Słowa mojego syna, które nauczyły mnie dojrzalszego spojrzenia na moje błędy

Kolejny tekst nieidealnego ojca.

Złoty Blog Chłopiec

Widzę czasami w komentarzach sugestie, że mi jest łatwo mówić różne rzeczy o wychowaniu, bo mam cudownie „grzeczne” dzieci lub po prostu jestem ostoją spokoju, tudzież kwiatem lotosu na tafli jeziora i w efekcie wszystko przychodzi mi naturalnie, a cierpliwości mam całe oceany. Dlatego też ja z uporem maniaka przyznaję się do kolejnych błędów, by pokazać jak bardzo ten obraz odległy jest od rzeczywistości i jak bardzo uczę się tego wszystkiego na bieżąco, bardzo często metodą prób i błędów (zresztą dokładnie tak samo jak wielu z tu zebranych). Wczoraj był kolejny taki dzień, w którym i próby i błędy się pojawiły. Te ostatnie zresztą uświadomiły mi coś bardzo ważnego.

Widzicie, wczoraj wieczorem, w wyniku różnych sytuacji (o nich poniżej) poszedłem do pokoju moich dzieci i nawrzeszczałem na nie, że skoro oni się tak zachowują, to ogłaszam koniec zabawy, że mają iść spać, po czym zgasiłem światło i wyszedłem z ich pokoju zły jak diabli.

A później, gdy już zasnęli, drugie pół wieczoru spędziłem zastanawiając się „dlaczego musiałem wszystko tak spieprzyć na sam koniec dnia?”.

W efekcie tych rozmyślań powstał ten tekst.

Wczorajszy dzień nie należał do najłatwiejszych

Ale jakoś dawałem sobie radę. Rano wstałem przed dziećmi, żeby być świeżym, gdy zasypią mnie milionem porannych pytań (i aby półprzytomnie nie obiecać im czegoś, czego później mógłbym nie pamiętać). Ogarnąłem też całą trójkę, cierpliwie czekając na:

  • czterokrotne wiązanie jednego buta (koniecznie samodzielne)
  • ubranie się i późniejsze przebranie się, gdy okazało się, że spodnie wyglądają jakby ktoś jeździł w nich po drucie kolczastym
  • narzekanie, że nie obudziłem starszego syna o 7:00, bo mu obiecałem (była 6:20, gdy to mówił, co ze zdziwieniem sam w końcu odkrył)
  • lamentowanie na temat tego, że młodszy nie zdążył rano obejrzeć bajki, bo za późno się obudził
  • jeszcze śniadania nie wzięłam
  • jeszcze plecak

I pewnie jeszcze kilka rzeczy bym znalazł. Na szczęście nie jestem w ciemię bity, swoje dzieci już trochę znam, więc miałem pewien zapas czasu i wszystko poszło dość gładko. Zresztą nauczyłem się już, że lepiej czasami poczekać te dwie minuty i niech zrobi to sam, bo przynajmniej w długoterminowej perspektywie wszystkie strony wychodzą na tym lepiej.

To była część pierwsza

Po powrocie wszystkich do domu okazało się, że żonę rozłożyło w pracy jakieś choróbsko, więc poszła się położyć. Na dodatek syn miał kolegę w odwiedzinach, a to oczywiście skutkuje pokojem wyglądającym jakby przeszło przez niego tornado (z tą różnicą, że tornado chociaż część rzeczy zabiera ze sobą).

Do tego wszystkiego doszła jeszcze kłótnia o jeden klocek (w końcu o co innego się kłócić, gdy dookoła pełno klocków?), w której wszystkie dzieci nieco poniosły emocje, ale po jakiejś pół godzinnej mediacji daliśmy radę wszystko wyjaśnić i uspokoić towarzystwo. Ba, na koniec dnia nawet pokój został ogarnięty.

I wtedy przyszedł wieczór

Wieczorem nasze dzieci mają już wypracowaną pewną rutynę. Buzia, ręce, zęby, piżama, ogarnięty pokój i lecą na bajkę w telewizji, a później do łóżek na bajkę czytaną przez rodziców i do spania. My z kolei zwykle w czasie filmu animowanego robimy coś swojego. Wczoraj nie było inaczej. Oni oglądali, ja sobie coś dłubałem. Bajka się skończyła i najmłodszy (też niestety zgodnie z rutyną) pytał czy mogą drugą, a gdy dowiedział się, że nie mogą (jak każdego innego dnia) to poprosił o to, aby mogli (chłopcy, bo córka już poszła do siebie) się chociaż chwilę pobawić przed snem. Ja potrzebowałem akurat 5 minut, żeby coś dość pilnie skończyć, więc się zgodziłem. I wtedy właśnie, dosłownie w momencie przekroczenia drzwi do ich pokoju (nawet prędkość światła nie jest tak szybka) zdążyli się pokłócić.

