajmniej wydaje), która polegała na tym, że jedna z osób brała skakankę (lub dwie skakanki związane ze sobą) i kręciła nią nisko nad ziemią dookoła siebie, a pozostałe osoby stojące w kręgu musiały nad nią przeskakiwać. Komu się nie udało, zostawał szczurem i trafiał do środka (oraz obrywał skakanką – ryzyko zawodowe).
5. Tarzan
Tarzan jest prosty do wykonania, jeśli tylko mamy w pobliżu właściwe drzewo (jeśli nie mamy, to raczej się nie pobawimy). Do odpowiednio grubej gałęzi przywiązujemy linę, załatwiamy sobie jakieś krzesło albo inną podstawkę (ewentualnie, jeśli drzewo jest dość duże wchodzimy na inną gałąź), chwytamy się liny i bawimy się w Tarzana :) Im starsze dzieci tym z większej wysokości można skakać.
Niektórym ta zabawa nie przechodzi już nigdy:
6. Cymbergaj
To już bardziej skomplikowana zabawa. Potrzebujemy do niej stołu (albo w miarę równego podłoża i kredy), trzech monet, dwóch grzebieni oraz kawałka folii aluminiowej. Grzebienie owijamy folią, monety rozdzielamy po jednej dla każdego z graczy (to będą piłkarze), jedną zostawiamy (jako piłkę), a kredą rysujemy prowizoryczne boisko i jesteśmy gotowi. Za pomocą grzebieni na zmianę uderzamy w swojego „piłkarza”, aby uderzył „piłkę” w kierunku bramki przeciwnika.
Trzeba tylko trochę uważać, bo monety lubiły się gubić. Szczególnie wtedy, gdy komuś akurat brakowało na lody ;)
7. Podchody
Jak tak o tym dłużej myślę, to zaczynam podejrzewać, że w czasach naszego dzieciństwa działało jakieś silne lobby producentów kredy ;)
A tak na poważnie (bo przecież i tak wszyscy wiedzą, że używaliśmy pękniętych cegieł za każdym razem gdy piszę o kredzie), to do podchodów wymagana jest w zasadzie kreda, kamienie, patyki lub jeszcze cokolwiek innego, z czego da się zrobić strzałki na ziemi (lub na ścianach). Jedna drużyna się przemieszcza i zostawia za sobą ślady w postaci strzałek (czasem bardzo dobrze ukrytych), a druga drużyna cierpliwie czeka ustalony czas i po tym czasie, stara się odnaleźć pierwszą drużynę wykorzystując pozostawione wskazówki. Im bardziej kreatywna była drużyna pierwsza, tym trudniejsze zadanie stało przed drugą.
Macie jeszcze jakieś pomysły? Pamiętacie jeszcze o czymś?
Oczywiście jest też jeszcze nieśmiertelny trzepak, ale on już w przeciwieństwie do pozostałych zabaw, wymaga właśnie trzepaka, więc nie u każdego da się to zastosować. Było też kilka zabaw z użyciem scyzoryka, noża czy procy, ale to wam kiedyś opowiem przy okazji w cztery oczy, bo mogliby mnie zamknąć ;)
Tymczasem jeśli ktoś chciałby zerknąć na to jak wyglądają Podwórka NIVEA, to poniżej znajdziecie kilka zdjęć, a jeśli ktoś chciałby takie u siebie, to zapraszam tutaj.
Wpis powstał w wyniku współpracy z marką NIVEA.
Guma, klasy, podchody, skakanka.. to wszystko pamiętam ;) Ale były też zwykłe rzeczy jak łażenie po drzewach, zawieszenie na nich hamaka czy huśtawki. Kiedyś też pamiętam, że dziadek zrobił nam drewniane łuki i strzały (jak i same huśtawki-piękne sa do dziś; ale to już wymaga kogoś uzdolnionego). No i nie wierzę, że zapomniałeś o berku :D
Akurat dzieci bawiące się w berka widuję, więc nie jest to taka zapomniana zabawa jak pozostałe ;)
Co do lukow – my mieliśmy nunchako :D
Niedawno przeprowadziłam na swoim blogu i fejsbuku glosowanie na najbardziej popularna zabawę podwórkową. I miejsce zajęła „Gra w gumę”, II miejsce – „Podchody”, III miejsce – „Zabawa w chowanego”. Wysoko uplasowała się też zabawa „Państwa-miasta”. Pozdrawiam :)
Państwa-miasta były super. Tylko z nauczycielką z niemieckiego nigdy nie chcieliśmy grać, bo zawsze nas pokonywała :/
To nie o tę zabawę chodzi, tylko o podwórkową. Wołało się np. Wywołuję wojnę przeciwko…. Zagarniało się państwa patykiem. Opis na moim blogu ;)
Zupełnie o tym zapomniałam! Rzeczywiście, była taka zabawa :) Ale szczegółów nie pamiętam, szkoda, moze bym kiedyś nauczyła swoje dzieci.
