Wychowawcza metoda, który zadziałała, gdy wszystko inne zawiodło

Co zrobić, gdy spróbowaliśmy już niemal wszystkiego, aby pomóc naszemu dziecku i dalej nie ma efektów? Jak uchronić je i jego otoczenie przed nim samym?

Rodzicielstwo bliskości dla wybranych?

„Zdarzało mi się już wielokrotnie usłyszeć, że to całe rodzicielstwo bliskości jest skuteczne tylko przy niektórych dzieciach. Przy dzieciach, które i tak byłyby „grzeczne”. I że nie mam pojęcia jak to jest mieć w domu dziecko, które naprawdę daje popalić, więc powinienem zewrzeć gębę. Że nie wiem jak to jest mieć dziecko, które potrafi dokuczać innym czy którego ataki złości przypominają ślepą furię – niemal niemożliwą do powstrzymania i które do tego wszystkiego pozostaje kompletnie głuche na jakiekolwiek werbalne tłumaczenia, bo jego okresy skupienia uwagi są jeszcze zbyt krótkie.

I wtedy też zwykle dowiaduje się, że gdybym tylko miał takie dziecko, to bardzo szybko porzuciłbym te bzdurne pomysły o bliskości i „wyjaśnił gówniarzowi siłą”, że takie numery nie przejdą.

Widzicie jednak – to nie do końca jest prawda, że ja nie wiem jak to jest żyć z takim dzieckiem. Wręcz przeciwnie. Ja doskonale wiem jak to jest. Sam mam jedno. I ku mojemu wielkiemu ubolewaniu, parę razy naprawdę załamałem już ręce nie wiedząc kompletnie, co jeszcze mógłbym zrobić. Jak jeszcze mógłbym mu pomóc zrozumieć/wytłumaczyć, że to co robi krzywdzi jego samego i innych, skoro spróbowałem już niemal każdego sposobu?”

Dzisiaj jeden z tekstów, które bardzo trudno mi się pisało, ale który mam nadzieję – pomoże innym w podobnej sytuacji.

Jak to jest? Gdy powoli tracisz nadzieję na zmianę?

Na początku, chciałbym jednak, abyście wyobrazili sobie przykładową sytuację, w której dziecko nie pozostawia niemal żadnej drogi wyjścia:

Bawicie się z dziećmi w pokoju. Budujecie coś z klocków. Wtedy, przez nieuwagę, jedno z waszych dzieci, burzy drugiemu budowlę. Piękną, wielką, długo konstruowaną budowlę. Pojawia się więc krzyk, płacz i chęć odwetu. Jako rodzice próbujecie powstrzymać dziecko przed tym. Próbujecie z nim porozmawiać. Próbujecie je przytulić. Wyrażacie zrozumienie dla jego sytuacji i ogólnie chcecie mu pomóc.

Niestety ani przytulenie, ani jakiekolwiek inne argumenty nie docierają. Cel jest jeden – zburzenie budowli – a jeśli rodzice staną dziecku na drodze, to oni staną się celem. Atak skierowany w rodzica co prawda nie jest zbyt silny, ale jest bezustanny. Jeśli uciekniecie, dziecko pójdzie za wami. Jeśli się gdzieś zamkniecie, to będzie waliło w drzwi, aż je otworzycie. Jeśli spróbujecie dziecko przytrzymać, aby nie robiło wam krzywdy – zacznie kopać, gryźć i robić cokolwiek w jego mocy, aby się wydostać.

Co robicie?

To niestety nie jest koniec. Inne metody też nie działają

Obrócenie całej sytuacji w żart, spróbowanie rozśmieszania czy jakiejś innej techniki odwrócenia uwagi może zadziałać, ale tylko chwilowo. Jednorazowo. W efekcie za kilka dni sytuacja się powtórzy i to prawdopodobnie w większej skali, bo dziecko nie poradziło sobie jeszcze z ostatnimi emocjami, a już pojawiły się kolejne.

Jakiekolwiek rozmowy w spokojnych chwilach też nie skutkują, bo dziecko ma jeszcze na tyle krótkie możliwości skupienia uwagi, że zanim zdążycie dojść do jakichś sensownych wniosków czy rozwiązań, to ono będzie już w drugim pokoju bawiło się w najlepsze (w cokolwiek ciekawszego niż owa nudna rozmowa).

