Jak wzmocnić swoją relację z dziećmi w zaledwie 20 minut każdego dnia?

O dziwo, nie jest to kolejny magiczny sposób, na kształt 7 minutowych brzuszków czy jędrnych pośladków w tydzień.

Nie zamierzam was w tym artykule przekonywać, że wystarczy 20 minut dziennie, aby wychować cudowne i genialne dzieci, które będą z nami zawsze wspaniale współpracować. Nie wystarczy. I nie o to mi dzisiaj chodzi. Dzisiaj chciałbym wam pokazać, które dokładnie momenty w ciągu całego dnia są dla nas i dla naszych dzieci tymi najbardziej kluczowymi i jak sprawić, abyśmy na poprawnym ich zagospodarowaniu, jak najwięcej skorzystali.

Krytyczne punkty kontroli, czyli gdzie popełniane są błędy?

W niektórych branżach, m. in. w gastronomii, pojawia się określenie krytycznych punktów kontroli (z angielskiego skrót CCP), czyli miejsc, których trzeba najbardziej pilnować, bo właśnie one powodują najwięcej problemów.

Co ciekawe, w rodzicielstwie też są takie punkty. Ja osobiście naliczyłem trzy. Pierwszym jest poranek, kiedy to rodzice się spieszą, dzieci niekoniecznie i to powoduje tarcia. Drugim punktem jest moment, w którym odbieramy nasze dzieci z przedszkola/szkoły. Zwykle wtedy dzieci są po paru godzinach, w których musiały się „zachowywać” i kiedy są przy rodzicach, czują że mogą spuścić parę (to jest duży test dla rodziców, bo takie dziecięce odreagowywanie nie jest zbyt łatwe). Trzecim i ostatnim CCP jest chodzenie spać, czyli moment, w którym nasze dzieci, mimo widocznego zmęczenia, próbują jeszcze funkcjonować.

Jeśli miałbym szacować, to powiedziałbym, że powyższe trzy „krytyczne punkty kontroli” odpowiadają za zdecydowaną większość wszystkich konfliktów na linii rodzic – dziecko. Tymczasem, aby sobie z nimi poradzić, potrzebujemy tak na prawdę przede wszystkim innego podejścia i możliwe, że trochę więcej czasu (u nas sprawdziły się tytułowe 20 minut – najbardziej potrzebne rano).

Co zatem powinniśmy z nimi zrobić?

Pierwszy i podstawowy punkt, czyli odpowiednią diagnozę, mamy już za sobą. A skoro już wiemy gdzie tkwi problem, to pora skupić się na poszukaniu rozwiązania.

Umówmy się na początku jednak co do jednego – diabelnie ciężko będzie nam szukać rozwiązania, gdy akurat tkwimy w problematycznej sytuacji (którejkolwiek z powyżej opisanych) – pośpiech, zmęczenie, nerwy i emocje (zarówno te dziecięce, jak i już zupełnie dorosłe) robią swoje. Bardzo ciężko wtedy o spokojne i właściwe podejście. Musimy więc zareagować odpowiednio wcześniej.

Jak reagować?

Przede wszystkim odstawiamy do kąta (tak, do kąta! a co!), wszelakie monotonne tłumaczenia, zrzędzenia czy lamenty – one na pewno nie zdadzą egzaminu. Nawet jeśli będziemy mieli rację – dzieci po prostu się wyłączą i nie będą nas słuchać (sprawdzone na sobie i na milionach dzieci przede mną i po mnie).

Na samym początku musimy się więc dowiedzieć od dziecka, dlaczego nie chce z nami współpracować (czyli w skrócie – robić tego co należy). To jest ważne. Najpierw SŁUCHAMY, a dopiero później mówimy. Czy chodzi o to, że jeszcze chce sobie pospać? Czy może o to, że chce się jeszcze trochę pobawić? A może chce się poprzytulać?

Dopiero jak się dowiemy o co naszemu dziecku chodzi, możemy przejść dalej.

Co zrobić z żądaniami naszego małego terrorysty?

Przede wszystkim, musimy przestać traktować naszego dziecko, jak małego terrorystę. To raz.

