
Nie będę przepraszał za to, że moje dzieci są dziećmi!
Dostałem wczoraj maila od czytelniczki:
„W skrócie zarysuję tylko, co przydarzyło się mnie i mojej trójce dzieciaków dzisiaj w kościele, by jako wierzący, byliśmy świętować niedzielę Zmartwychwstania.
A wytrącił mnie z równowagi starszy mężczyzna, który pod koniec mszy, najwyraźniej wściekły, nachylił się do mojego dwuletniego syna i powiedział, cytuję, Jeżeli się nie zamkniesz, to odgryzę ci uszy!
Zdołałam jedynie powiedzieć, że on ma tylko 2 lata, bo odjęło mi mowę i dwójce moich starszych, siedzących obok dzieci – 8 i 10 lat – także, ten najmłodszy oczywiście niczego nie zrozumiał.
Rozumiem osoby, którym rozrabiające dzieci przeszkadzają w skupieniu się na modlitwie i jeżeli tylko mogę, zajmuję z moimi miejsca jak najbardziej z tyłu i też staram się jak najciszej rozpraszać mojego najmłodszego, jeżeli widzę, że jest już znudzony czy zmęczony i zaczyna dokazywać.
Tym razem jednak znaleźliśmy wolne miejsca już tylko w środku rzędu ławek, jednak ja mogłam jak zwykle skupić się bez większych przeszkód ze strony syna na przeżywaniu Eucharystii. Jedyne, co robił, że mógł przeszkadzać, to nie siedział na miejscu, jak student na wykładzie, tylko bawił się książką albo pieniążkiem pod naszymi nogami lub próbował wspinać się na klęcznik lub nasze siedzenia. Czasami oczywiście coś skomentował głośno. Już pod koniec zaczął bardziej marudzić, ale rozpraszałam go przytulaniem, braniem na ręce i zwracaniem szeptem uwagi na coś interesującego w otoczeniu.”
Czyli podsumowując, jak na dwulatka w kościele, zachowywał się naprawdę całkiem w porządku i bez większych zastrzeżeń.
Niestety to nie pierwszy raz, kiedy ktoś nie potrafił się zachować
Jeśli miałbym tutaj wybierać strony i decydować, kto zachował się niewłaściwie, chamsko i powinien więcej się w owym kościele nie pokazywać, to nie będę pokazywał palcami, ale ów „starszy mężczyzna” musiałby szukać innej parafii.
Niestety to nie jedyna taka historia.
Kilka dni temu natrafiłem na historię, w której rodzina z czwórką dzieci przeprowadziła się do nowej dzielnicy i jedna ze starszych sąsiadek kilka razy dopytywała ze zdziwieniem, pomieszanym ze złością, czy na pewno tych dzieci mają AŻ cztery. I w końcu z niechęcią stwierdziła, że może jakoś to przeżyje.
O ile będą cicho.
Natomiast najlepszym podsumowaniem tego dokąd zmierza ta fobia, jest obraz, który wyraża więcej niż tysiąc słów:
Nie pamięta wół, jak cielęciem był
Warto mieć na uwadze, że każdy z tych dorosłych, zarówno ten „starszy pan”, jak i „ta sąsiadka” czy też osoby, które stworzyły ten zakaz gry w piłkę, też byli kiedyś dziećmi. Najczęściej w czasach, gdzie nie tyle grzecznie biegali po boisku i kopali w piłkę z kolegami (bo to raczej późniejsze pokolenia), ale raczej w czasach, gdzie ganiało się po lasach wygrzebując powojenne niewypały albo skakało po zamkniętych placach budowy, gdy tylko schodzili z niego robotnicy.
W sensie bardzo często ci, którzy obecnie udają świętszych od papieża, to są ci sami, którzy za młodu łamali najwięcej zakazów i najczęściej popadali w konflikt z prawem. Wtedy nie potrafili żyć w społeczeństwie i jak widać, obecnie dalej nie potrafią.