Wtedy też właśnie zdenerwowany tą sytuacją, w której poszedłem im na rękę i liczyłem na kilka minut, aby wszystko skończyć, poszedłem do nich i krzyknąłem, że mieli się bawić, a nie kłócić i że mają iść spać, po czym gasząc światło wyszedłem, a z uszu mi parowało.

Pewnie dla części z was będzie to przegięcie, podczas gdy dla drugiej części będzie to zachowanie całkowicie adekwatne do sytuacji i nie wymagające dalszych działań. Dlatego też ja nie chcę tutaj wchodzić w takie dyskusje – to co ja wiem, to że czułem się źle z tym co zrobiłem i wiem, że mogłem to rozwiązać znacznie lepiej i spokojniej, gdybym nie dał się ponieść emocjom.

Na szczęście nie byłem w tym sam

Ja z pokoju wyszedłem, a poszła do nich żona, która słyszała, że potrzebne jest „wsparcie”, więc ich przejęła i spokojnie położyła (taki system przejmowania sytuacji, gdy jedno z nas się unosi, stosujemy już od jakiegoś czasu). Mnie jednak cały czas gryzło to, co się stało. Przecież to była ich kłótnia i ich sprawa. Myślałem więc ciągle o tym, że cały dzień wszystko było super i mimo paru sytuacji, w których kiedyś bym się zdenerwował, dzisiaj zachowałem spokój, a na koniec musiałem się na nich wydrzeć i wszystko spieprzyć.

Klasycznie. Też mi blog ojciec. Jaki ja daje przykład, co?

Sami ponoć kopiemy się najmocniej.

Dlatego też, gdy tylko się uspokoiłem, poszedłem do chłopców powiedzieć im, że nie chciałem na nich tak nakrzyczeć i że jest mi przykro. Wtedy też mój syn powiedział mi coś, co trochę otworzyło mi oczy:

„Nie martw się tato. I tak mieliśmy fajny dzień.”

I wiecie co? On miał rację.

Cały dzień rzeczywiście był fajny. Wszyscy się dobrze bawili. Rano pożartowaliśmy sobie w domu, a później pośpiewaliśmy w samochodzie w drodze do szkoły (obecnie dzieci mają fazę na piosenki z Trolli). Po południu udało nam się przepracować niełatwą sytuację konfliktową, w której dziecięce emocje wzięły górę i to wszystko spokojnie i w zrozumieniu. Udało nam się też w trakcie dnia pobawić i spędzić czas razem. Nie było więc tak źle.

Dopiero jednak słowa dziecka mi to uświadomiły

To one pomogły mi zrozumieć coś, czego ja sam, skupiając się na własnym błędzie, zupełnie nie dostrzegałem. Że jeśli w trakcie dnia jesteśmy kochającymi i zaangażowanymi rodzicami, to te kilka gorszych chwil nie przekreśla z automatu tego wszystkiego, co było wcześniej (szczególnie jeśli po opadnięciu emocji spokojnie o tym porozmawiamy).

Jasne, takie gorsze chwile, to jest dla nas sygnał, że nie wszystko jest idealnie i że może jest coś, nad czym musimy popracować, ale na pewno nie jest to sygnał, że jesteśmy fatalnymi rodzicami i że zawiedliśmy nasze dzieci na całej linii, dając im najgorszy przykład z możliwych.

I chociaż ja tak właśnie myślałem, to na szczęście mój syn wyprowadził mnie z błędu.

Prawa do zdjęcia należą do Georgia.

Jeśli podobał Ci się ten artykuł i uważasz, że dobrze by było, gdy dotarł do szerszego grona rodziców, którzy też potrzebują przeczytać te słowa, to najbardziej pomoże w tym jego udostępnienie. Będzie to też dla mnie miły gest, doceniający pracę włożoną w jego napisanie, za który z góry dziękuję.

