Dzień z życia blogera

Czyli życie jakiego byście nie chcieli.

5960469024_ba617aa78c_b

Poranek

Jest godzina 5:05. Wstaję, wyłączam budzik i walczę z myślami. Łóżko ma o tej porze niesamowitą moc przyciągania. Czuję się jak Sokół Millenium, ściągany przez pole grawitacyjne wrogiej planety. Uruchamiam jednak hipernapęd i ląduje na krześle. Bardzo pomaga w tym złota myśl od Króla Juliana: „A teraz prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu”. Odpalam komputer i idę po wodę. Po drodze zahaczam o łazienkę. Ponownie siadam przed komputerem. Otwieram oczy. Wchodzę do Internetu sennym krokiem i rozglądam się w poszukiwaniu inspiracji. Ciężko. Mimo wszystko zaczynam pisać. W czwartym akapicie zaczyna mi wychodzić, więc usuwam wszystkie poprzednie. Piszę dalej. Gdy zaczyna mi iść dobrze, budzą się dzieci. Wyłączam komputer, dokończę później.

Wersja alternatywna: Jest godzina 5:05. Wstaję, wyłączam budzik. Stwierdzam, że napisze coś później i odpalam Knights of the Old Republic 2. Gram dopóki dzieci nie wstaną. #StopProkrastynacji

Przedpołudnie

W drodze do pracy słucham jakiejś książki czy wykładu i myślę o tym, co zacząłem pisać. W efekcie dalej nie wiem co chcę napisać, ale dodatkowo nie wiem też o czym była książka, którą słuchałem. Wiem jednak, że to co napisałem rano się nie nadaję i po raz kolejny muszę zaczynać od początku. Dojeżdżam i biorę się do pisania, zanim zaatakuje mnie ktoś w jakiejś potrzebie. Taka potrzeba zgrywa się zwykle idealnie z czasem, w którym zaczynam pisać jak szalony. Zawsze wtedy, gdy niczym pianista walę w klawisze w pełnym energii uniesieniu, ktoś wchodzi i coś chce. Zawsze. No więc trudno, napiszę później.

Wersja alternatywna: W drodze do pracy słucham 10 razy „I see fire”, przez co ten utwór chodzi mi później cały dzień po głowie. W pracy cały czas mówię sobie, że za chwilę wezmę się do pracy, po czym cały dzień spędzam na Facebooku i Gmailu (po kilka razy czytając te same wiadomości), czasem zaglądnę na Instagram i po raz setny próbuję zrozumieć Twittera (bez skutku). I akurat w takie dni, nigdy nikt ode mnie nic nie chce. Do tego po „paru chwilach” orientuję się, że jest godzina 16:00, a ja jeszcze nic nie zrobiłem. #DobraOrganizacjaToPodstawa

Południe

Wracam po godzinie. Wchodzę na skrzynkę mailową, na której nie byłem od dwóch dni (tak, wiem, nieprofesjonalnie – pracuję nad tym). Informacja prasowa, informacja prasowa, informacja prasowa. Żadna nie dotyczy tematyki rodzicielskiej. Archiwizuj, archiwizuj, archiwizuj. Prośba o komentarz do gazety. Wysyłam swój numer i po chwili dzwonią. Pół godziny później zastanawiam się czy powiedziałem cokolwiek sensownego poza „yyyy…”. Dalej widzę mail od czytelniczki. Pochwalny. Dalej widzę drugi, również od czytelniczki. W nim czytam, że jestem głupi, że się sprzedałem albo że mam się iść zastrzelić. Równowaga zachowana.