I teraz oni będą mówili mi i innym rodzicom, co moje dzieci mogą, a czego nie?
Haha.
Nie.
Nie lubisz dzieci? Masz do tego prawo
Ba! W dzisiejszych czasach masz nawet mnóstwo miejsc, gdzie dzieci nie wpuszczają albo gdzie po prostu dzieci nie ma.
My zresztą również, gdy z żoną jedziemy gdzieś sami na wakacje, to ZAWSZE wybieramy hotele „tylko dla dorosłych”, bo dzieci na co dzień mamy pod dostatkiem i ja muszę powiedzieć, że uwielbiam to rozwiązanie. Dlatego też absolutnie rozumiem wszystkich, którzy również z takich przybytków korzystają. Nie lubicie dzieci? Korzystajcie z takich miejsc do woli.
Tylko miejcie na uwadze jedną rzecz.
Dzieci są częścią naszego świata
Możecie za nimi nie przepadać, możecie nie być fanami i niekoniecznie musicie mieć kubki oraz koszulki z napisem „Wszystkie dzieci nasze są” (wręcz gdy nie macie dzieci, to mogłoby to być lekko przerażające). Tylko wasza niechęć do dzieci nie oznacza, że teraz cały świat ma się do was, wielmożnych państwa dostosować, żeby zrobić wam przyjemność i żebyście nie musieli sobie nimi zawracać głowy.
Dzieci są nierozerwalną częścią naszego świata. Niemowlaki, dwulatki, pięciolatki oraz nastolatki. One wszystkie są naszą przyszłością. I jak wspomniałem, są miejsca gdzie można ich uniknąć, ale to nie znaczy, że ja teraz nie będę pozwalał moim dzieciom chodzić do parku, do sklepu, na plażę czy do restauracji, bo ktoś może poczuć się z tym źle.
Oczywiście będę pilnował tego, aby zachowywał się adekwatnie do sytuacji, czyli np. nie krzyczały w lokalu albo nie wchodziły na stoły (WTF?), ale nie będę przepraszał, gdy na przykład głośniej się zaśmieją albo zaczną płakać, bo to są rzeczy, których bardzo często w tak młodym wieku kontrolować się nie da i jest to coś całkowicie normalnego (nie mówiąc o tym, że wielu dorosłych też tego nie potrafi).
Zresztą, gdy się nad tym głębiej zastanowić, to najczęściej właśnie dorośli, którzy nie radzą sobie z własnymi emocjami, mają problem z tym, że dzieci sobie z tymi emocjami próbują poradzić (często z lepszym skutkiem). Widzicie o jak absurdalnej sytuacji my tutaj mówimy?
„Źdźbło w oku bliźniego widzisz, a belki w swoim nie dostrzegasz.”
Myślicie, że wam jest ciężko, gdy lecicie samolotem z płaczącym dzieckiem?
To może zaskoczcie samych siebie i pomyślcie dla odmiany o tym, co czuje drugi człowiek? Co czuje to dziecko? Albo rodzice? Przecież ono nie płacze, żeby wam zrobić na złość, tylko najprawdopodobniej dlatego, że czuje ból (fizyczny lub innego rodzaju).
Kiedyś znajomy opowiadał, że był z siebie bardzo dumny, bo jechał pociągiem w jednym przedziale z płaczącym dzieckiem i w ogóle się nie zdenerwował. Taki był zadowolony, że postanowił się tym podzielić ze znajomą psycholożką dziecięcą i ona w odpowiedzi tylko zapytała:
– A czy gdyby w tym przedziale płakał dorosły, to też byłbyś z siebie taki dumny, że się nie zdenerwowałeś?
Ta sytuacja idealnie obrazuje jak łatwo zachowania, które u dorosłego człowieka wywołałyby w nas współczucie czy nawet chęć pomocy, w przypadku dzieci, wywołują u nas najczęściej jedynie złość.