My nazywaliśmy ją grą w Ziemię
U nas przyjęło się 'piwko-przeciwko’, nie wiem skąd taka nomenklatura
Te zabawy w wojnę czy w strzelanego, na które nieświadomi rodzice pozwalają a nawet zachęcaja mają bardzo destrukcyjny wpływ na przyszłość dzieci, to jest oswajanie z wojną, wpajanie nienawiści do bliźnich, agresji i nauka że zabijanie ludzi to normalne czy fajne, programowanie dziecka na zimnego żołnierza a czy chcecie w przyszłości żeby sam poszedł na wojnę i zabijajal albo zginął? Zastanówcie się i obudzdzcie pewnie przez tą telewizję śpicie…
Mam 66 lat i właśnie Wojna była jedną z ulubionych gier. Nawet na myśl mi nie przyszło, że można tak interpretować tą grę. Tu walczyło się o teren a nie zabijało się przeciwnika. Z pewnością nie uczyła nienawiści, wręcz przeciwnie, uczyła dyscypliny, wrażliwości i koleżeńskości. W zasadach można było ustalać zasady pomocy kolegom. Wszystkie osoby, które ze mną grały wyrosły na ludzi wrażliwych i dobrych, pokończyli szkoły i nie zeszli na złe drogi. Z pewnością nie można tego powiedzieć o grach komputerowych, królujących obecnie. Zabijanie jest główną zasadą tych gier i kilka żyć do dyspozycji, w tych grach robi się… Czytaj więcej »
Jako dziecko zawsze bawiłam się w tą grę i sprawiała mi dużo przyjemności.w tej grze ważny był refleks, kto sprytniejszy ten wygrywał. Nigdy ale przenigdy nie wzbudziła ta gra we mnie agresji. Co za głupie porównania,z wojną lub zabijaniem. Widzę że dorośli mają super rozwiniętą fantazję szkoda tylko że idzie ona w złym kierunku. Brak oceniania realiów.
To nie o tę zabawę chodzi, tylko o podwórkową. Wołało się np. Wywołuję wojnę przeciwko…. Zagarniało się państwa patykiem. Opis na moim blogu ;)
Te zabawy w wojnę czy w strzelanego, na które nieświadomi rodzice pozwalają a nawet zachęcaja mają bardzo destrukcyjny wpływ na przyszłość dzieci, to jest oswajanie z wojną, wpajanie nienawiści do bliźnich, agresji i nauka że zabijanie ludzi to normalne czy fajne, programowanie dziecka na zimnego żołnierza a czy chcecie w przyszłości żeby sam poszedł na wojnę i zabijajal albo zginął? Zastanówcie się i obudzdzcie pewnie przez tą telewizję śpicie…
Rewelacja!! W ogóle spędzamy czas z dziećmi na podwórku…
Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam dzieci grające w gumę. Natomiast sama pokazałam kilka dni temu mojej pięciolatce jak gra się w klasy. Ubaw był po pachy szczególnie gdy skakała mama a za nią tata :)
Ogólnie kreda jest jedną z najlepszych zabawek na świecie :)
Z moim braciakiem (jak to się kiedyś mówiło) najchętniej grałam „W noża”. No nie mów, że u Was nie było tej zabawy?
Rzucało się nożem w pole przeciwnika i odkrajało się część.
To były czasy 7-latek z 5-latką z nożem na podwórku nie robili sensacji.
Napisałem na końcu o nożu :) Żeby to jedna zabawa z jego udziałem miała miejsce :)
Tak było ;)
Z moim braciakiem (jak to się kiedyś mówiło) najchętniej grałam „W noża”. No nie mów, że u Was nie było tej zabawy?
