6 grzechów kolonijnych rodziców

za które niestety nie biczują, a powinni.

happykid

Dopiero co zawiozłem córkę na kolonię, na siedem długich dni, aż tu nagle okazuje się, że ona dzisiaj wraca. Ale ten czas leci. Długo jednak w domu miejsca nie zagrzeje, bo dzisiaj wraca, a jutro jedzie na kolejną, tym razem z młodszym bratem (patrz: Posyłam 5 latka na obóz. Czy już kompletnie zwariowałem?). Ja z żoną od trzech dni pijemy herbatki z melisy i dziękujemy za troskę.

Nie będę dzisiaj jednak pisać o zaletach czy wadach posyłania dzieci na kolonii, a o tym, czego nie należy robić, gdy już zdecydowaliśmy się na posłanie naszej pociechy. Bo lista grzechów jest spora.

1. Kasa

Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Po co siedmiolatce stówa lub dwie na tydzień obozu w górach? Gdzie jest tylko jeden mały sklepik? Pierwszą połowę wyda na słodycze, drugą połowę zgubi, a trzecią połowę rozda koleżankom (byłem, widziałem). Myślę, że można tym pieniądzom nadać większą wartość.

Co zrobić? Najlepiej dogadać się z wychowawcą. Zapytać czy jest jest możliwość przekazania jemu pieniędzy bezpośrednio, które on każdego dnia wydzieli dziecku. Zwykle są to kwoty rzędu 5zł na dzień. Dość, żeby coś kupić każdego dnia i dość, żeby odłożyć na jakąś pamiątkę.

2. Walizka Rudobrodego

Są dwie rzeczy, które o Rudobrodym musicie wiedzieć. Po pierwsze, jest olbrzymem. Po drugie, wasze dziecko nie jest Rudobrodym. Dlatego torba 1,5m x 0,5m x 0,5m, o wadze dorodnych 20 kilogramów, która jest dla Rudobrodego idealna, nie sprawdzi się jako bagaż waszego dziecka. Tym bardziej jeśli wasze dziecko nie ma jeszcze dziesięciu lat. To nie jest niestety odosobniony przypadek. Świeża relacja z peronu, sprzed kilku dni:

Wychowawczyni podchodzi do ojca jednego z dzieci:

– A Pan jedzie z nami?

– Nie, dlaczego?

– Bo tej walizki ja nie jestem w stanie podnieść, a co dopiero Pana syn. Nawet jak Pan ją wsadzi do pociągu, to kto ją wyciągnie?

Ponad połowa (!) dzieci miała walizki, których nie potrafiły same zapakować do pociągu. Rozumiem, że w ekstremalnych przypadkach wychowawczynie mogą pomóc jednemu czy dwóm dzieciom. Ale dwudziestu? Uczymy nasze dzieci używać wyobraźni, ale bardzo często zapominamy używać swojej.

Co zrobić? Przede wszystkim dobrze się spakować. Jedna książka, jeden pluszak, parę zabawek (małych), parę kosmetyków i ubrania. To wszystko. Warto też zakupić lub chociaż pożyczyć walizkę z kółkami.

3. Mam piloto, mam laptopo

Laptopy, tablety, smartfony. W dziecięcych walizkach brakuje chyba tylko telewizorów. Chociaż jeden magnetofon (taka cegła, ze trzy kilo) został znaleziony w jednym bagażu. Patrzę na to i nasuwa m się tylko jedno, bardzo delikatne pytanie: po jaką cholerę wysyłacie dziecko na kolonię?! Żeby mogło pograć w Angry Birdsy i jednocześnie oddychać jodem? W takim razie kupcie sobie olejek o zapachu jodu i oblejcie nim mieszkanie. Jak będziecie mieć mało, to sobie fototapetę z Bałtykiem strzelcie w pokoju i trochę piasku wysypcie na podłogę. Efekt ten sam, koszt minimalny.