Dlatego też ja się wypisuje z klubu przepraszających za to, że moje dzieci istnieją
Oczywiście jak wspomniałem, będę się starał pilnować, żeby nie przekraczały pewnych granic, ale nie zamierzam przepraszać za to, że żyją i że zachowują się dokładnie tak samo, jak my wszyscy zachowywaliśmy się, gdy byliśmy dziećmi (!).
Jeśli chcemy wychować dojrzałych członków społeczeństwa, to musimy im pozwolić zobaczyć jak to społeczeństwo działa, musimy im pozwolić na to, aby powoli do tego społeczeństwa wchodziły, a nie chronić je pod kloszem z obawy, że ich zachowanie może komuś zepsuć humor.
Szczególnie, że jeśli są dorośli ludzie, którym jeden głośniejszy dziecięcy krzyk czy jeden głośniejszy płacz, może zepsuć humor, to oni nie mają problemu z naszymi dziećmi, tylko mają problem sami ze sobą (co z kolei oznacza, że to nie jest nasz problem).
Nie dajmy się więc ludziom, którzy straszą nasze dzieci odgryzieniem uszu, bo dwulatek nie zachowywał się w kościele jak student na wykładzie (zresztą wtedy najpewniej, wcale by w kościele nie było :).
Nie dajmy się ludziom, którzy oczekują, że nasze dzieci będą cały czas siedziały w domu i nawet nie zagrają w piłkę, bo to zbędny (!?) hałas.
Pozwólmy dzieciom być dziećmi, tak jak nasi rodzice pozwalali nam
Zaakceptujmy to, że dzieciństwo to okres, który rządzi się chociaż w części swoimi prawami i nasze dzieci będą miały jeszcze całe życie, by być dorosłymi. A w międzyczasie doceńmy to ile radości i ile uśmiechu potrafią te maluchy (i nie tylko maluchy) wnieść do naszego życia, ilu rzeczy możemy się od nich dowiedzieć o świecie i o sobie samych i jak wspaniale potrafią zmienić nasze spojrzenie na wiele spraw, znacznie wzbogacając nasze życie. Bo dzieci, to nie tylko małe biegające generatory hałasu, ale też bardzo często przewodnicy po tym, co naprawdę istotne.
Jeśli też nie zgadzasz się na takie traktowanie dzieci i też wypisujesz się z klubu przepraszających za to, że dzieci istnieją, będę wdzięczny za udostępnienie tego tekstu dalej, bo dzięki temu ma szansę trafić do ludzi, do których powinien trafić i razem mamy szansę na zmianę tego, jak zaczynają być traktowane dzieci współcześnie.
Prawa do zdjęcia należą do Joe.
Dodaj komentarz
81 komentarzy do "Nie będę przepraszał za to, że moje dzieci są dziećmi!"
Czy możesz podać sposób na nakłonienie dwulatka do wysiedzenia całej mszy w ciszy i skupieniu?
To bardzo proste. Nie zabierać go na mszę. Nie w tym wieku. Każda przedszkolanka Pani powie, że dziecko w tym wieku nie skupia się nawet na fajnej zabawie dłużej niż 10 min
A kiedy zabrać dziecko do kościoła? Na jego własną komunię? Wtedy już będzie wiedziało jak się zachować?! WTF?! Kosciol jest dla wybrańców? Nie zabierać dwulatka, a 5latek, czy 12latek to niby jest w kościele skupiony i z pełną świadomością głęboko przezywa Eucharystię?🤔😱 A z innej beczki, jeśli nawet nie zabierac, to co niby rodzice mają z dziećmi zrobić żeby pójść do kościoła?! kościół jest tylko dla dorosłych? Bulwersujące.
W nas w kosciele jest msza dla rodzicow z malymi dziecmi. I problem z glowy.