Po drugie zastanówmy się naprawdę dobrze, ile czasu poświęcamy na codzienne starcia z dzieckiem? Dajmy na to – mamy poranek. My chcemy jechać do pracy i chcemy, żeby dziecko się ubrało, a ono chce się bawić i nie wygląda na to, że jakikolwiek logiczny argument był w stanie zabawę przerwać. To jest bezpośrednia droga do kłótni, w wyniku której mamy zdenerwowanego rodzica, płaczące dziecko i stracone 15 minut. Czyli wszystkie strony przegrywają.

Tymczasem, jeśli ten scenariusz naprawdę wygląda podobnie każdego dnia i każdego dnia toczymy podobny spór, to czy nie lepiej byłoby poświęcić te 15 minut na zaspokojenie tej dziecięcej potrzeby, która powoduje konflikt? Potrzeby zabawy, przytulenia czy jakiejkolwiek innej? Przecież czasu upłynęłoby tyle samo, lecz zamiast naderwanej więzi między rodzicem i dzieckiem (i mnóstwa straconych nerwów), wzmocnilibyśmy tę więź. A dziecko z zaspokojonymi potrzebami, to dziecko współpracujące.

Ja osobiście nie znam innej drogi

Szczególnie, że dzieci tak czy inaczej „zabiorą” nam czas. One mają swoje metody. Uwierzcie mi. W taki czy inny sposób, one swoją potrzebę bliskości zaspokoją. Będą tę potrzebę komunikować odpowiednio wcześniej i jeśli będziemy przygotowani, to możemy wykorzystać ten moment, aby naszą więź z dzieckiem wzmocnić. Więź, na której nam przecież tak bardzo zależy i która będzie procentować w przyszłości.

Natomiast jeśli nie zareagujemy albo z powodu pośpiechu czy natłoku różnych spraw zignorujemy dziecięce potrzeby, to nasze dzieci upomną się o swoje i to niestety kończy się najczęściej w mało przyjemny dla obu stron sposób.

Ja i wielu innych rodziców się już o tym mało przyjemnym sposobie przekonało. Kolejni nie muszą.

Na koniec jeszcze do przemyślenia, polecam słowa redaktor naczelnej magazynu DZIECKO, pani Joanny Szulc:

„Zmierzyłam – wychodzenie z dzieckiem do szkoły trwa dokładnie tyle samo, gdy mówię co chwila „pospiesz się” i gdy pozwalam robić wszystko we własnym tempie. Tylko w tym drugim przypadku wychodzimy uśmiechnięte.”

Sprawdziłem to u nas i wszystko się zgadza. Podobnie jest z chwilą, gdy wracamy do domu i gdy dzieci kładą się spać. Spokojny rodzic, uspokaja dziecko i łatwiej przekonuje je do współpracy, podczas gdy nerwowy zwykle nie ma na to szans.

Warto też mieć na uwadze, że nawet jeśli czasem poświęcimy na te wspólne chwile nieco więcej czasu, niż planowaliśmy, to już za kilka lat będą to te momenty, do których będziemy tęsknić. Cieszmy się więc nimi, zamiast ciągle narzekać, jakim to kłopotem są :)

Prawa do zdjęć należą do Teresa.

25
Dodaj komentarz

avatar
9 Comment threads
16 Thread replies
1 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
11 Comment authors
MuffkaNudy nie maKamil NowakTomasz Ciosekmammamika Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Marta Sobczyk-Ziębińska
Gość

Ja mam to opanowane i konfliktów nie mamy w tych punktach :D Rano wstaję 30 minut przed młodą, żeby ogarnąć siebie i zrobić śniadanie. Potem budzę ją i mamy jakieś 10 minut tulenia w łóżku, potem ubieranie, mycie zębów, śniadanie (jakieś 20 minut) i pozostaje nam jeszcze około 15 na oglądanie bajek lub zabawę :D Matka mistrz! Przy odbieraniu z przedszkola się nie śpieszę, bo i nie mam po co, wpadamy do domy albo na plac zabaw, zależy od pogody. A spanie, no cóż, kąpiel, zabawa w wodzie, czytanie bajki i wtulona usypia w 5 minut :) Matka 3 razy… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

No u nas bardzo podobnie – jak się tylko uda obudzić odpowiednio wcześnie, to cały poranek przebiega gładziutko ;) a z pozostałymi etapami dużo łatwiej było nam wrzucić na luz, więc już od dłuższego czasu nie było tam tarć :)

Tomasz Ciosek
Gość

A jak budzisz, gdy młody człowiek wcale nie chce wstać w ostatniej chwili. A co dopiero pół godziny wcześniej.

