Szkoła nie zabija dzieciństwa

A dorosłe życie to nie niewolnictwo.

Szkoła jako zabójca

Po wczorajszej dyskusji, jaka rozgorzała na temat posyłania dzieci do szkoły, kołacze mi głowie jedna myśl. Skąd w ludziach wzięło się tak silne przeświadczenie o tym, że szkoła zabija dzieciństwo? „Nie posyłam dziecka do szkoły wcześniej, żeby mogło dłużej być dzieckiem”. Nie wiem jak u innych, ale szkoła mojego dzieciństwa nie zabiła. Szkoła zabija kreatywność i zdolność do samodzielnego myślenia, to na pewno. Ale dzieciństwo? Najpiękniejsze lata moje dzieciństwa przypadają na czas, kiedy chodziłem do szkoły. Zaraz po szkole szliśmy pokopać na boisko, później wdrapywaliśmy się na drzewa w lesie i skakaliśmy na „Tarzanie”, żeby zakończyć dzień przy Playstation albo jakimś filmie na VHS. A co było przed tym, jak poszedłem do szkoły? Niewiele pamiętam. Zerówkę jak przez mgłę, a lata ją poprzedzające prawie w ogóle. Lata szkolne to zdecydowanie najlepsze lata mojego dzieciństwa.

Współczesny niewolnik

Jeśli udało Ci przeżyć już szkołę i nie stracić całej radości jaką niesie ze sobą życie, to na pewno stracisz ją całą, jak tylko dorośniesz i pójdziesz do pracy. „Nie posyłam dziecka do szkoły wcześniej, żeby nie musiało wcześniej iść do pracy i płacić na ZUS, bo w końcu to jedyny powód tej reformy”. Rozpoczęcie pracy jest obecnie synonimem rozpoczęcia życia niewolnika do niemal końca swoich dni. A jedyną nagrodą jaka nas czeka na końcu drogi, jest głodowa emerytura. Już nigdy nie będziesz szczęśliwy. Już nigdy nie będziesz wolny. Już nigdy nie spełnisz swoich marzeń. Wszystkie najlepsze lata masz już za sobą. Jedyne co możesz robić to ciężko pracować, żeby podtrzymywać swoją egzystencję i karmić ZUS. I wiesz co? Nie zgadzam na to.

freedom

Wolność… kocham i rozumiem, wolności… oddać nie umiem.

Kocham moje życie

Kocham moją żonę, moje dzieci, moją rodzinę i przyjaciół. Lubię to co robię i chociaż czasami zdarzają się cięższe momenty, to nie ma mowy, abym chciał się cofnąć do czasów mojego dzieciństwa. Tamte czasy były piękne, to prawda. Żyliśmy wtedy w zupełnie innym świecie. Wszyscy byli mili, byliśmy bezpieczni. Było cudownie. Jednak to co mam teraz jest o wiele piękniejsze. Jest pełniejsze. Jako dorosły człowiek, mogę znacznie więcej niż mogłem jako dziecko. Wiem więcej. Rozumiem więcej. Moje możliwości są praktycznie nieograniczone. Chcę, żeby moje dzieci mogły jak najdłużej cieszyć się podobną wolnością.

Pisklaki

Dzieciństwo winno być wspaniałym okresem naszego życia. Powinno być okresem, do którego będziemy chcieli wracać myślami. Jednak powinno być tylko okresem. Powinno mieć początek i zdecydowanie powinno mieć koniec. Nie można zbyt długo trzymać dziecka przy sobie. Wiem, że nasz instynkt mówi nam co innego. Wiem, że rodzice mają tak silne pragnienie bezpieczeństwa własnego dziecka, że dla kogoś kto nie ma dzieci, będzie ono irracjonalne. Rodzice zrobią wszystko, dosłownie wszystko, dla swojego dziecka. Znam to uczucie doskonale. W pewnym momencie trzeba jednak wypchnąć pisklaka z gniazda. Dla jego własnego dobra. Im później to zrobimy, tym będzie ono cięższe i tym większe będzie prawdopodobieństwo, że spadnie.