Gdyby msza nie byla taka nudna dzieci chetnie by siedzialy sluchaly. Ja to tylko wejde do kosciila id razu chce mi sie ziewac a ci takie dziecko ma zrobic ? 😂
Zaproponuję konsensus. Dorośli niech chodzą na msze dla dorosłych, a dzieci powinno starać się zabierać raczej na msze skierowane do młodszych osób.
Mi ksiądz powiedział, że dzieci do 7 lat generalnie nie muszą chodzić do kościoła. W związku z tym ja też nie chodzę, bo nie mam z kim dzieci zostawić.
Niestety, ja też jestem zdania, że tak małych dzieci nie powinno się zabierać do kościoła. Nie tylko takie dziecko nie umie wysiedzieć przez godzinę, ale także narażone jest na infekcję wśród tłumu ludzi. Podstawy wiary i religii przekazujemy dziecku w domu, a do kościoła może po raz pierwszy pójść tak jak do szkoły. Natomiast jeżeli rodzice nie mają z kim zostawić dzieci, to niech idą do kościoła pojedynczo. I sprawa załatwiona.
Świetnie, niech rodzice w takim razie przestaną chodzić na mszę przez kilka lat.. nie każdy ma z kim zostawić maluchy w niedzielę. Po to są msze dla dzieci, żeby co wrażliwsi mogli ich unikać. Jeśli mamy dziecko nauczyć jak się w kościele należy zachować, to musimy je tam zabierać. Niepoważny jest ten, kto sądzi, że ta nauka poskutkuje już po pierwszej wizycie.
Zgadzam się z Tobą, ja za to wywaliłabym stare dziady moherowe z kościoła, bo akurat pasuje im godzina mszy dla dzieci to idą pół godziny przed i zasiadają w ławkach a potem pretensje
Chyba nie masz dzieci, bo pi…lisz jak poj…ny
,,pitolisz jak pojarany,,? Możliwe. Dzięki za cenną uwagę, wezmę ją sobie do serca:)
„Nawet dwulatek jednak – jako ojciec podrośniętej dwójki wiem, co piszę – z grubsza zrozumie, jeśli poda mu się czytelny komunikat, że teraz trzeba być w zasadzie cicho (oczywiście z grubsza). To nie jest tylko i wyłącznie kwestia takiego czy innego wychowania – również nauki samoopanowania, wyciszenia czy szacunku do innych.”
Mnie bardziej ciekawi, jak wyegzekwowałeś od dwulatka zachowania, których nazw nie jest w stanie ani powtórzyć, ani zapamiętać. Już widzę tę rozmowę:
” Dziecko, idziemy do kościoła. Proszę, bądź opanowane i wyciszone, z szacunku dla innych.”
„Dobrze, tato.”
Tylko czy kiedykolwiek zrozumie, jak nie będzie chodził i nie będzie mu tłumaczone, co się dzieje i ile do końca? Jeśli dwulatka nie weźmie się na basen „bo on nie umie pływać” to on pływać nigdy się nie nauczy i potem piętnastolatek też na basen nie pójdzie, bo wciąż nie będzie umiał…
Obawiam się, że nie był Pan nigdy z dwulatkiem na basenie. Ja byłem i powiem Panu co się z nim robi. Pozwala mu się być w brodziku, gdzie wody jest wystarczająco żeby mógł się bawić (oswajać z nią) i żeby się nie utopił.
Mnie rodzice zabierali żebym zrozumiala. Tlumaczyli. W końcu zmuszali. Nie musze pisac chyba z jakim skutkiem. Czyli jak chcemy się wyrwać do fryzjera czy koleżanki to udaje sie jakos zostawić dzieci a raz w tyg do kościoła to juz nie ma opcji. Swoja droga kazda parafia powinna zorganizować choc 1 msze dla dzieci w tygodniu i po sprawie.
Ja bym zacytował co bym takiemu staruchowi odpowiedział ale niestety publikowanie takich treści w Internecie jest karalne..