Tomasz Ciosek
Gość

Wielki szacun. Muszę się tego nauczyć. Nie wiem co prawda czy zadziała na starszego człowieka. Warto spróbować!

Ania K
Gość
Ania K

Kamil, niezmiennie Ciebie uwielbiam! :-). My wstawanie opanowaliśmy. Ja wstaję dużo wcześniej i mam spory zapas, akurat tyle czasu, by bawić się przy zakładaniu portek dwulatkowi ;-). Przy zasypianiu odpowiadam na tysiąc pytań i bywa, że sama zasnę, ale uwielbiam ten moment, gdy wtulony głaszcze mnie po twarzy, a małe rączki mocno trzymają.Nie zawsze łatwo, bo tylko ja się tym zajmuję, a często robota czeka, ale sama siebie poprawiam i powtarzam sobie, że to magiczne chwile. Poza tym, odkrycie, już udaje się powiedzieć Smykowi, że teraz mama ma zajęcie i za 15 minut się pobawimy. A On rozumie! Dziecko mistrz… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

Też byłem zdziwiony, ale czasami traktowanie dziecka jak normalnego człowieka i powiedzenie mu, że z chęcią spędzimy z nim czas, ale musi trochę poczekać, rzeczywiście jest najlepszym rozwiązaniem ;) tylko za żadne skarby nie wolno ustalonego czasu przekroczyć :)

Tomasz Ciosek
Gość

Problem jest wtedy, gdy naprawdę masz do zrobienia sporo a młody człowiek nie grzeszy cierpliwością.
Ale cóż – nikt nie mówił że będzie łatwo ;-)

Ania K
Gość
Ania K

Tomasz, jak wciąż tak mam. Bywa, że się irytuje, że Krzysiek nie chce zasnąć, ale wtedy przypominam sobie, że On to wyczuwa i jest jeszcze gorzej. Siedzę po nocach, ale wierzę, że wyśpię się, gdy pójdzie na studia ;-)

Tomasz Ciosek
Gość

To jeszcze chwilę potrwa ;-)

Ania K
Gość
Ania K

Święta prawda, ale wciąż się tego uczę. W jednym z tekstów pisałeś o tym, by każdego dnia, powoli, pilnować siebie i swoich emocji. Pracuję nad tym usilnie i już widzę efekty! Może robimy wszystko wolniej, ale za to z jaką radością! dzięki :-)

Zuzanna Marecka
Gość
Zuzanna Marecka

Dziękuję za ten wpis :) Na pewno sprawdza się empatia, ale gdy naprawdę mamy mało czasu i musimy działać szybko – pomaga poczucie humoru, na szczęście na to u dzieci zawsze możemy liczyć. Nie znoszę wcześnie wstawać, córka też, i kiedyś zawsze rano wojowałyśmy. Sytuację uratowały wspólne wygłupy i rymowanki. Opisałam to z resztą kiedyś na blogu. Może będziecie mieli ochotę przeczytać. Pozdrawiam :) http://tytyimama.pl/rymowanka-na-dzien-dobry/

Tomasz Ciosek
Gość

I wyrabiacie się z tym wszystkim w planie czy musicie w tym celu wstawać wcześniej?

Tomasz Ciosek
Gość

Diagnoza dobra. Jak zawsze ;-)
U mnie zamieniłbym punkt odbioru ze szkoły (tu zwykle jest w porządku) na ten, który będzie za około godzinę. Chodzi mi o zabranie się za pracę domową. Tu jest kosmos. A że zwykle prace domowe potrafią przeciągać się do momentu kładzenia spać (a co!) to mamy niezłe combo, nad którym naprawdę ciężko zapanować.
Wciąż się tego uczymy :(

Kamil Nowak
Gość

U nas z zadaniami domowymi zwykle jest problem tylko na początku. Później dzieci wpadają w rytm i jakoś to idzie :) Jednak z rad, które mogę dać, to polecam stawianie na samodzielność – twoje zadanie, twoja sprawa. Jasne, na początku trzeba o nim przypominać czy przeczytać jak jeszcze dziecko nie czyta, ale jednak starać się pozwalać mu odrabiać zadanie samodzielnie.