Prawdziwa wolność

Nasz okres dzieciństwa można porównać do dzikiego zwierzęcia, które narodziło się w zoo. Wszyscy, których w swoim życiu spotyka są uprzejmi. Opiekują się nim. Dają mu jeść i pić kiedy tylko chce. Może się bawić i może odpoczywać, kiedy ma na to ochotę. Istny raj. Jednak w momencie, kiedy to zwierze dorośnie i zostanie zabrane na wspaniałą, ogromną sawannę, to nie będzie chciało już nigdy wrócić do klatki. Tak samo jest z dziećmi. One dobrze wiedzą, że na „sawannie” nie będzie już tak łatwo. Nie będą już tak bezpiecznie. Jednak w głębi siebie chcą podjąć to ryzyko i spróbować swoich sił. Bo sawanna daje coś, czego klatka nigdy nie da. Bezkresne możliwości spełniania własnych marzeń.

Jeśli dotarliście do tego momentu, to po pierwsze jest mi niezwykle miło. Byłbym też niezwykle wdzięczny, gdybyście uznali ten artykuł za warty udostępnienia dalej, bo dzięki temu będzie on miał szansę trafić do kogoś, kto być może również potrzebuje go przeczytać.

17
Dodaj komentarz

avatar
6 Comment threads
11 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
8 Comment authors
BartoszmartaBlog OjciecszarszSzymon Kuźniak Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Strzyga
Gość

Dziękuję za cenny punkt widzenia.

Szymon Kuźniak
Gość

Super, dyskusja w internetach! Podobno gdzieś, kiedyś, ktoś, kogoś przekonał w internecie do swojego zdania :) Czuję się trochę wywołany do tablicy, bo to pod moim komentarzem zajawiłeś ten tekst. Masz całkowitą rację: dzieciństwo musi się kiedyś skończyć. Masz też rację, że szkoła go nie zabija. Co więcej, nie robi tego nawet praca, bo jak się idzie do pracy, to dzieciństwo jest już tylko miłym wspomnieniem (na szczęście nie mieszkamy w Chinach, czy innej Tajlandii). Mam wrażenie, że z całej wczorajszej dyskusji straciliśmy jej sedno. Dzieci mogą iść do szkoły w wieku 6 lat. Ba! Mogą i w wieku 5… Czytaj więcej »

Blog Ojciec
Gość

Niestety, ale Publiczne Przedszkola nie są ogólnodostępne. Zawsze brakuje miejsc. Wystarczy spojrzeć na to co się teraz dzieje w Warszawie – nagle wszyscy rodzice wychowują dzieci samotnie, żeby tylko mieć miejsce w przedszkolu. Nie mówiąc już o pieczeniu ciastek. Cieszę się, że wróciłeś do sedna dyskusji. Zgodzę się, że reforma nie była doskonała i została wprowadzona z błędami. Jednak nie zgodzę się, żeby te błędy były podstawą do tak wielkiej wrzawy, jaka się wokół tematu wytworzyła. Tą wrzawę podnieśli nadopiekuńczy rodzice, którzy na każdym kroku dopatrywali się wyimaginowanych uchybień. A to że sale nie są gotowe, a to że nauczyciele… Czytaj więcej »

Szymon Kuźniak
Gość

Trudno mieć pretensje do rodziców, ze skorzystali z furtki, o którą przecież walczyli. No i te problemy chyba nie były takie do końca wyimaginowane, bo skoro reforma była wprowadzana nieudolnie, to coś na rzeczy musiało być.
Zgodzę się natomiast, ze zabrakło konsekwencji, bo skoro wprowadzanie reformy rozpoczęto, to powinna być ona wprowadzona do końca. Przynajmniej nie byłoby problemu kilku roczników w jednej klasie.

szarsz
Gość
szarsz

„Niestety, ale Publiczne Przedszkola nie są ogólnodostępne. Zawsze brakuje miejsc. Wystarczy spojrzeć na to co się teraz dzieje w Warszawie”

I rozwiązanie widzisz w wykopaniu dzieci przedszkolnych do szkół (i nieudolnej próbie przekształcenia szkół w przedszkola), zamiast w zapewnieniu dzieciom dostępu do przedszkoli? Zadziwiające, doprawdy.