Rzucało się nożem w pole przeciwnika i odkrajało się część.
To były czasy 7-latek z 5-latką z nożem na podwórku nie robili sensacji.
mój starszy brat uwielbiał „Czterech pancernych”, a że on ustalał w co się bawimy to zazwyczaj była to wojna (zawsze to ja byłam Niemcem), albo budowanie bunkrów :)
a swoją drogą u mnie po podwórku biega horda dzieciaków i nie wiem w co się bawią, ale mają plastikowe karabiny i krzyczą „Allahu akbar”
My z kolei bawiliśmy się w Drużynę A ;) Też nas czterech było ;)
W jesienne i wietrzne popołudnia, które były dosyć chłodne, podwórka były puste. Wychodziliśmy wówczas z bratem puszczać latawca i po paru minutach na dworze było pełno kolegów.
Przypomniało mi się także, jak w niejedne wakacje graliśmy w manso https://pl.wikipedia.org/wiki/Manzo
Kto z Was grał?
Manso – natknąłem się na to i chyba nawet kiedyś grałem, ale niewiele już z tego pamiętam :)
My graliśmy jeszcze w „bandy” alternatywa do podchodów i ganianego, dzieliliśmy się na 2 drużyny: pierwsza uciekała i chowała się, druga (po doliczeniu do 100) szukała i miała złapać wszystkich z pierwszej – klepnięciem jak w ganianego, obszar gry był wyznaczony kilkoma ulicami, można było się rozdzielać i ustalić czas zabawy.
Druga zabawa to kwadraty: każdy miał swoją płytę betonową (ok 2x2m), pola były przylegające do siebie, jeżeli piłka do nogi odbiła się 3 razy na czyimś polu, lub wyleciała za obszar gry po dotknięciu pola lub gracza to tracił życie.
W kwadraty graliśmy :) W chowanego oczywiście też :) Tylko tych band nie znalem.
ja pamiętam jeszcze „raz dwa trzy Baba Jaga patrzy”
https://pl.wikipedia.org/wiki/Raz,_dwa,_trzy,_Baba_Jaga_patrzy
Pamiętam też jak z rzepów robiliśmy sobie pasy na ubraniach, żeby zawsze mieć je pod ręką i potem nimi się obrzucaliśmy – zabawa była świetna, trochę gorzej jak mama wieczorem musiała owe rzepy z włosów wyciągać bądź co gorsza pukle włosów wycinać, bo inaczej się nie dało :D
Ta, rzucanie się rzepami :D Fajna zabawa, ale lepiej było się później nie pokazywać rodzicom przez jakiś czas :D
rzepy były świetne :)
Można też jednak pozwolić dziecku dalej grać na smartfonie, ale jednocześnie zamienić się w poszukiwacza skarbów w prawdziwym świecie. Polecam GEOCACHING – zabawa polegająca na szukaniu pozostawionych przez innych uczestników pudełek/skarbów poukrywanych w prawdziwym świecie, nierzadko na ulicach którymi przechodzicie codziennie. Do gry potrzebny np. smartfon z GPS na którym jest mapa.
Geocaching jest świetny! Z tym, że najlepiej sprawdza się w miastach, szczególnie dużych :)
Ja pamiętam grę w patyczki, była to taka pochodna chowanego. Na takiej dźwigni zrobionej z deski i kamienia z jednej strony układało się 15 patyczków jedna osoba to rozbijała uderzając nogą w drugi koniec deski, ta osoba która szukała musiała wyzbierać wszystkie te patyczki i z powrotem ułożyć na dźwigni w tym czasie pozostali chowali się. Znalezioną osobę trzeba było zaklepać na tej desce dotykając jej ręką ale jeżeli inny uczestnik był szybszy i pierwszy dobiegł do deski mógł ponownie rozbić patyczki uwalniając w ten sposób wcześniej zaklepanych i wtedy szukający musiał na nowo je zbierać i dalej szukać! Zabawa… Czytaj więcej »
Pełna zgoda ;-) Może po prostu więcej czasu spędzać z dzieckiem, a nie „obok” dziecka. Mam wrażenie, że chyba robię to dobrze, bo po 8 godzinach w pracy dzieciaki (bliźniaki, lat 5) biegną do mnie i wołają: – „Tata, możemy po Tobie poskakać?” Dzieci są „analogowe” co już nie raz pisałem, a nowoczesne technologie TAK, ale stosownie do wieku i przede wszystkim pod kontrolą.