Dziecko zabiera sie do kosciola po to, by calym soba chlonelo atmosfere, by czyli zapach swiec, widzialo mnostwo ludzi spiewajacych, modlacych sie, by oswajalo sie z byciem wsrod innych i uczylo zasad. Dziecko zabiera sie do kosciola, bo to tez jego kosciol! Jego miejsce! Ma takie samo prawo do niego jak kazdy dorosly! Jak nauczyc dziecka obcowania wsrod innych jesli ciagle jest izolowane.. „bo jest za male”! Paranoja..to jak nauka jazdy autem na papierze. Nie da sie! Dzieci do kosciolow, muzeow, galerii sztuki! Niech chlona calym soba I wyrastaja na pewnych siebie, cuekawych i wrazliwych ludzi!!
Mój mąż zeszłego lata dał upust swojej złości na sąsiadkę, która z balkonu głośno zwyzywała dwóch chłopców kopiących piłkę na trawniku pod blokiem. Nie przebierając w słowach dał jej do zrozumienia, że jest wrednym babsztylem, który z innymi babsztylami pewnie narzeka, że „dzieci to teraz tylko w komputerach, a za moich czasów…” – za naszych czasów osiedla nie były obklejone zakazami, boiska nie były zamykane na klucz, a place zabaw dla wybranych dzieci, bo osiedle jest prywatne. I moje dzieci będą bawić się jak na dzieci przystało – głośno, bo mają do tego święte prawo.
Niektórzy idą o krok dalej. Mam sąsiadkę, której przeszkadza płacz mojej 19 miesiecznej córki (mieszkamy w bloku i niestety ściany są cienkie). Według niej płacze 24h na dobę (co oczywiście nie jest prawdą), a ja nie potrafię jej uspokoić. Więc nawet w domu dziecko nie może być sobą. Ta sama sąsiadka wyzywa swoich nastoletnich synów od debili…
OOO kolejna życzliwa sąsiadka. Moje dziecka też lubiło popłakać, także w nocy niestety. Sąsiadka piętro niżej uderzała w kaloryfery, gdzie rozum ???
Najgorzej, ze czasem rodzice niektórych dzieci nie rozumieją, ze dzieci to tylko dzieci albo aż dzieci, i tez ludzie …:/
U nas ksiądz na święceniu jajek powiedział że jeśli rodzice nie umieją uspokoić dzieci to niech wyjdą na dwór :/
czas zmienić kościół… nasz ksiądz nigdy na żadne dziecko płaczące albo chodzące po kościele nie narzeka :) wręcz przeciwnie nawet do niego gada :)
A nie przyszło Ci do głowy że nie miała z kim tego dziecka zostawić i musi je wszędzie brać ze sobą? Nie każdy ma babcię, ciocię i inne osoby do pomocy przy dzieciach, a mąż od rana do do wieczora w pracy/albo nie ma męża/ojca i tak bywa w życiu. Wiem bo sama to przechodziłam. Moja koleżanka, samotna matka również swoich synów zabierała wszędzie z sobą do urzędu, na szkolenia, na rady pedagogiczne. Bo z kim miała ich zostawić w domu ? Na opiekunkę nie było ją stać!
Droga Pani, szczerze współczuję, że nie ma/ nie miała Pani wsparcia w wychowywaniu dziecka/dzieci. Nie twierdze, że źle zrobiła ta Pani zabierając dziecko do kościoła. We wszystkim trzeba mieć umiar, może wystarczyło wyjść na chwile przed kościół.
Ja też zabieram swoje dziecko gdzie się da i nie mam z nim problemów bo nie prowokuję sytuacji, w której 3 latek mógłby się nudzić.
„Jedni mają lepiej, bo…” po prostu mają, trudno żeby wszyscy żyli w biedzie, bo niektórym się nie wiedzie. Ci co to mają lepiej, też zazwyczaj niosą swoje krzyże- nie oceniaj, nie wiesz wszystkiego.
Co do pana zwracającego uwagę, to nie wiem, czy odpowiedziałabym mu równie grzecznie.