Kolejna sprawa – nie jest prawdą, że dzieci sześcioletnie nie były objęte opieką przedszkolną przed reformą. Nie umiem znaleźć w tej chwili statystyk, więc nie rzucę linki, ale są one ogólnodostępne i jeszcze w 2011 95% sześciolatków chodziło do zerówek. Problem dostępności jest, ale dotyczy dzieci młodszych, trzyletnich.

Blog Ojciec
Gość

Ten cytat na który się powołujesz, dotyczył zdania Szymona, że u nas w Polsce dzieci idą do przedszkoli w wieku trzech lat – pokazywałem, że tak nie jest, bo jest problem z dostępnością. Nie uważam, żeby sześciolatki nie miały dotąd obowiązku przedszkolnego. Zerówka istnieje „od zawsze” i zawsze była obowiązkowa. Nie napisałem nigdzie moje zdania odnośnie przedszkoli, stąd dziwią mnie Twoje wnioski. Ja jestem jak najbardziej za tym, żeby zapewnić dzieciom dostęp do przedszkoli i fakt, że w naszym Państwie tego nie ma, jest haniebny. Nie twierdzę, że remedium na brak miejsc w przedszkolach, jest obecna reforma. Nie uważam też,… Czytaj więcej »

szarsz
Gość
szarsz

„Nie uważam też, że polega ona na przekształceniu szkół, w przedszkola. ” Ależ polega. Jak zauważyłeś, dzieci w zerówkach nie uczy się podstaw pisania i czytania, choć są do tego gotowe, a dzieciom w pierwszej klasie usiłuje się wydzielić miejsce do zabawy na podłodze – jak w przedszkolu. „Czy wiesz, że w zerówkach jest obecnie zakaz nauki literek i cyferek? Żeby dzieci w pierwszej klasie miały równy start?” Wiem, bo mój syn był w takiej zerówce. Co nie zmienia mojego przekonania – im później do polskiej szkoły, tym lepiej dla dziecka, a czytania i miłości do czytania dziecko uczy się… Czytaj więcej »

marta
Gość
marta

„a czytania i miłości do czytania dziecko uczy się w domu, od rodziców, a nie w szkole z jej nudnymi przedwiecznymi lekturami” – sorry, że wtrącę się do dyskusji, ale się nie zgodzę z taką opinią. w moim domu nikt nie czytał książek, bibliotekę pierwszy raz zobaczyłam w szkole, uwielbiałam większość obowiązkowych lektur i pasją do czytania zarazili mnie w szkole, a nie w domu. nie można tak uogólniać, ponieważ wszystko zależy głównie od indywidualnych predyspozycji dziecka, a szkoła jednak często odkrywa przed nim to, czego nie mogli z różnych względów dać rodzice.

Klaudia O.
Gość

Nie mogę się z Tobą zgodzić. Wcale nie uważam, że najlepszy okres dzieciństwa to okres szkolny, gdyż u mnie było odwrotnie. Nie żebym szkoły nie lubiła, ale o wiele lepiej było mi na świecie zanim do niej trafiłam i w przeciwieństwie do Ciebie pamiętam bardzo wiele z tego okresu. Pójście do szkoły było oczywistyą kolejnością, ale cieszę się, że nie zostałam zmuszona trafić tam wcześniej. Czas, który był mi dany przed szkołą wspominą jako beztroski i najwspanialszy okres. Nie uważam, aby skrócenie tych chwil mogłoby przynieść mi coś dobrego. Jednak najwazniejsza kwestią w tym wszystkim jest właśnie wyfrunięcie z owego… Czytaj więcej »

marta
Gość
marta

w ten sposób można odwlekać wejście w dorosłość w nieskończoność… wystarczy już chyba, że większość młodzieży buja się na nic nie wartych studiach i garnuszku rodziców do 25 roku życia czy też dalej, a potem mają w plecy te kilka lat doświadczenia, które ich mniej leniwi rówieśnicy wykorzystali właśnie na szukanie swojej ścieżki – metodą prób i błędów, podejmując różne przypadkowe prace. nie oszukujmy się, wiele osób wybiera studia bez żadnego rozeznania na rynku pracy, po to, żeby sobie przedłużyć beztroskie życie. mając 25-26 lat i papierek ze studiów można się bardzo rozczarować, bo ktoś kiedyś wmówił nam, że jak… Czytaj więcej »