Już dawno nie czułem się tak źle

Nie ukrywam, że ciężko mi się o tym pisze, bo to był mój problem już od pewnego czasu i nie ukrywam – nie zawsze potrafiłem sobie z tym poradzić. Czasami miałem ochotę po prostu uciec. Z najzwyklejszej wręcz sytuacji potrafił stworzyć się konflikt, który potrafił trwać i nawet godzinę (chociaż wtedy czułem, jak gdyby to była wieczność). A ja przez ten cały czas próbowałem dotrzeć do mojego dziecka, pomimo jego złości, bez jednoczesnej utraty kontroli nad własnym zachowaniem.

Dopiero z czasem nauczyłem się wychodzić z tego wyzwania zwycięsko. A i to nie zawsze.

W tym miejscu chciałbym też zauważyć, że ta ilość dziecięcej wytrwałości w dążeniu do swojego celu była tak niesamowita, że to właśnie ona pomagała mi myśleć, że nie wszystko jest stracone i że ta cecha naprawdę będzie ważna w życiu, więc teraz muszę tylko znaleźć sposób, aby ją jakoś ukierunkować.

Tylko jak dotrzeć do dziecka, które owemu docieraniu się dość mocno opiera?

Przez bardzo długi czas nie miałem pojęcia.

W pewnym momencie wydawało mi się, że naprawdę spróbowaliśmy już wszystkiego. Rozmów i tłumaczeń, grania w gry planszowe nawiązujące do emocji, czytania książek na temat radzenia sobie ze złością, zabawy, która miała służyć do rozładowania negatywnych emocji, zajęć sportowych czy ćwiczeń w domu, aby zdrowo ukierunkować tą niespożytą energię – i nic.

To znaczy oczywiście większość z tych chwil wspominamy bardzo dobrze, ale niestety, gdy na horyzoncie znowu pojawiały się owe „burzowe chmury”, to wszystko wracało do punktu wyjścia i nie widzieliśmy żadnego postępu. Znowu musieliśmy przechodzić przez to samo.

Dopiero niedawno mnie olśniło

Przeglądałem posiadane książki w poszukiwaniu jakiejś z receptą i mój wzrok padł na półkę pełną podręczników do gier fabularnych (coś jak granie w amatorski teatr, w którym wcielamy się w różne role).

Oczywiście te podręczniki nie dotyczą wychowania dzieci, ale zastanowiłem się wtedy: a co gdybyśmy się zamienili rolami? W formie zabawy oczywiście, ale co, gdyby to moje dziecko zagrało rolę rodzica, a ja grałbym zdenerwowane dziecko, które nie radzi sobie z napływem silnych emocji?

I chyba wreszcie trafiłem w sedno

Co sprawiło, że tak uważam?

Przede wszystkim fakt, że w przeciwieństwie do normalnych rozmów – rozmowy w trakcie odgrywania takich scenek mają pełną uwagę mojego dziecka. Chłonie wszystko i jest w pełni skupione na tym co się dzieje i na tym o czym mówimy. W efekcie nawet po kilku dniach bez problemu wszystko przywołuje z pamięci.

Po drugie – ogrywanie roli rodzica pozwala dziecku zrozumieć jak trudnym jest być po przeciwnej stronie i myślę, że pomaga mu ćwiczyć empatię.

Po trzecie – dzięki temu, że odgrywając dziecko bardzo dużo opowiadam o „swoich” emocjach, moje dziecko też o nich więcej opowiada, gdy samo wpada w złość. Dzięki temu dużo łatwiej jest znaleźć źródło problemu i go rozwiązać – wcześniej rozmowa była niemal niemożliwa.

I już po czwarte, ostatnie – gdy moje dziecko odgrywa rodzica, to niekiedy uczy mnie czegoś, jakiegoś rozwiązania, na które sam prawdopodobnie nigdy bym nie wpadł, a które później mogę bez problemu powielić.

Pierwszy raz od dłuższego czasu jestem taki spokojny o moje dzieci.

Na koniec: Co powiedziałbym samemu sobie kilka tygodni temu?

Co powiedziałbym temu gościowi, który zaczynał wątpić w całe to rodzicielstwo bliskości? W cały ten pomysł, że zawsze jest jakiś sposób, aby współpracować z własnym dzieckiem? Gdy przecież tak łatwo byłoby je zmusić do posłuszeństwa…

Przyznaję, że bywało cholernie ciężko w niektórych chwilach nie dać się takiemu myśleniu. Bywało, że naprawdę miałem ochotę się poddać. I teraz chciałbym mieć możliwość powiedzieć samemu sobie kilka tygodniu temu, że jest jeszcze jeden sposób. Trochę nietypowy, ale warty wypróbowania.