Podoba mi się to stwierdzenie o analogowych dzieciach :) My właśnie się do takiego analogowego wyjazdu szykujemy :)
Tu katalog zabaw jest nieco szerszy http://www.coswiecej.pl/gdzie-sie-podzialy-zabawy-z-naszego-dziecinstwa/
Nie pamiętam dokładnych zasad gry ani jej nazwy (niestety), ale u nas w podstawówce była bardzo modna. Stawło się w kółku blisko siebie i jedną nogę wyciągało do przodu, tak, że wszyscy na środku koła stykali się czubkami butów. Na konkretne hasło odskakiwaliśmy, a jedna z osób próbowała zdeptać reszcie buty. Jak ktoś kojarzy to niech poda nazwę, będę uczyć młodsze pokolenia :D
Nie mam pojęcia o co chodzi, ale brzmi jak zabawa, która rzeczywiście mogła mieć miejsce :D Byliśmy tak dziwni :D
Pomysłowi Kamil, pomysłowi :D
O to, to :D
To był „deptak”
Gra się nazywa Czekolada. I trzeba krzyczeć przy pierwszym skoku Czekolada ;)
Po 7 latach, ale czemu nie ? U mnie ta zabawa nazywała się „Pchełki”. Stawało się w kółku z właśnie wyciągniętą do środka jedną nogą tak, żeby stykać się butami z pozostałymi. I krzyczało się PCHEEEEŁŁKIII, odskakiwało do tyłu i wyliczało do 10.* Następnie osoba, na którą wypadło, musiała „zbić” każdego przeciwnika właśnie nadepnięciem na buta. Była tylko taka zasada dotycząca wszystkich graczy, że zawsze przynajmniej jedna noga musiała dotykać ziemi. Był zakaz skakania i biegania, czyli odrywania jednocześnie obu nóg od podłoża. * W pierwszej turze wyliczali wszyscy. Nie było konieczności zaczynania wyliczania od siebie ani liczenia w konkretnym… Czytaj więcej »
Jeszcze „komórki” były, rysowało się koła, po jednym dla każdego, stawało się w nich, ale jedna osoba, chodziła i pytała „czy ta komórka jest wolna?” można było odpowiedzieć, tak lub nie, a cała zabawa polegała by przeskakiwać z komórki do komórki a osoba pytająca by choć próbowała jedną komórkę zająć.
Kurcze nie wiem czy zrozumiale to opisałam :D
Całkiem zrozumiale ;) Nie grałem w to, ale natknąłem się już na opisy tej gry i były bardzo podobne ;)
a gra w „dwa ognie” lub „zbijanego”? nie pamiętacie? Darliśmy się na całe gardło: „mamo zrzuć nam piłkę (z 4 piętra) i graliśmy do nocy
Dwa ognie były świetne, ale trzeba było dużą grupę uzbierać, żeby się fajnie grało :)
PAŃSTWA MIASTA widzę że ktoś już poruszył tę najlepszą zabawę podwórkową jaka jest (poza zabawą w chowanego w 20 osób – niepokonana). Opiszę zasady szybko jak ktoś nie wie. Koło narysowane kredą (lub kamieniem) na szerokość ulicy, podzielone na części. Tyle części (państw) ile dzieciaków grających, w miarę równych. Potrzebny był też patyk. Każdy po kolei klepał tym patykiem o środek koła mówiąc jakąś rymowankę, gdzie było słowo piwko, ale nie pamiętam dokładnie. A na końcu tej rymowanki było „wywołuję…” i imię któregoś z kolegów. To było wyzwanie, patyk trzeba było rzucić, wyzwana osoba za nim biegła, a reszta uciekała… Czytaj więcej »
Ja byłem pewny, że w to nie grałem, ale po Twoim opisie sobie przypomniałem! Nie dużo, ale jednak miałem przyjemność :)
ooo u nas tez to bylo!!! i jeszcze „zgniłe jajo” :D
Wywołuję naprzeciwko, czarne piwko, czekolada, marmolada – Polska (czy tam inne wybrane państwo).