tomek q
Gość

Dzięki za kolejny tekst (kurcze zbieram się powoli – czuję się zainspirowany i zmobilizowany – do popełnienia jakiegoś tekstu dot. edukacji i wielkie dzięki za to jeszcze raz :) ). Szkoła nie zabija dzieciństwa – no tak, wydaje mi się, że masz rację :) Jednak dodałbym ( ;) ), że choć szkoła nie zabija dzieciństwa to wyobrażam sobie lepszy sposób na spędzanie tego czasu ;) Mam wrażenie, że wszyscy (i ja i ty też) jesteśmy obarczeni mnóstwem stereotypów i idących za tym uogólnień. Na przykład piszesz we fragmencie ‚pisklaki’ o konieczności wyfruwania z gniazda – to, to jest potrzebne. Uważam,… Czytaj więcej »

Blog Ojciec
Gość

Całkowicie się zgadzam, że wyrzucanie pisklaka to musi być proces. To była metafora :) I już nie mogę doczekać się Twojego tekstu, bo myślę że mamy dużo wspólnego :)

szarsz
Gość
szarsz

„Szkoła zabija kreatywność i zdolność do samodzielnego myślenia, to na pewno.” No i to jest samo sedno. Jak się dziecko wysyła do szkoły w wieku lat siedmiu, to daruje mu się rok nieskrępowanego rozwoju. Rok możliwości i rozwijania zainteresowań, rok swobodnego zwisania z drabinek trzy razy dziennie, rok oszczędzania pleców od parukilogramowych plecaków – taktak, siedmiolatek jest zawsze większy i silniejszy niż rok wcześniej, a plecak pozostaje ten sam. W końcu – rodzice dzieci z roczników mieszanych wiedzą, co robią – siedmiolatek wbrew huraoptymistycznym zapewnieniom ministerstwa jest przeciętnie lepszy w organizacji pracy, słuchaniu i wykonywaniu poleceń nauczyciela, wykonywaniu prac wymagających… Czytaj więcej »

Blog Ojciec
Gość

Problem jest w tym, że gdyby rodzice nie walczyli, nie byłoby roczników mieszanych. Nie byłoby dzieci „kiblujących”, jak to się kiedyś zwykło mawiać. Nie znajdziemy tutaj złotego środka i każdy musi posłużyć się własnym rozumem, aby wybrać to co dla jego dziecka jest najlepsze (byle nie kosztem innych dzieci).

Z jednej strony zabieram rok dziecińśtwa, z drugiej strony dajemy rok dorosłości. Co jest lepsze, zależy od tego, jak widzimy dzieciństwo i jak widzimy dorosłość.

szarsz
Gość
szarsz

Ależ oczywiście, że byłyby. Mój syn byłby w takim, jako ostatni siedmiolatek w systemie szkolnym. Przypominam, że bunt przeciw reformie podnieśli głównie rodzice dzieci z rocznika 2006, który W CAŁOŚCI miał iść do szkoły razem z „moim” rocznikiem 2005. Rodzice dzieci z 2005 roku w części zdecydowali się posłać sześcioletnie dzieci do szkoły – prawie wyłącznie z lęku przed „kumulacją” roczników. Reformę odroczono wówczas o dwa lata, co spowodowało bunt kolejnych roczników – dokładnie taki sam. A reformodawcy zdziwieni, bo przecież kto by się spodziewał, ze powtórka tego samego pomysłu spowoduje takie same reakcje… „z drugiej strony dajemy rok dorosłości.”… Czytaj więcej »

Blog Ojciec
Gość

Z tą różnicą nastąpiłaby ta „kumulacja”, że sześciolatki byłyby w jednych klasach, a siedmiolatki w drugich. Nie znalazłyby się fizycznie w jednej klasie. Obecnie to jednak następuje.

„można ją dziecku ustawić od samego początku dobrze, jeśli bez problemu trafi do czołówki klasy,”

Jeśli dziecko trafi do czołówki klasy, to może osiąść na laurach. Uważam, że lepiej jest być najgorszym wśród najlepszych, niż najlepszym wśród najgorszych. Przynajmniej w pierwszym przypadku mamy cały czas motywację do rozwoju. Nawet jeśli jest ciężko.

Bartosz
Gość
Bartosz

Wow Mega podsumowanie?