Do kościoła wychodzi się całą rodziną.
A Mi przeszkadza, że Pan fałszuje i strasznie mi to przeszkadza w modlitwie.
Czy mogę zagrozić obcięciem uszu?
Tej pozostalej dwojce nikt nie zwrócil uwagi, bo zapewne mama zabierala ich od malego do kosciola i mialy duzo czasu, zeby się nauczyć zasad panującyh w tym akurat miejscu. Jak dziecko będzie trzymane pod kloszem to niby co? Nagle w wieku dajmy na to, 6 lat, nagle pojmie wszystkie zasady panujące w kosciele??
Niestety opisane zdarzenie z kościoła jest dość nagminne. Dla mnie super podsumował to ks. Jacek Stryczek w jednej ze swoich homilii – jeśli chcesz sobie pobyć w ciszy, modlitwie i skupieniu to idź na adorację, msza św jest liturgia wspólnotową gdzie wiele się dzieje, wiele mówi i w założeniu jest pewna interakcja. Naszym zadaniem jest sobie pomagać w przeżywaniu tej liturgii i – uczyć innych przeżywania tej liturgii. Gdyby ten maluch (był może starszy o 10 i) zrozumiał to co ten głęboko wierzący starszy pan mu powiedział, to jest szansa, że w kościele by się już nie pojawił. Czysty faryzeizm…
Kogo jak kogo, ale ks. Jacka Stryczka po prostu uwielbiam :) nie tylko za Szlachetną Paczkę, ale za całokształt :)
Gdyby ten maluch był o 10 lat starszy nie zachowywałby się tak jak się zachowywał ;) A tekst traktuje o 2 latku. Dla przypomnienia dodam, że pozostałej dwójki rodzeństwa nikt nie musiał uciszać.
Takich ludzi, jak Pan Marcin, nie mogę po prostu słuchać… Jak byłam dzieckiem, też mnie rodzice zabierali do kościoła, dzięki czemu nauczyłam się, jak się w takim miejscu zachowywać. Podobno zajęło to trochę czasu, ale kiedy starsi ludzie jeszcze pomogli mojej mamie zająć mnie czymś, a nie strofowali! Panie Marcinie, jeśli Pana dzieci są Alfami i Omegami we wszystkich dziedzinach życia, to super, ale Panią już podziękujemy, bo tu nie miejsca na chorobliwe przechwałki. Pozdrawiam.
Zgadzam się z Panią absolutnie, teraz to się dzieci do kościoła nie zabiera, do restauracji i na zakupy też nie, ale walczą, żeby psy do sklepów wchodzili i jeszcze się dziwią, że sprzedawca się buntuje, bo psy sikają gdzie popadnie.
Można by jeszcze podać przykład ks. Tischnera, który dzieci spacerujące pod ołtarzem brał na ręce i kontynuował z nimi czytanie… :)
Ja bym jej powiedziała : „Spieprzaj głupia babo! Najpierw sama się naucz pewnych zasad, a dopiero potem upominaj moje dziecko!”
Niestety na dorosłych bez kultury nie ma ja już lekarstwa. Niestety to dorośli potrafią człowieka wkurzyć bardziej niż dzieci.
Jestem ewangeliczką i u nas funkcjonuje tzw. Szkółka niedzielna, dzieciaki przychodzą z rodzicami na nabożeństwo i przy pierwszej pieśni wychodzą z „ciocią” ze szkółki do salki obok kościoła i tam spędzają czas ucząc sie o Bogu w sposób odpowiedni do ich wieku, spiewaja piosenki, słuchają historii biblijnych, kolorują, a rodzice mogą sie skupić na kazaniu. Cieszę sie,że ktoś to kiedyś wymyślił, jest to rewelacyjne rozwiązanie, kiedy nie ma się z kim zostawić dziecka, a chce się pójsc do kościoła i nie stresować 4latkiem leżącym pod ławką.