To nie jest tak, że nie uznaję żadnej elektroniki. Telefony mi na kolonii nie przeszkadzają. Dobrze jest mieć kontakt z dzieckiem. Ale reszta tego ustrojstwa niszczy całą ideę, która stoi za posyłaniem dzieci na kolonię. Dzieci zamiast cieszyć się własnym towarzystwem, cieszą się filmikami na Youtubie. Zamiast odkrywać samych siebie, odkrywają nowe strony w sieci. Później rozładuje się takiemu dziecku bateria w zabawce i samo też spędzi dzień, jak gdyby mu się bateria rozładowała. Widziałem już takie przybite i ospałe dzieci, które nie potrafią sobie znaleźć zajęcia (bo niby gdzie miały się tego nauczyć?), gdy odcięło się jej od komputera. Przygnębiający widok.

Co zrobić? Jak niemal w każdym podpunkcie, który tu się pojawi – porozmawiać z wychowawcami. Bardzo często odradzają lub nawet całkowicie zakazują takich bajerów. Albo dopuszczają, ale tylko w wybrany dzień lub o jakiejś jednej porze. A jeśli nie zakazują i nie ograniczają tego, a wręcz zachęcają do wzięcia, to ja bym się dobrze zastanowił czy warto dziecko na taki wyjazd miłośników sprzętu elektronicznego posyłać.

4. Słodycze

– I niech się Pani nie przejmuje, jeśli moja córeczka nie będzie jeść, bo ona to taki niejadek trochę jest. – powiedziała na wychodne jedna z mam.

Po czym gdy wychowawczyni weszła do pokoju, zauważyła że ten „niejadek”, ma spakowaną pełną reklamówkę słodyczy. Nie woreczek. Reklamówkę. Taką paczkę, że ja jadłbym ją przez dwa tygodnie. A to dziecko miało siedem lat i było tam na dziewięć dni. „Niejadek” psia mać. Nie dość, że ta matka krzywdzi swoje dziecko, to jeszcze inne dzieci obrywają rykoszetem. Bo dziewczynka załóżmy, że będzie szczodra. Lada chwila będziemy mieć cały pokój niejadków.

Co zrobić? Użyć wyobraźni. Od jednej słodkiej przekąski dziennie jeszcze nikt nie umarł (powiedzmy), ale nie ma się co rozpędzać. Zwykle na takich koloniach są jakieś małe sklepiki i zamiast robić dziecku zaopatrzenie jak na święta, lepiej dać mu małe kieszonkowe, które samo wyda, według swoich reguł. Dzięki temu zyskujemy też bezcenną wiedzę na temat tego, jak nasze dziecko radzi sobie z pieniędzmi.

5. Nadgorliwiec

Na szczęście o tym typie słyszałem tylko w miejskich legendach i nigdy nie spotkałem. Podobno istnieją, więc wspominam. To taki rodzic, który ma niedaleko do miejsca (choć dla niektórych i dwieście kilometrów to niedaleko), w którym jest kolonia i codziennie lub raz na dwa dni jedzie zobaczyć czy wszystko z dzieckiem w porządku. Rozwala mu plan dnia, robi wstyd przed innymi i do tego budzi w pozostałych dzieciach uczucie tęsknoty. I ponad to wszystko czuje się wspaniałym rodzicem, który w przeciwieństwie do wszystkich innych (beznadziejnych rodziców – przyp. autora) ma czas dla swojego dziecka.

Co zrobić? Odstrzelić przy pierwszym spotkaniu. Niestety niektóre schorzenia są nieuleczalne.

6. …………………..

Punkt szósty należy do was. Jakie grzeszki was wkurzają u innych rodziców, posyłających dzieci na kolonię? Macie jakieś swoje „ulubione” zachowania?

Prawa do zdjęcia należą do Roberto.

23
Dodaj komentarz

avatar
9 Comment threads
14 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
13 Comment authors
AgaNikaMichalina KonopkaBlogOjciecPaulina Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Basia
Gość
Basia

Z punktu widzenia wychowawcy mogę dodać coś do pozycji nr 6 – Grzechem jest brak informacji na temat chorób i swoistych przypadłości dzieci. I nie mówię tu o tym, że codziennie musi brać witaminę C. Mam na myśli rodziców, którzy posyłają dziecko na kolonię (i chyba w obawie, że nie zostanie zakwalifikowany na wyjazd) nie informują o tym, że miewa napady złości, podczas których dwojgu dorosłych trudno go utrzymać, po czym dziecko ucieka do lasu. Lub śpi z otwartymi oczami (co, powiadam Wam, potrafi zatrzymać serce u opiekuna, który widzi to po raz pierwszy). Albo też ma astmę i w… Czytaj więcej »

Blog Ojciec
Gość

O ile pierwsze pięć punktów jest zwyczajnie irytujących, o tyle ten o którym Ty piszesz, jest już mocno niepokojący. Ryzykować życiem dziecka, żeby mieć tydzień spokoju? To powinno podchodzić pod jakiś paragraf.

