Dzień z życia Ojca

5:00 rozlega się ciche brzmienie budzika. Ciche, żeby nie obudziło żadnego innego domownika. Wstaję, wyłączam budzik, ubieram się i wychodzę. Cały świat jeszcze śpi, zastygnięty w oczekiwaniu. Od niedawna uwielbiam oglądać wschody słońca. To ten fragment dnia, który mam tylko dla siebie.

rece

Zdjęcie wykonane na Dzień Ojca :)

Pobudka

Po 15-minutowym spacerku (miałem biegać, ale wybrałem metodę małych kroczków); wracam do domu już rozbudzony i siadam przed komputerem. Piszę posty, odpowiadam na komentarze, sprawdzam, co słychać u znajomych blogerów. Mija godzina, słyszę otwieranie drzwi z pokoju dziecięcego i tuptanie na korytarzu. Zwykle już po krokach wiem, które z trójki dzieci do mnie biegnie. Jednym ruchem wyłączam monitor i czekam. Dzisiaj pierwszy obudził się najmłodszy. Siada koło mnie i spogląda na mnie swoimi zaspanymi oczkami, podczas gdy z jego ust wydobywa się magiczne: „A zrobisz mi kakałko?”. Trochę z nim siedzę, czekam aż się obudzi, po czym razem idziemy robić kakałko. On musi nalać, on musi zagrzać, on musi nasypać. W zasadzie nie wiem, po co ja jestem tam potrzebny. Wracamy na górę, ja do siebie, on do siebie. Po chwili najmłodszy budzi rodzeństwo, bo przecież od czego oni są, jak nie od tego, żeby się z nim bawić? Córka na szczęście ma już własny pokój, więc jak potrzebuje, to ma szansę się wyspać. Dzisiaj jednak otwieram drzwi do jej pokoju, bo już ósma, a ona zwykle o siódmej jest na nogach. Znajduję ją z Hobbitem w rękach. Wczoraj zaczęła, a dzisiaj już 40 strona. Zdecydowanie zawyża statystyki czytelnictwa w Polsce.

Pierwszy problem (i na pewno nie ostatni)

Z drugiego pokoju, gdzie bawią się bracia, dobiega tymczasem krzyk najmłodszego „ja nie chcę iść do przedszkola!”. Wchodzę i pytam:

– A dlaczego nie chcesz iść?

– E… <widać szuka jakiegoś logicznego argumentu> …bo nie umyłem zębów.

– A jak umyjesz, to pójdziesz?

– Tak.

– No to do łazienki.

Problem rozwiązany. A jeszcze kilka lat temu pewnie starałbym się go przekonać, żeby szedł do przedszkola, zamiast dowiedzieć się, dlaczego nie chce iść. Skończyłoby się płaczem i złością, które z perspektywy dzisiejszego dnia są zupełnie niepotrzebne. Dzieci na wpółubrane próbują się jeszcze trochę pobawić i zgrabnie unikają wzroku rodziców, którzy pilnują, żeby każdy się umył i ubrał. W końcu najlepsza zabawa jest wtedy, kiedy trzeba się ubierać. Na szczęście z każdym miesiącem idzie to lepiej. Tym bardziej, że starszego syna obecnie przygotowujemy do pewnej wyprawy (o której jeszcze na pewno usłyszycie) i staramy się go jak najbardziej usamodzielnić. Dzieci gotowe, starszy syn wybiega jeszcze z auta, bo zapomniał zabawki do przedszkola. Młodszy syn ma nałożone kalosze, mimo 25 stopni Celsjusza, ale zupełnie nam to nie przeszkadza. W bagażniku mamy sandały, które on sam spakował i w przedszkolu dokonujemy podmiany. Nie ma kilkunastominutowej kłótni o kalosze, mija pół minuty i siedzimy w aucie. Wraca starszy syn i możemy jechać do przedszkola. Dojeżdżamy i idziemy z chłopakami do przedszkola, a córka idzie sama do szkoły (ma jakieś 200 metrów). Metoda małych kroczków sprawdza się również tutaj.

Praca (?)