U nas jest specjalna msza dedykowana dla dzieci.
Ale i tak znajdą się stare zgredy, którym dzieci przeszkadzają.
Zauważyłam bardzo dużą różnicę odkąd zostałam ewangeliczką. Moje dzieci są jeszcze za małe na szkółkę, więc czasem spacerują po kościele. Stresuje mnie to, bo pamiętam takie opowieści jak ta powyżej, ale ludzie zazwyczaj się uśmiechają, a jeden starszy pan (żeby tak dopełnić tę historię) powiedział mi kiedyś: Spokojnie, to tylko dziecko. Niech sobie łazi…
Poza tym w naszym kościele jest stolik z kredkami, a dzieci mogą w kościele jeść i nikt się nie oburza.
Inna sprawa, że u nas nabożeństwo niedzielne nie jest obowiązkowe, więc jak nie mam siły biegać za dziećmi mogę po prostu nie iść.
Popieram – zawsze z przodu, inaczej nudy i dokazywanie gwarantowane.
To nie my musimy zastanawiać się czy zabrać dziecko na mszę, ale ksiądz, jak zrobić aby kościół był również dla dzieci i nikomu one nie przeszkadzały… Mieszkając w Chicago, chodziłam czasem na mszę do jezuitów. Były tam specjalne msze dla rodziców z dziećmi. Dzieci biegały po całym kościele, nie były strofowane, ksiądz z nimi śpiewał, zadawał pytania, rozmawiał, żartował… Nikt nie był oburzony, wręcz przeciwnie. Lubiłam czasem pójść na taką mszę-nie mając dziecka bo było na luzie, wesoło i wzruszająco…
Dokładnie tak. Niestety takie sytuacje jak opisane w artykule zdarzają się nawet na specjalnych mszach dla dzieci :/
Dzieci to tylko jeden z przykladow szerszego problemu, ktorego Pan dotknal. M.in. po 11 latach w UK i przygladaniu sie tutejszej edukacji uwazam, ze nam Polakom brakuje narzedzi do innego rozwiazywania konfliktow niz autorytarne oswiadczenia i wyladowanie emocji, ktore Pan opisal. Nie ma refleksji o skutecznosci, nie ma analizy ludzkiej wrazliwosci. Trzeba nabyc pewne umiejetnosci spoleczne zeby poprzez dialog naciskac odpowiednie przyciski prowadzace do pozadanych efektow. Nie ‚zapomnial Wol…’ jest kluczowe w tej historii lecz jednostronna, zamykajaca dialog, na wskros autorytarna forma informacji zwrotnej.
Niestety starsi ludzie już zupełnie nie rozumieją maluchów… Zacytuję sąsiadkę moich przyjaciół, mających wówczas 4 letnią córkę: „Ja już naprawdę nic więcej nie powiem, ale zdejmijcie ten wiatraczek z balkonu, bo robi mi taką dyskotekę w mieszkaniu, że żyć się nie da!…” Długo się zastanawialiśmy, czymże ten wiatrak aż tak podpadł? No bo hałasu przecież nie robi nie wiadomo jakiego. Doszliśmy w końcu do tego, że chyba musiał rzucać światełka (tzw. zajączki) na ścianie jej mieszkania, bo był taki błyszczący i ładnie odbijał światło:)
Za chwile trzeba się będzie nauczyć migowego, żeby nie przeszkadzać innym rozmową ;)
Dziwi mnie troche pierwsza sytuacja gdy mama pisze wytracil mnie z rownowagi tekst pana z kosciola pt odgryze ci ucho jak sie nie zamkniesz do dwolatka. Po takich slowach wypowiedzianych do mojego dziecka ten Pan mialby powazne problemy. Ludzie nie bojmy sie reagowac bo to nie ladnie itd Jesli ktos tak sie zachowuje to tylko odwazna reakcja i pokazanie granicy jest jedynym mozliwym zachowaniem
No jasne, że kiedyś było „lepiej” i dzieci były „grzeczne”. Tylko zapominamy, że one było „grzeczne”, bo jak nie były „grzeczne” to dostawały wpierdol.