Mama Ka
Gość
Mama Ka

Pracuję w biurze obsługi klienta jednej z sieci komórkowych i hitem była dla mnie mamuśka, która zadzwoniła z płaczem, „bo jej 9-letnia córka na koloniach zgubiła nowego iPhona i teraz nie wiedzą co zrobić, bo na nowego ich nie stać, a abonament trzeba płacić”.

Blog Ojciec
Gość

Ja właśnie widziałem ośmiolatkę za tabletem za okrągłe 2000zł. I takie dzieci później podnoszą lament, że nie mogą (bo wychowawcy zabraniają) zabrać swoich zabawek na plażę.

Tylko jak w takiej sytuacji winić dziecko? Przecież ono sobie samo wody z mózgu z nie zrobiło…

lavinka
Gość

1.”Zwykle są to kwoty rzędu 5zł na dzień.” – obawiam się, że to nie starczy. Jedna gałka lodów kosztuje 2zł. A picie? A wafelek? A pocztówka? A pierdółka przy plaży? Dniówka to minimum 10. Jak się zliczy tydzień, to się robi koło stówy i tak to mniej więcej kosztuje. Ceny w kioskach z duperelami są koszmarne :( 2. A ja głupia dźwigałam 20kg walizkę do autokaru i z autokaru, mając 10 lat i nikt mi nie pomagał. Delikatne teraz te dzieciaki ;) 3.Prosta odpowiedź – żeby się nie nudzić. Ja na kolonie woziłam (jak już miałam) walkmana. inaczej pożyczałam go… Czytaj więcej »

Blog Ojciec
Gość

1. 5zł – miałem na myśli w kontekście 6-8 latków. One naprawdę więcej nie potrzebują. 2. Podobnie jak wyżej. 7 latek, który waży 25kg, może mieć problem nosić 20kilową torbę :) 10 latek z wagą 40kg już niekoniecznie :) 3. Walkman i tablet to dwie różne rzeczy. Niestety dzieci z tabletami, nie mają ochoty robić nic poza siedzeniem na tabletach. Szczególnie te młodsze. 4. A niech sobie jedzą. Proszę bardzo. Ale obiad i kolacja też mają być zjedzone i kiedyś nie było z tym problemów. Teraz jest wymówka na „niejadka”. 6. Są problemy i „problemy”. Poważne alergie zawsze są brane… Czytaj więcej »

lavinka
Gość

1. Idź na rynek w nadmorskim kurorcie i kup coś za 5zł, a potem pogadamy. Przecież zwykła cola kosztuje 4,5 (półlitrówka mineralki 2 z hakiem, a na plaży potrzeba picia więcej, nikt dzieciom picia na wyjazdach nie sponsoruje poza małym bidonem na starcie). I nikt nie pójdzie z jednym dzieckiem z grupy do Biedry w sąsiedniej wsi. Dzieciak będzie musiał kupować to, co jest po drodze z noclegu, a tam ceny są z choinki. Chyba że mówimy o autokarówce, gdzie dzieci w zasadzie większość dnia spędzają siedząc na tyłku. 2.W moim matrixie tornister ważył 10kg, także ten. A ważyłam grubo… Czytaj więcej »

mmm
Gość
mmm

Punkt trzeci mnie po prostu zbił z tropu.. „Za moich czasów” też były walkmany (potem odtwarzacze CD) i nigdy przenigdy nie spotkałam się z jakimkolwiek odrzuceniem w związku z nieposiadaniem ich, nawet potem jak miałam to nikt nie zwrócił na to uwagi (a ja właściwie nie miałam czasu z tego korzystać). Możliwe że tym się różnią obozy harcerskie od kolonii – na obozy jeżdżą dzieci bardziej ogarnięte, lubiące od małego kontakt z innymi i wspólne zabawy, a nie siedzenie w pokojach i zamulanie z jakąkolwiek elektroniką. I nie są to moje domysły, bo znajomi równolegle jeździli właśnie na kolonie (szczególnie… Czytaj więcej »