Dlatego też mimo oporów przed opisaniem tej sytuacji (przyznawanie się do błędów nie jest najmocniejszą ludzką stroną – szczególnie na forum publicznym), postanowiłem to zrobić, bo ja sam chciałbym, aby ktoś zrobił to dla mnie. Chciałbym nie musieć przechodzić przez to wszystko. I mam szczerą nadzieję, że dzięki opisaniu całej tej historii, jakiemuś rodzicowi i jego dziecku, rzeczywiście uda się tego uniknąć.

Prawa do zdjęcia należą do Sharon.

29
Dodaj komentarz

avatar
13 Comment threads
16 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
16 Comment authors
Kamil NowakAgnieszka JaśkiewiczOlga | More SimpleGregPatEmilia Sz Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Tylko dla Mam.pl
Gość

Rodzicielstwo bliskości = bliskośc rodzcia :)

Anita JR
Gość

A czytałeś już „Rodzicielstwo przez zabawę” Cohena? Bo to książka, która kieruje właśnie w tę opisaną przez Ciebie stronę.

Kamil Nowak
Gość

Zacząłem ponad miesiąc temu i niestety leży na półce. Chyba muszę po niego znowu sięgnąć :)

Emilia Sz
Gość
Emilia Sz

Miałam dokładnie takie samo skojarzenie i wlasnie chcialam pisać identyczny niemal komentarz. To nie będę się powtarzać ;)

Pani Fanaberia
Gość

Och to wszystko przede mną, ale na pewno sposób godny uwagi zwłaszcza z nieco starszymi dziećmi… Z Zo na razie sprawdza się gniecenie papieru i rzucanie zgniecioną kulką – o ile oczywiście mam pod ręką papier i o ile Zo chce współpracować, bo kiedy wpadnie w spiralę histerii i agresji ciężko jest ją z niej wyciągnąć. Rodzicielstwo Bliskości jest mi zdecydowanie bliższe niż inne metody wychowawcze, ale ostatnio stwierdziłam, że ten nurt daje dużo dobrego przede wszystkim rodzicom, bo pozwala spojrzeć na zachowanie dziecka z innej perspektywy. Jednakże mimo tego, że mam z tyłu głowy tą i inne metody wychowawcze… Czytaj więcej »

Justyna
Gość

To gniecenie i rzucanie papieru serio działa? Od dziecka wmawiali mi, że tak, i wciąż nie rozumiem dlaczego. Dla mnie to tylko zamiana jednego agresywnego zachowania na inne, w dodatku wyjątkowo mało efektywne. Albo po prostu ja jestem uprzedzona do tej metody bo za każdym razem wyobrażam sobie, jak takie wyżywanie się na skrawku papieru musi śmiesznie wyglądać z boku :)

Pani Fanaberia
Gość

U nas działa, co więcej zamienia agresję w śmiech – nie wiem czemu rzucanie zgniecionej kulki papieru na ziemię moją Zo bawi:) Też byłam sceptycznie nastawiona do tego, ale chyba wolę to niż rzucanie się na ziemię itp. akcje :)

Kasia
Gość
Kasia

Dzień dobry. Regularnie czytam Pana blog i zawsze na koniec zostaje z pozytywnym doświadczeniem, odczuciem, lub cenną uwagą czy poradą, aż do dzisiaj. Nie zalezy mi na przekonaniu Pana do czegokolwiek, ale z jakiegoś powodu bardzo mi zalezy na napisaniu mojego odczucia. Uważam, ze zamienianie sie rolami w chwilach konfliktu czy trudnej sytuacji, na dłuższą metę moze mieć negatywny wpływ na dziecko. Każdy jest w swojej roli w odpowiednim czasie, i taka zamiana tylko na dłuższą metę moze wprawić w oglupienie. Sytuacja, lecą klocki, dziecko przeżywa frustrację, rodzic z siebie wychodzi – trudno. Taki czas, takie miejsce, taka rola. Zamienianie… Czytaj więcej »

Paweł Pruszkowski
Gość
Paweł Pruszkowski

Nigdzie autor wpisu nie stwierdził, że bawi się w zamianę ról w chwili trwania konfliktu. Podczas takich chwil nie ma możliwości, żeby takie skomplikowane operacje przeprowadzać. Chodzi o coś innego; chodzi o to, żeby w chwilach spokojnej zabawy zamieniać się rolami z dzieckiem i wtedy bawić się w „trudne dziecko”. Dzięki temu dziecko musi zmierzyć się z emocjami rodzica, który uspokaja jakoś rozhisteryzowane „potomstwo” (czyli tak naprawdę rodzica, który wczuł się w rolę ;)). Przypadkiem kiedyś zastosowaliśmy tą metodę z naszą córką, gdy miała coś chyba 2,5 roku. Po serii zabaw, gdzie to ona była mamą, a mama córką, jej… Czytaj więcej »