Tutaj zwykle są nudy. Znaczy ciekawe rzeczy, ale jak się je opisuje, to są nudne. Śniadanie, blog, trochę pracy, blog, obiad, relaks, książka i do domu. Dzisiaj jeszcze w ten „napięty” harmonogram muszę wsadzić wywiad dla TVP (dokładnie TVP Polonia, jeśli dobrze zrozumiałem). Nawet nie wiem, czy ten wywiad będzie z wizją, czy tylko pisany, czy może audio? Mam się uczesać? Wytrzeć kurze? Nic nie wiem w zasadzie, ale i tak się cieszę. Cieszę się, że coś co zacząłem robić dla siebie, żeby śledzić swoje postępy w podejściu do wychowania, zainteresowało ludzi i to zainteresowanie rośnie. Stres jest, ale motywuje, zamiast przeszkadzać. Sprawdzam jeszcze w międzyczasie Facebooka (zbyt często, ale z tym walczę), odbieram kilka telefonów, kilka sam wykonuję, na koniec przeglądam kilka inspirujących projektów z serii Do It Yourself (takie małe hobby) i po synchronizacji zegarków z żoną, możemy wracać do domu.

Dom

Po drodze do domu dzwonimy zwykle do jakichś znajomych rodziców i umawiamy się na popołudnie. Szczególnie kiedy jest taka pogoda jak dziś. Podjeżdżamy do przedszkola, odbieramy dzieci. Dowiadujemy się, że najmłodszy zasnął na drzemce w kilka chwil (no jasne, niech się chociaż w przedszkolu wysypia), a starszy chwali się nową pracą plastyczną. Zwykle zanim zdążymy zejść do szatni, synowie zapraszają do domu; każde napotkane dziecko. Na szczęście uprzedzamy ich, informując, kto dzisiaj przyjedzie. Euforii nie ma końca i nawet przebranie się idzie całkiem sprawnie. Wracamy do domu i jemy razem obiad. Nie ma tutaj znaczenia, że każde z nas jeden już zjadło – wszyscy są głodni. Przyjeżdżają znajomi i dzieci lecą do ogrodu. Ostatnio ktoś stwierdził, że żadna sala zabaw nie zastąpi szczerego pola, na którym są piasek, kamienie i kilka patyków. Nie mogę się nie zgodzić. Dodałbym jeszcze kilka drzew, żeby się powspinać i mamy ideał.

Żadna sala zabaw; nie zastąpi szczerego pola, na którym są piasek, kamienie i kilka patyków.

Nie wiem, co dzieci będą dzisiaj robiły. I, co ciekawe, kiedyś bym się własną niewiedzą przejmował i głowił pół dnia, co też można tym dzieciom zorganizować. Dzisiaj jednak zdaję się na ich własną wyobraźnię. Robię tak od pewnego czasu i jak się okazuje, ich własne, spontaniczne zabawy są zwykle najlepsze.