lavinka
Gość

U mnie to się zaczęło zanim pojawiły się walkmany. Ot mieszanina „biednych” i „bogatych” na osiedlu, w klasie i na koloniach. Szpanowało się na zabawki z Pewexu, ciuchy z paczek od rodziny na zachodzie, pierwszymi komputerami i zegarkiem elektronicznym na komunię. Ja byłam odpornym niejadkiem, potrafiłam bez jedzenia wytrzymać kilka dni. Mama błagała mnie, żebym zjadła choć jabłko, a ja nie chciałam, bo miewałam momenty gdy akceptowałam tylko malinówki albo tylko mekintosze. Albo np. nie tknęłam ziemniaka, który dotknął do surówki, albo nie tknęłam surówki, która dotknęła do mięsa i tak dalej. W końcu jadłam wszystko w oddzielnych miseczkach. Na… Czytaj więcej »

mmm
Gość
mmm

Z niejadztwem bardzo dobrze Cię rozumiem, też miałam swoje odchyły (zwłaszcza z filetami rybnymi :D) i w gruncie rzeczy na takim obozie nie ma mowy o indywidualnych zachciankach podopiecznych.. co jest zrozumiałe i dla niektórych rzeczywiście nie do przejścia – to fakt. Ja harcerką nie byłam, korzystałam tylko z oferty obozowej, ale rozumiem o co chodzi. Pewnie na dłuższą metę też by mnie to męczyło, ale posłuszeństwo to wspaniała sprawa gdy do ogarnięcia jest dużo dzieciaków naraz. Karne przysiady, pompki, czasem okrążanie biegiem idącej kolumny, ogromny nacisk na porządek – bez tego wszystkiego byśmy zdziczeli w tym lesie :)). Wyszło… Czytaj więcej »

lavinka
Gość

Na moich koloniach wprowadzano element rywalizacji. Przyznawanie punktacji za najlepiej sprzątnięty pokój, minusy i „piloty”, podchody w nocy i inne takie wspominam bardzo dobrze. Ciekawa jestem, ilu rodziców pozwoliłaby dzieciom na takie eskapady. Teraz chyba nikt nie puści dzieci w wieku 7-12 bez opieki po mieście, bo „czas wolny”. Mieliśmy dwie godziny każdego dnia i czasem mogliśmy polatać sobie po całym miasteczku (Darłowo na przykład). Tylko mieliśmy chodzić w grupkach i się nie rozdzielać.

Gosia Skrajna
Gość

Ja popełniłam jeden grzech…wysłałam o jednego sms-a wieczorem za dużo do Syna i odpisał abym przestała bo robię mu..obciach :-)). Przestałam i umówiliśmy się, że będzie do Nas pierwszy dzwonił w wolnej chwili..
Na 2 tygodnie dostał 200zł i faktycznie najdroższe były…pamiątki.
Ale takie czasy, że chłopaki mieli „psp” ale tylko po kolacji. w ciągu dnia nie było ani czasu, ani miejsca. Obóz w górach i codziennie „coś”.
I za rok znów chce jechac :)) najlepsza rekomendacja :)

Blog Ojciec
Gość

No właśnie wyznaczone godziny na psp czy tablet są ok. Wieczorkiem godzinka czy dwie, to frajda jak mało co dla takiego 10 latka :)

Co do smsa, to nie przejmuj się – my kiedyś zadzwoniliśmy jeden raz do córki bezpośrednio, zamiast do nauczycielki i usłyszeliśmy taki lament, że od tego czasu wiemy lepiej :)

młody tata
Gość

Tak, trochę na przestrzeni lat się zmieniło. Sam nigdy nie jeździłem na kolonie. Ale pamiętam jak posyłani byli koledzy. Wyglądało to tak: parę ciuszków w torbę i na dwa tygodnie rodzice zapominali o pociechach. Czasami ktoś raz w niedzielę po południu pojechał odwiedzić, pod warunkiem, że było blisko. Dzieciakom nic więcej nie było potrzebne prócz kolegów, jeziora bądź rzeki i trzech posiłków dziennie. Mieli organizowane zabawy lub sami je wymyślali. Zapytajcie dziś dzieciaki czy umieją grać w podchody lub czy skleili jakiś plasticzany model? Sprawa się rypnie. Dziś tylko komputer, smartfon, tv i facebook. Kiedyś w czasie wakacji na dworze… Czytaj więcej »

Blog Ojciec
Gość

Przypomniałeś mi jak kiedyś znajoma kupiła siedmioletniemu synowi model samochodu do składania. A młody tylko spojrzał na nową zabawkę i spytał:
– A nie było całych?