U nas największe wzięcie miały USA i Ruskie (w tej właśnie wersji)
U nas były „kanty” dwie osoby stawały naprzeciwko siebie pod dwóch stronach osiedlowej drogi(wąskiej takiej) i piłką do kosza rzucaliśmy w kant krawężnika przeciwnika. Trzeba było wycelować tak by piłka się od niego ładnie wybiła i udało się złapać. Jak się złapało miało się punkt i następny rzut, jak piłka uciekła bo nie trafiła w kant lub się jej nie złapało to rzut był przeciwnika. Graliśmy tak do upadłego:D
U nas w 3city nazwaliśmy tę zabawę krawężniki :) było świetnie, był „palant” piłka do tenisa zwykły kij i się biegało za piłką jak się zostało wywołanym, „państwa i miasta” na piachu rysowało się wielki okrąg patykiem , każdy z graczy miał swoje pole z Państwem, a jak został wywołany musiał pędzić by przejąć patyk i zgarnąć część państwa kolegi/koleżanki, i wiele innych zabaw :) u Nas na osiedlu królował „sznur” skakali wszyscy :D
Właśnie mi się przypomniało dzieciństwo i to jak się świetnie kiedyś bawiłam z przyjaciółmi mimo, że nie mieliśmy żadnych cudów techniki… :)
Ja pamiętam jeszcze kilka: 1. Ślepiec na trzepaku – kiedy jedna osoba z zamkniętymi oczami patykiem sunęła wzdłuż trzepaka, a osoby które znajdowały się na nim uskuteczniały małpie harce żeby nie dać się dotknąć badylowi;) 2. Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy – jedna osoba stała plecami do reszty, krzyczała to zdanie i odwracała się. Kiedy się odwróciła reszta towarzystwa musiała stać nieruchomo. Jeśli ktoś się poruszył zostawał czarownicą:) 3. W chowanego, ale tutaj zasad nie muszę chyba przypominać. 4. Klasy. Pamiętam taką dziwną odmianę, że rysowało się na ziemi prostokąt, dzieliło się go na mniejsze obszary, każdemu z nich… Czytaj więcej »
Wow, niezła lista, dzięki :)
Oj było tych zabaw. Zawsze było co robić. No i może dorzucę coś od siebie: 1 gra w kolory – uczestnicy ustawiają się w kole (lub w linii). Ktoś bierze piłkę, rzuca ją i mówi jakiś kolor. Jeżeli jest to kolor czarny (niekiedy też biały), to nie można piłki złapać. Jeżeli się złapało to daje się fanta (lub trzeba wykonać jakieś zadanie). Przy reszcie kolorów trzeba piłkę złapać. 2 gra w krowę – jedna osoba staje, a reszta łapie ją za palce u rąk i powtarza rymowanke „krowo, krowo jakie mleko dajesz?” Krowa wymienia kolory. Jak powie „białe”, to wszyscy… Czytaj więcej »
Była jeszcze gra w Osła. Uderzało się piłką o ścianę bez okien (np.bloku :P),potem ona musiała się odbić od ziemi -i trzeba było przez nią przeskoczyć (musiała przelecieć pomiędzy obiema nogami). Rzucało się coraz wyżej i wyżej-im wyżej to można było sobie pomagać w przepychaniu -rękami. A na końcu dozwolone było przelatywanie piłki tylko pod jedną nogą. Kto nie przeskoczył,lub piłka się przed przeskoczeniem o niego obiła-dostawał karną literkę (najpierw O, potem S…).Kto pierwszy uzbierał wyraz OSIOŁ -przegrywał i był koniec gry :)
Takie fajne zabawy a w obecnych czasach niestety już nieco zapomniane. Dawno nie widziałem dzieci skakających na gumie czy rysujących coś kredą. Nie wspomnę o cymbergaju czy klasach.
Czesc! Rocznik 83 sie klania ? Super bylo poczytac i powspominac zabawy z dziecinstwa. Czy jest ktos kto pamieta zabawe ”Slimak”…. to co pamietam to to ze ryzowalo sie slimaka kreda na chodniku i dzielilo sie na czesci, na koncu byla META! Ale jak to sie w to gralo nie pamietam, chyba sie skakalo po tych ”polach”. Fajnie jakby ktos kto pamieta opisal zasady tej zabawy.
też graliśmy i też nie pamiętam dokładnie zasad :D na polach rysowało się rysunki? to były czasy
Rysowalo ? sorrki. Mozecie poprawic blad? Dzieki!