Ostatnia prosta

Na koniec dnia; zostaje już tylko kilka rzeczy do zrobienia. Przekonać dzieci do posprzątania pokoju, pożegnać znajomych, dzieciom wskazać łazienkę i przygotować się do bitwy morskiej. W wannie ląduje trójka dzieci i sześć małych statków. Piana ląduje wszędzie. Przy okazji dokonujemy oględzin. W sumie sześć nowych siniaków, trzy ugryzienia (komarów oczywiście) i jedna rana cięta. Standard. Żeby dzieci wyszły, trzeba zrobić wyliczankę, bo tylko wtedy jest podobno (?) uczciwie. Ostatecznie wszystkie wychodzą, wycierając siebie i przy okazji łazienkę. Wskakują w piżamy i lecą do pokoików. Do niedawna czytałem jedną bajkę wszystkim, ale obecnie żona czyta bajki z synami, a ja czytam z córką książki z mojej biblioteczki. Przeczytaliśmy już książkę „Zaczarowany Maurycy i Jego Edukowane Gryzonie”, a teraz przerabiamy „Opowieści z Narnii”. W kolejce jeszcze czeka „Harry Potter”. Nie dość, że córka jest zachwycona, to ja przy okazji nadrabiam lektury, na które do tej pory nie znalazłem czasu. Po wieczornej lekturze wychodzę i idziemy z żoną do kuchni; przygotować coś do jedzenia na wieczór. W międzyczasie jeszcze ze trzy, cztery razy któreś dziecko wychodzi; z jakimś niecierpiącym zwłoki problemem, jak na przykład chęć skorzystania z toalety po raz trzeci w ciągu ostatnich pięciu minut, czy prośbą o podanie pluszaka, który leży obok ich łóżka (bo jak tatuś podaje to jest lepiej). Ostatecznie jednak wygrywają spokój i cierpliwość w odprowadzaniu dzieci do pokoi, więc po niedługim czasie; możemy zasiąść przed telewizorem i włączyć jeden z naszych seriali. Czasami lubimy też wyjść z żoną wieczorem na 20-30-minutowy spacer. Niesamowicie oczyszcza umysł i pozwala na spokojnie zaplanować dzień następny. Spacer na początek dnia i spacer na jego zakończenie. Uwielbiam dni, w których udaje mi się zaliczyć oba. Później dzień z życia ojca, dobiega końca. Nie ma się zresztą co dziwić, bo o 5:00 znowu zadzwoni budzik.

14
Dodaj komentarz

avatar
9 Comment threads
5 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
10 Comment authors
StaneckaKamil NowakAgata BielakBożena JędralRenata Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Magda Szczesliva
Gość

dzień jak codzień, ale jak każdy: warty zapamiętania …

Blog Ojciec
Gość

Oj tak :)

Pani Strzelec
Gość

Zgrabny opis. Taki w sam raz: nie za długi, nie przeciążony, ale przekazuje coś konkretnego. Podoba mi się Twoje podejście do dzieci i (nie)organizowania im zajęć – obym dała radę wyrobić sobie podobne.

Blog Ojciec
Gość

To tak jak z dawaniem wędki i ryby :) Zawsze wolę się pomęczyć jeden raz i dać wędkę, niż codziennie dawać rybę :)

Tedi
Gość

Dzień idealny :-) Czego chcieć więcej?

LadyoftheHouse.pl
Gość

To zobacz co w tym czasie robimy my „mamy”:

http://www.ladyofthehouse.pl/jeden-dzien-z-zycia-mamy/

wszystkiego dobrego w dniu Twojego święta;)

Blog Ojciec
Gość

Świetna relacja. Te zdjęcia są zabójcze :)

A pozostanie w domu z lenistwa, przy dziecku (lub dwóch), to tylko ktoś niespełna rozumu mógł wymyślić :) Lenistwo i dzieci, dobre :)

Mama Globtroterka
Gość

Jak czytam takie teksty to aż mi się chce powiększyć rodzinkę :)

Blog Ojciec
Gość

Nie ma na co czekać :)

Renata
Gość
Renata

Wpadłam tu na chwilę, ale chyba zostanę na dłużej :)
Ps. Nasz dzień też z reguły kończy się jakimś serialem :)

Bożena Jędral
Gość
Bożena Jędral

Mój dzień musi zacząć się od kawy, taki rytuał na dobry początek, potem już z górki ;)

Agata Bielak
Gość
Agata Bielak

Czuję lekką niesprawiedliwość, ponieważ dzień z życia matki przedstawiłeś bardzo negatywnie a ojca pozytywnie!

W każdym bądź razie wiele się od Ciebie uczę (od pewnego czasu studiuje Twój blog od początku) i coraz bardziej czuje się przygotowane na przyjście mojego maleństwa, dziękuję za to! ;)

Kamil Nowak
Gość

O matce kiedyś pisałem w czarnych barwach, bo mi się kilka takich mamuś-męczennic nawinęło :) Ale poza tym to zdanie o nich mam jak najwyższe :)

Stanecka
Gość

Dla porównania wpis o ojcu, który został sam z czwórką dzieci na cały dzień. To dopiero ciekawostka ;)
http://niebieska-laweczka.pl/dziennik-bosmanski/