:)

Konrad Błaszak - Kondux
Gość

Właśnie wróciłem z obozu, a byłem na nim jako opiekun i trochę widziałem tych grzechów kolonijnych. Dodałbym chociażby: – błędne wpisywanie lub nie informowanie o rzeczach ważnych dotyczących dziecka. Np. Dziewczynę ugryzła pszczoła (czy jakieś inne cholerstwo), sam jechałem z nią do szpitala, bo spuchła, ale w karcie informacji o uczuleniu nie ma. Jest informacja, że jest uczulona na trawy, bo przecież to prawie to samo… – Nadgorliwość, ale nie chodzi o przyjeżdżanie, tylko o branie wszystkiego co mówi dziecko i wyolbrzymianie tego do monstrualnych rozmiarów. Przykład: Rok temu byłem na obozie i tam postawiliśmy na surwiwal + pionierkę, czyli… Czytaj więcej »

Blog Ojciec
Gość

Ja tam bym na taki survivalowy obóz pojechał :)

Konrad Błaszak - Kondux
Gość

Polecam ;) Chociaż ja wtedy odpowiadałem za transport i zamiast się bawić to całe dnie jeździłem i załatwiałem milion spraw :P

Aga
Gość
Aga

Właśnie, przy tych wszystkich koloniach organizowanych przez biura podróży itp., obozy harcerskie wydają się bajką. Jest zakaz zabierania sprzętu elektronicznego (także telefonów), zresztą gdzie to ładować w namiocie ?. Jak rodzic ma potrzebę kontaktu z dzieckiem to pisze do wychowawcy, a ten udostępnia telefon. Zwykle na tzw. ciszy poobiedniej (to dobra pora, w przeciwieństwie do godziny przed spaniem; po ciszy poobiedniej są zajęcia i nie ma czasu na rozmyślania czy się tęskni za rodzicami czy nie). Właśnie wróciłam z takiego obozu, też dziadki budowały łóżka, wieszaki, półki, nawet stół i ławki do świetlicy w jednym z namiotów. Pionierka trwała tydzień,… Czytaj więcej »

Paulina
Gość
Paulina

A jak ma sobie radzić mama, której syn prawie wcale nie dzwoni z obozu albo nie odbiera lub odpisuje półsłówkami gdyż nie ma czasu i potrzeby na ten kontakt? Moje rezolutne JA wie, że to wynika z faktu, że dziecko bawi się przednio i korzysta w pełni…A moje matczyne serce ściśnięte żalem, że moj mały chłopczyk już nie taki mały i już mamy tak nie potrzebuje…[ma 10 lat]…

Michalina Konopka
Gość
Michalina Konopka

Moja nie korzysta z telefonu :) nie ma parcia całe szczęście, ale otacza się też w gronie gdzie dzieci również nie mają komórek. Jak jechała na wakacje to dałam jej swojego starego samsunga i kupiłam jej kartę z MV. Dzwoniła do mnie na mesengerze jak była na plaży i wysyłała zdjęcia. Miałam ją pod „kontrolą” jakkolwiek źle to brzmi. ALe dzieci teraz tak szybko dorastają i wpadają im takie głupstwa do głowy, że strach myśleć…

Nika
Gość
Nika

Największą głupotą jest zezwalanie przez organizatora (nawet 100%-odpłatnie) na zabieranie własnych dzieci przez wychowawców/ opiekunów kolonijnych, co rozbudza tęsknotę u innych dzieci. Bzdurą jest wmawianie, że traktują swoje dzieci jak pozostałe…bo ich własne dzieci, co chwila z czymś do nich przychodzą.