Tomasz Ciosek
Gość

Tak to powinno być to prawda. Niestety nie zawsze działa i niekiedy skutkuje sporymi zaległościami. Potem dopiero jest awantura :-)

salus salus
Gość
salus salus

Chyba, o ile pamięć mnie nie myli… najlepszy wpis- bo życiowy!!
Salusiowo.blogspot.com

Renia Hanolajnen | Ronja
Gość

„Krytyczne punkty kontroli” – podoba mi się :) A jak to działa w gastronomii? Chodzi o to, żeby nie przypalić kotleta? :D
Masz rację, nie wpadłam na to, ale u naszego przedszkolaka to też są trzy najtrudniejsze punkty dnia. Jedynie zasypianie mamy jako tako opanowane, a z wychodzeniem do przedszkola i powrotem bywa różnie. Tyle, że te dwa zadania należą do Męża. I już wiem, co zrobię: podeślę mu ten wpis :)

Kamil Nowak
Gość

W gastronomii dwoma punktami najważniejszymi jest:
1. Przyjęcie towaru – trzeba ocenić wygląd, zapach, sposób transportu itp. i jak nie ma uwag, to można przyjąć.
2. Przechowywanie – głównie chodzi o pilnowanie odpowiedniej temperatury w lodówkach i zamrażarkach.

Jeśli tych dwóch pilnujesz to wszystko będzie w porządku ;)

Nudy nie ma
Gość

Jako żywieniowiec z wykształcenia trochę Cię tu poprawię :-))) Tych punktów bywa znacznie więcej. Chociażby obróbka termiczna – np. trzeba osiągnąć jakąś temperaturę we wnętrzu kotleta, aby wybić ewentualne bakcyle. Wszystko zależy od procesu technologicznego. A tak na poważnie, to dla mnie słowem klucz jest CIERPLIWOŚĆ i – słowo daję – jeśli mój mąż pozwoli mi kiedykolwiek na zrobienie tatuażu, to właśnie takie słowo sobie wytatuuję :-))) Ja teoretycznie wiem, jak wszystko powinno wyglądać i czego nie robić, żeby i tak nie pogorszyć sytuacji, ale czasami tej cierpliwości mi właśnie brakuje. Wpadam w stan, któremu daleko do zen i… potem… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

Takich punktów może być więcej, ale u nas akurat Sanepid jest zdroworozsądkowy i wymaga tylko tych dwóch :)

A cierpliwość, to ja bym z chęcią gdzieś zakupił, nie ukrywam :) Tak ze 20 kg na zapas :)

Nudy nie ma
Gość

Zamówmy hurtowo, może dadzą jakiś dobry upust ;-)

AfterKorpo
Gość

Ja też to kiedyś wyczaiłam i wieczorem, nawet jak mam dużo do zrobienia,a moja córka zdecydowała, że dziś do sypialni zamierza się czołgać jak żołnierz idę za nią spokojnie,bo wiem, że poganianie nic nie da. Gorzej z jedzeniem śniadania rano, nie mam sumienia zrywać jej wcześniej jak dobrze śpi, a ona praktykuje totalny żywieniowy chillout, gdybym jej nie pomogła, jadłaby 40-50 minut, więc mimo iż w temacie jest samodzielna, czasem ją karmię, bo nie ma wyjścia. Nie ma złotego środka na dzieciaki :-) No i co też zaobserwowałam, że dużo daje jak kieruje tak rozmową, że jej się wydaje, że… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

Jaka manipulacja? :D Jak możesz tak mówić, kiedy my przecież dajemy dziecku wybór? :D No wiesz co ;)

Co do śniadania, to u nas zawozimy na śniadanie już do przedszkola, a starsze same wiedzą, że jak są głodne to trzeba jeść i szkoda na jedzenie przeznaczać zbyt dużo czasu, bo są inne ciekawsze rzeczy do robienia ;)

mammamika
Gość

oj, prawda …:)

Muffka
Gość
Muffka

U nas jest jeszcze jeden punkt zapalny, mianowicie wizyta gosci (znajomych, rodziny), dzieciaki rozemocjonowane zachowuja sie glosno, krzycza, biegaja, nie reaguja kompletnie na nic co sie do nich mowi, efektem jest ze zamiast rozmawiac z goscmi przekrzykujemy sie przez dzieciecy halas :-( brak kompletnej reakcji :-(