W Poznaniu w latach 50-tych grywaliśmy w jaja Zabawa polegała na tym że jedno z dzieci wyrzucało piłkę w görę i wywołowało jedno z nas. Piłkę trzebabyło złapać z powietrza i zaraz wywołać inną psobę Jak piłka pdnoła się od ziemi to trzeba było po złamaniu jej trafić jakiegoś zawodnika. Jak siē trafiło to otrzymywał on jedno jajo,a jak ni to jajo dostawał rzucający.jak nazbierał ktoś 3 jaja , to pozostali nadawali w tajemnicy tej osobie pzeudonim. Ale gracz nie wiedział jaki. I często złapał następne jaja. A jak już było kiła osób z pseudonimami tny ubaw. W 1o59 roku… Czytaj więcej »
Krowa, mamo mamo ile kroków do ciebie, sznur i tu wiele możliwości albo przeskoki w parach albo pojedynczo albo na 1 nodze, bądź w kolory. W piłkę też w kolory na czarnym nie wolno łapać. Ale czy ktoś pamięta taką zabawę :rysowala się ślimaka i na nim numerki np od 10 do 0 tylko tyle pamietam, ale nie wiem co dalej. W dwa ognie w kartofle w zbijanego. Budowanie szałas zze skoszonej trawy, w chowanego w gania ego itd itp
A pamiętam jak zmieniali rury i całe osiedle było rozkopane, wszyscy chodziliśmy po rozkopkkach a i po bunkrach się chodziło, byle nie za daleko żeby wrócić.
trzeba miec pol piwnicy do dyspozycji i kiedy padalo robilismy loterie kazdy przynosil jakies zabawaki niepotrzebne rzeczy (bez wiedzy rodzicow) i do kazdej mocowano kolorowe tasiemki i byly tez tz puste losy chyba nic sie nie placilo lub przynosilo sie 1 kg makulatury lub puste butelki (potem sie sprzedawalo) bylo cudnie kiedy sie wylosowalo koleznki lalke lub chlopiec scyzoryk
W pomidora… jedna osoba zadawała zwykle glupie pytanie, osoba pytana odpowiadała tylko pomidor ale nie mogla sie zasmiac.
Super pomysły!
W końcu znalazłam coś sensownego ?
Ja pamietan
Krowo, krowo jakie mleko… I jeszcze
nie pamiętam nazwy ale była taka gra gdzie jedną rzucała w górę piłka, a reszta dzieci nie wiem co miała z nią zrobić ktoś pamięta i przypomni? Piłka parzy albo coś podobnego ??:) i wojsk, a raczej poligon do ćwiczeń jeden komentand pokazywał, a szeregowcy powtarzali. Masa tego było. Teraz jak córka chodzi na dwór nto nagrywają filmiki na tick-toka i jak tu z tym konkurować?!?! Jak się bawić jak c drugie dziecko ma telefon w ręce. ;)
Hopisy czy dunie też były fajnymi grami u mnie na podwórku to był hit. Ustawiało się hopisy i rzucało się w stos plastikowym grubszym a wywrócone były wygranymi.
Panstwa miasta,
Gdy uderzy hiperinflacja dzieci będą mogły znów bawić się w grę hazardową monetami, zwaną „dołkiem”. Jak onegdaj to bywało. Jeszcze mi tych monet trochę zostało szczególnie tych aluminiowych. Dziękuję za uwagę. :-)
Mały opis to co pozostało mi w pamięci. Gra podwórkowa. Rzucało się monetami do dołka w ziemi. Nasz dołek był przy ścianie w uszczerbionej płycie chodnikowej. Ten kto rzucił monetą najbliżej dołka ten zaczynał pstrykać monetami do dołka. Ten kto pierwszy trafił w dołek ten zgarniał pulę. :-) Wiem że były jeszcze inne zasady tej gry ale nie pamiętam ich.
W moim mieście graliśmy w scyzoryki na podwórku.. każdy miał własny scyzoryk i wybierał jakiś kształt; kwadrat, trójkąt, około… i póżniej się rysowało te kształty na ziemi. Oponent musiał rzucać w twoje kształty żeby scyzoryk się wbił w ziemie….