Jest też parę maili od firm. Czytam pierwszy mail. Fajna firma, fajna akcja i fajna współpraca. Kurcze, ile bym dał za taką akcję. Niestety nie jest to produkt, który mógłbym polecić, bo sam z niego nie korzystam. Wręcz zdarza mi się go ludziom odradzać. Co teraz? Chwilę zastanawiam się czy nie założyć drugiego bloga, do którego taka współpraca by pasowała, ale ostatecznie grzecznie odmawiam. Idę dalej. Czytam drugi mail. Firma zachęca do udziału w „akcji społecznej” zorganizowanej przez nich i będącej pod patronatem jakichś instytucji, o których nigdy nie słyszałem. Sama akcja ma misję w stylu „Wyprowadź sąsiadowi psa” i nijak nie wiąże się z tematyką bloga. Grzecznie odmawiam. Daję szansę jeszcze ostatniemu mailowi od firmy. A w nim czytam, że zostałem wyselekcjonowany, jako jeden z najlepszych blogerów (Wow!) i wraz z pięćdziesięcioma innymi blogerami (też najlepszymi naturalnie), mam szansę wziąć udział w świetnej kampanii. Niestety cały ich budżet idzie na prasę, radio i telewizję, więc dla blogerów nic nie zostało. Na całe szczęście (ufff…) nie będę musiał odsyłać produktów, które dostanę. Pod (oczywistym) warunkiem napisania pięciu postów, w których będę wychwalał ich produkty. Niestety nie jest to salon samochodowy, ani firma produkująca kampery, więc grzecznie odmawiam. Wtedy też, przestaję się dziwić dlaczego niektórzy blogerzy wymierają.

Wersja alternatywna: Wchodzę na skrzynkę, na której nie byłem od tygodnia i jedyny mail jaki widzę, zachęca mnie do zwiększenia mojej męskości. #MojaPopularnośćMniePrzerasta

Popołudnie

Idę coś zjeść. To zawsze dobre rozwiązanie, bo nie dość, że człowiek zadowolony, to i zdjęcie na Instagram będzie. Kończę, wracam do komputera. I piszę. W międzyczasie zauważam gdzieś jakiś obraz, tekst lub muzykę, która wrzuca mi myśli na odpowiednie tory. Nie mam już jednego pomysłu na tekst. Mam ich dwadzieścia. Biorę telefon w celu ich spisania. Akurat ktoś dzwoni. Odbieram. Ważne, muszę gdzieś pojechać. Wystarcza mi kwadrans i jestem z powrotem. Uwijam się błyskawicznie, bo nie chcę zaprzepaścić takiej chwili. Siadam i patrzę w monitor. Z pustką w głowię. O czym to ja…? Totalna pustka. Spędzam następny kwadrans szukając źródła mojej inspiracji. Niestety bezskutecznie. Czas wracać do domu.

Wersja alternatywna: Znacie to uczucie, kiedy wchodzicie na Wikipedię w poszukiwaniu jakiejś jednej daty, a kończycie na czytaniu o obrazowaniu rezonansu magnetycznego? To właśnie robię. #PodwójnyStopProkrastynacji

Wieczór

Dzieci położone, dom ogarnięty, kolacja przygotowana, serial włączony. Godzina 22:00, wracam do pisania. Godzina 23:00. W końcu! Jest! Jeszcze tylko znajdę idealne zdjęcie i będę miał gotowy artykuł. Po 45 minutach znajduje zdjęcie, które nie pasuje do artykułu w ogóle, ale przynajmniej jest ładne, a mi się skończyły krople do oczu, więc dłużej i tak nie wysiedzę. Wrzucam, zapisuje, idę spać. Jestem spełniony.

Wersja alternatywna: Zasypiam podczas oglądania serialu i budzę się o drugiej w nocy, żeby wyłączyć komputer i pójść dalej spać. #SiłaWoliKtóraKruszySkały

Czy warto?

„Czy warto być blogerem?” zapytał mnie ostatnio znajomy. Musiałem się chwilę zastanowić. Przecież muszę wstawać wcześnie rano i kłaść się bardzo późno. Muszę co parę dni wrzucić nowy tekst, żeby czytelnicy nie odeszli. Muszę być gotowy na ataki ludzi, którym nie podoba się to, co piszę. Muszę czasami poświęcić swój czas wolny i zrezygnować z innych przyjemności, żeby napisać kolejny artykuł. Muszę czasami zarwać nockę, żeby dopracować silnik bloga. I to w zasadzie wszystko prawda. Jednak niepełna. Pełna prawda jest wtedy, gdy zastąpimy słowo „muszę”, słowem „chcę”. Ja nie wstaje o piątej rano, bo muszę. Ja wstaję o piątej rano, bo szkoda mi czasu na sen. W końcu czuję, że robię coś wartościowego. I to sprawia mi niesamowitą przyjemność (nie robię tego altruistycznie, przykro mi). Wiem, że dzięki temu co napisałem, kilka osób zmieniło swoje podejście do wychowania dzieci. Że niektóre dzieci otrzymają mniej klapsów, a inne usłyszą mniej krzyków. Że są rodzice, którzy przestali żyć swoimi błędami wychowawczymi popełnionymi w przeszłości i zaczęli w pełni żyć w czasie teraźniejszym. Że nie bali się tej zmiany. Może nie zbawiłem świata. Może nie zapanował dzięki temu międzynarodowy pokój. Jednak wierzę, w efekt motyla. Wierzę, że to dziecko, które dziś nie dostało tego jednego klapsa, w przyszłości podejmie o jedną złą decyzję mniej. I skrzywdzi jedną osobę mniej.