Kasia
Gość
Kasia

Przepraszam, jakos mi sie to tak polaczylo, rozwalone klocki, emocje, to zamienmy sie rolami, rzeczywiscie, moze zle zrozumialam. W dalszym ciagu nie uwazam ta metode za pomocna. Uwazam ja wrez za sluzaca do manipulacji, ktora w tym wieku nie robi nic dobrego dla dzieci „Zobacz jak mamusia sie czuje, jak Ty jestes taki niedobry, zobacz z czym tatus musi sobie radzic, jak Ty jestes takim „trudnym dzieckiem” Uwazam to za ciosy ponizej pasa. Dziecko nie moze, a nawet nie powinno zastanawiac sie jak rodzic sie czuje, dlaczego? Bo to jest dla niego ZA DUZO! Dlaczego pokazywac dwulatkowi jak sie trzydziestolatek… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

O rany, ale strasznie dużo sobie nieprawdziwych rzeczy dopowiedziałaś do tego co napisałem. To ćwiczenie nie polega na tym, że ja wyśmiewam dziecko czy pokazuje mu jak mam ciężko z nim – to ćwiczenie polega na tym, żeby dziecko miało okazję wcielić się w rolę innej osoby. Zobaczyć całość z innej strony. Na tym właśnie polega nauka empatii, jednej z najważniejszych umiejętności jaką powinniśmy nabyć, a której tak wielu ludziom brakuje. Proszę o tym poczytać. Zupełnie nie widzę tutaj miejsca dla manipulacji czy przekazu, że dziecko nie może być dzieckiem – oczywiście, że może być – ale musi też szanować… Czytaj więcej »

Kasia
Gość
Kasia

A gdzie ja napisalam ze bicie kolegi jest dobre? Jeszcze raz. Zamiana rol rodzic – dziecko ma bardzo negatywne skutki dla dzieci. I prosze mi nie wmawiac, ze poprzez zabawe pt: “chodz synku, zamienmy sie rolami” czyt.: “zobacz jak to jest byc swoim tatusiem” nazywa Pan uczeniem empatii? Oj, czy to troche ostro powiedziane? Ale czy jest w tym cos nieprawdziwego? UWAGA! Jezeli juz ktos bardzo chce sie pobawic w “role”, moze byc dozwolone pokazanie dziecku jak sie czuje Jego rowiesnik (chociaz I tak wielkim fanem nie jestem , ale juz lepiej). Tutaj moze byc mowa o pokazaniu uczuc, empatii,… Czytaj więcej »

Joanna Jaskółka
Gość

Ja dodam, w związku z tym, że wiesz, jak aktywne dziecko mam, że bardzo dużo dały rozmowy o uczuciach. No wiem, ble ble ble, Kasdepke, te sprawy, ale myślę, że oboje doszliśmy do takiego samego wniosku – pomoc dziecku zrozumieć emocje – swoje lub innych – to jest wyjście.

Kamil Nowak
Gość

Ja podejrzewam, że my całkiem podobny ten jeden egzemplarz mamy…

Kaja Marchel
Gość
Kaja Marchel

A jakie polecasz gry planszowe o emocjach dla dzieci i książki. Będę wdzięczna za podpowiedzi :).

Kamil Nowak
Gość

Z gier polecam Pytaki, a z książek Lew Staszek i Kraina Uważności.

calareszta.pl
Gość

Fajny pomysł, dla mnie niestety na razie w wielu momentach niewykonalny. Dzieci jest troje. Ja udaję dziecko (które? to, które zburzyło i nie czuje, że cokolwiek się stało, czy to, któremu zburzono i chce odwetu?), a dziecko udaje mnie (które dziecko? co się dzieje z pozostałymi dziećmi)? Metoda fajna w granicach rozsądku i w odpowiednim wieku dzieci.

Kamil Nowak
Gość

Oczywiście taka zabawa musi mieć miejsce w formie jeden na jeden, bo ona musi mieć wymiar indywidualny. W przypadku większej ilości dzieci, musimy być bardziej kreatywni, aby udało nam się ją przeprowadzić :)

Zofia Bogusławska
Gość
Zofia Bogusławska

Tekst bardzo adekwatny do naszej młodszej z którą aktualnie mamy status „ręce opadają” i „co więcej można zrobić”. 4-latek zapętlający się 10 razy dziennie i kończące się zapasy cierpliwości u rodziców :( A powiedz mi, masz jakiś sposób na takie sytuacje w aucie? Zdarza się (ostatnio dość często) że w aucie jest napad szału pt.”upadło mi coś i nie przyjmuję do wiadomości że nie ma jak teraz podnieść bo mamusia prowadzi” co kończy się albo kopaniem w fotel przed nią, albo bardziej niebezpiecznymi akcjami typu wychylanie się na bok z fotelika. Rozmowa daje potęgowanie szału, milczenie daje stabilizację poziomu szału… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