Tylko chyba to niekoniecznie było lepsze dla samych dzieci, tak coś czuję…
Ja jestem z tego pokolenia, w którym bylo lepiej. Jak zachowywalam sie niewlasciwie w kosciele, to po mszy dostawalam od taty w twarz reka na odlew.Moj brat tez. Pare razy poszla mu farba nosem od uderzen. No potem przez jakis czas bylismy bardzo grzeczni. Czy o takie zasady z przeszlosci Pani chodzilo?
Przecież Bozia wcale nie jest w żadnym kościółku, bo po pierwsze nie ma żadnej Bozi, tylko Bóg i jest wszędzie, a nie w kościele. A potem się księża dziwią, że jest tylu ateistów.
Nie tylko twoje dziecko jest najważniejsze. Nie każdemu się podoba to, że ławkę dalej, zaraz za plecami hałasuje dziecko w miejscu tego typu niezależnie od tego czy to kościół czy kino czy cokolwiek innego. Zabierz je do lasu.
Sam idź do lasu i zabierz ze sobą wszystkich fałszujących, mlaskających i śmierdzących „dziadów”, którzy od lat przeszkadzają innym i mają to w dupie. Założę się, że tym, którzy zostaną, dzieci przeszkadzać nie będą ;) Nie ma za co :)
Jak ja to rozumiem! Moja czteroletnia córka chodziła sobie od końca kościoła do powiedzmy 1/3 jego długości, nie wydając przy tym dźwięków. Na zewnątrz wiatr urywał głowy. Słodki proboszcz (Liszki pod Krakowem) skomentował to z ambony z wyraźną złością i naganą, że będzie musiał bieżnię zamontować. Po mszy poszłam do niego. Nie chciał mnie przyjąć! Ale byłam nachalna. Spytałam go a co ze słowami „nie zabraniajcie dzieciom przychodzić do mnie”? Niestety z tym „betonem” nie było dyskusji. I jeszcze jedno- ludzie! nie gapcie się od razu w kościele jak dziecko tylko kwęknie! No bez przesady.
Zgadzam się w 100%, bardzo dobrze napisane. Uwaga o dorosłym płaczącym w przedziale do bólu celna. Jednego tylko nie kumam – tego fragmentu:
„Nie dajmy się więc ludziom, którzy straszą nasze dzieci odgryzieniem uszu, bo dwulatek nie zachowywał się w kościele jak student na wykładzie (zresztą wtedy najpewniej, wcale by w kościele nie było”.
Czemu jakby był studentem, to by go w ogóle wtedy nie było w kościele?
To był żart dotyczący tego, że studenci nie chodzą na wykłady ;)
Jakiś czas temu, synek miał wtedy 3 latka,byliśmy w Niedzielę Palmowa na mszy, z palma oczywiście, którą pod koniec mszy synek zaczął się bawić,jakie było nasze zdziwienie, gdy Pani stojąca za nami rzekła „ja bym mu tą palmą w łep dała a nie do zabawy” 🙄😵🤔👏
Pragnę zwrócić uwagę na fakt, że coraz mniej ludzi uczestniczy w coniedzielnych mszach…i to są osoby, które właśnie wychowywały się w czasach, kiedy dzieci były grzeczne… W piśmie Świętym jest napisane „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”, „usta dzieci i niemowląt oddadzą mi chwałę”, najważniejsze przykazanie, to przykazanie miłości Boga i bliźniego. Ktoś już tu przypomniał, że Msza św. jest modlitwą wspólnotową, a nie indywidualną… Każdy ma prawo przyjść na mszę i powinien być mile widziany. My z mężem staramy się zabierać dzieci (2 i 4 lata) na mszę św. Też miałam sytuacje, kiedy inni zwracali nam uwagę, niestety.