Dlatego pytanie „czy warto?” nie jest odpowiednie. Odpowiednim pytaniem jest: „a dlaczego chcesz to robić?”.

Prawa do zdjęcia należą do Jacob.

18
Dodaj komentarz

avatar
9 Comment threads
9 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
10 Comment authors
AgnieszkaBlog OjciecMarlena Bessman-Paliwodamoje-waterlooAgnieszka Jakiel Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Bartłomiej Panek
Gość

Chcemy zmieniać świat, co? Świata nie zmienimy, ale przynajmniej umrzemy próbując… Ale nawet nie polegnę z laptopem w ręce, to chociaż może będę lepszym rodzicem dla moich dzieci.

Blog Ojciec
Gość

„Chcemy zmieniać świat, co?”
Coś w życiu podobno trzeba robić :)

Lucy eS
Gość

nie zmarnowałeś dnia :)

Blog Ojciec
Gość

Wręcz ani sekundy :)

Matka Debiutująca
Gość

Wszystko ok, tylko dlaczego twierdzisz, że jest to życie, którego byśmy nie chcieli? Chyba że jest to jakiś przewrotna ironia, której nie skumałam. Jak dla mnie życie jak inne – jeżeli tylko wieczorem czujesz, że jest ok, nie schrzaniłem za wiele, a nawet dałem coś od siebie to można iść spać spokojnie.

Blog Ojciec
Gość

To jest streszczenie dla tych, którzy uważają, że blogerzy śpią na forsie i nic całymi dniami nie robią :) Tak jak piszesz: przewrotna ironia.

Matka Debiutująca
Gość

Ok, dziękuję. Mnie czasem łopatą trzeba ;)

nebule blog
Gość

u mnie jest podobnie, dodatkowo to dzień świstaka. Mało tego, muszę zdobywać odpowiednie punkty(uspać L, dać jeść L., wymyślić super zajmującą zabawę dla L.) żeby w końcu usiąść przed kompem. Po zamknięciu laptopa mam jeszcze więcej pracy niż przed otworzeniem np. ryż w butach;)

Blog Ojciec
Gość

„ryż w butach”
Tego questa jeszcze nie odblokowałem :)

nebule blog
Gość

Kiedyś pobiła rekord. W moim kaloszu był jej but, a w jej bucie pół kg ryżu.

Blog Ojciec
Gość

Buciana incepcja :)

Szymon Kuźniak
Gość

Taaa, z cykłu „Cierpienia młodego blogera”: przez całą drogę układam sobie w głowie tekst, a kiedy w końcu siadam, żeby go spisać, to ledwie pamiętam temat na jaki miał być.
Ehhh, ciężkie życie pisarza…

Agnieszka Jakiel
Gość

Nosz kurcze, czyżby dzwonił nam ten sam budzik ? :) – jestem blogerem umrem śmierciom menczeńskom ;)

Blog Ojciec
Gość

Chyba ten sam :) Zresztą podejrzewałem to już jakiś czas :)

moje-waterloo
Gość

Ależ pytanie „czy warto?” jest odpowiednie. Nieodpowiednie brzmi: „czy to się opłaca?” ;)

Marlena Bessman-Paliwoda
Gość

A jednak dobrze, że wróciłam na Twój blog. Sama zaczynam blogować i pytałam się „czy warto”, bo różne zdania na ten temat sama słyszałam na ten temat. A to, że daję wchodzić w swoją prywatność np. Pokazanie własnej opinii, która po prostu może pomóc komuś coś zrozumieć, jest ważne. Zatem blogujemy :)

Blog Ojciec
Gość

Witam zatem ponownie :)

Agnieszka
Gość

Powiem tylko: dziekuję za ten tekst. Otworzyles mi oczy na wiele spraw.