Przeżywałem to i w przypadku krótszych tras, gdy się nigdzie nie spieszyłem – po prostu zatrzymywałem samochód i czekałem na uspokojenie (zabawki nie podnosiłem, żeby dziecko nie potraktowało tego jak zachęty do zabawy, że ono ją rzuca, a ja zatrzymuje samochód). Głównie ze względu na bezpieczeństwo się zatrzymywałem i czekałem na przeminięcie furii.

Polecam też sadzać dziecko, które kopie w fotel, za siedzeniem pasażera, bo kierowca kopany po plecach to nie jest najlepsze rozwiązanie (wiem z autopsji).

Zofia Bogusławska
Gość
Zofia Bogusławska

Ależ córka właśnie tam jest posadzona. Ja to mam najczęściej na krótkich trasach (15-25km, bo tyle mam z pracy/zajęć dzieci do domu). Tyle ze na „nie spieszenie się” nie mam co liczyć.. i szczerze.. nie wyobrażam sobie zatrzymywać się i czekać, aż dziecko przestanie. To samo robię w aucie. Wyjaśniam co mi się nie podoba, czego oczekuję i czekam. Ale wiesz.. kopanie w fotel z furią najzwyczajniej w świecie zalicza się dla mnie do niszczenia, równie dobrze może zacząć kopać w szybę. Ja sie w aucie potrafię „wyłączyć” i skupić na jeździe pomimo krzyków, wrzasków i kopania. Nie o to… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

Z tym odsuwaniem fotela i zdejmowaniem butów, to robiłem bardzo podobnie. Jeśli furia nie przeszkadza w prowadzeniu samochodu, to myślę, że wystarczy ograniczyć do tłumaczeń i niedługo to przeminie. Można też przed każdym startem profilaktycznie buty zdejmować :)

Marysia Kurcaba
Gość
Marysia Kurcaba

Ty masz złośnika, a moje dziewczyny (4 i 2 lata) to straszne uparciuchy :) Oczywiście, że chciałabym, żeby mnie słuchały, ale przypatrujac się Twoim metodom coraz mniej mi na tym zależy. Podoba mi się ta indywidualność mojej czterolatki. To urodzona pani dyrektor :) Jako trzylatka, kiedy inne dziewczynki chciały być w przyszłości księżniczkami, ona mówiła, że będzie kierownikiem budowy :D Nie będę biła dziecka, żeby robiło to co ją chcę, bo to zniszczy jego charakter. A ją chcę, żeby moje dziewczyny wyrosły na pewne siebie i charakterne kobiety ;)

Emilia Sz
Gość
Emilia Sz

Miałam dokładnie takie samo skojarzenie i wlasnie chcialam pisać identyczny niemal komentarz. To ten, nie będę się powtarzać ;)

GregPat
Gość

z wychowaniem bywa różnie , szczegolnie jak sie da dziecku szlban hehe
http://www.patrzalka.pl/1230/a-to-za-szlaban-na-kompa

Kamil Nowak
Gość

O rany :D

Olga | More Simple
Gość

Hmmm czasem się tak bawimy. Rzeczywiście chłopaki dużo potrafią w trakcie takiej zabawy mądrych rzeczy powiedzieć i wczuwają się w rolę. Niestety duży (6 lat) już coraz mniej jest zainteresowany taką zamianą ról. Czuje podstęp :) pomimo, że przecież podstępu nie ma…

Agnieszka Jaśkiewicz
Gość
Agnieszka Jaśkiewicz

Super koncepcja! Ogólnie pomysł bardzo mi się podoba, jednakże w mojej głowie zaświtała jedna niepewność… Czy udając wściekłe, rozkapryszone dziecko, nie utrwalę w dziecku takiego okazywania tych emocje? Czy ta metoda zadziała w sposób oczekiwany względem każdego dziecka, czy też wpływ takiej metody może być indywidualny? A może coś źle zrozumiałam i chodzi o to, aby pokazać dziecku właściwy sposób okazywania emocji…

Kamil Nowak
Gość

Bardziej chodzi o to, aby pokazać dziecku w jaki sposób przejść od rozkapryszonego dziecka, jak to określiłaś, to spokojnej osoby, która zachowuje się zgodnie z pewnymi zasadami określonymi w danej grupie.