12
Dodaj komentarz

avatar
10 Comment threads
2 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
11 Comment authors
ErykIwonaDawid LisowskiKarinaZbyszekM Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Daria Harmaciej
Gość
Daria Harmaciej

Oj ile ja znam takich sytuacji. Niepotrzebny krzyk. Już po minucie moje zachowanie wydaje się grubo przesadzone, ale emocje niestety czasem nami rządzą. I wiesz co, jak idę przeprosić mojego trzylatka (a pilnuję się z przepraszaniem), to on mi mówi to swoje rozbrajające ‚nieeee martw się mamo, następnym razem ci się uuuuda’ ?

Kamil Nowak
Gość

Bardzo podoba mi się podejście Twojego trzylatka :)

Michał Moskal
Gość

Och życie. Przed Świetami Wielkanocnymi miałem w pracy okropny młyn. Dwa, czy trzy dni z rzędu poświęcałem synkowi (dwulatek) mniej czasu niż zwykle. Dodatkowo ciagle chodziłem spięty, zdarzyło mi się burknąć na niego gdy wyprowadził mnie z równowagi. Przez to wszystko miałem okropne wyrzuty sumienia, i gdy już myślałem że wszystkie miesiące starania się o Jego względy ucierpią. On przyszedł dać buziaka na dobranoc (jak codzień), ale tym razem obioł mnie za nogę i mówi „mój tatuś”. Ile On mi sprawił tym radości! Oraz dodał wiary w to że ojciec to ja, na dobre i złe.

mamii
Gość
mamii

Oj dzięki za ten tekst, u nas najczęściej przy sprzątaniu się sypie wszystko i nie inaczej było dzisiaj. Ale mam poczucie, że dziś było zbyt ostro ?

Kamil Nowak
Gość

Ja mam tak, że jak tylko zauważam, że w danej sytuacji (np. przy sprzątaniu) coś się dzieje już któryś raz, to z automatu przy następnym razie pilnuję się dodatkowo i głęboko oddycham – szczególnie to oddychanie polecam :)

Pete Solferno
Gość
Pete Solferno

Dzięki za tekst i „obnażenie” własnej słabości. To buduje – zwłaszcza jak się komuś za często zdarza pobłądzić, jak poniesiony nerwami i emocjami włączam niechcąco „Drama Queen” i o pierdółkę robi się afera. Wróć.. Nie robi się. Ja robię. Shame. Potem przepraszam oczywiście bo powinienem, bo czuję się winny, bo wiem że przesadziłem. Pracuję nad tym, ale porażki nie pomagają. Jeszcze raz dzięki.

truckeronroad.com
Gość

Dobrze się czyta…

ZbyszekM
Gość
ZbyszekM

Oj ile razy ja mam takie słabsze „chwile”. Jak się uspokoję, to zauważam że mój syn traktuje to wszystko jakby nie było. Ma więcej do mnie cierpliwości niż ja! Zaskakuje mnie jak łatwo mi wybacza.

Karina
Gość
Karina

Drodzy rodzice:) opisana sytuacja jest jak najbardziej normalna, w porzadku. Bynajmniej dzieci maja w domu normalnego rodzica, ktorego cos dotyka, ktory ma granice, moze byc niezadowolony, czuc zawiedziony. Nasz wybuch zlosci, nakrzyczenie, nie zapanowanie nad soba ucza dzieci jak sobie radzic w podobnych sytuacjach..ze warto przeprosic…i w koncu ze my rodzicie nie jestesmy tacy doskonali..mysle ze to ulga dla dzieci..ze kazdy moze popelnic blad i oni tez moga i to jest ok..i zapamietam sobie kiedy i mnie dopadna wyrzuty sumienia..pewnie na okazje moje dzieci nie dadza dlugo czekac:) ze „przeciez w tym dniu bylo wiele wspierajacych momentow, usmiechu i zrozumienia”.… Czytaj więcej »

Dawid Lisowski
Gość

Takie sytucje przydarzają się jak kierowcy wracają po miesiącu za granicą do domu.

Iwona
Gość

Dzieci mają w sobie mądrość, którą trudno jest dostrzec dorosłym…

Eryk
Gość

Bardzo przyjemnie się czyta takie szczere sprawozdania z przeżytego dnia. Jak to w życiu bywa rodzicom również czasami puszczają nerwy i dają się ponieść emocjom. Nikt nie jest doskonały. Najważniejsze, to zdawać sobie z tego sprawę i wyciągać wnioski.