Skuteczny sposób na usypianie dzieci, o którym do niedawna nie słyszałem

Jeśli jest jedna rzecz, której nauczyłem się podczas bycia ojcem trójki dzieci, to jest to zrozumienie faktu, że dzieci się różnią od siebie. Niby każdy to wie, ale jednak gdy napotykamy problem z dziecięcymi zachowaniami, to i tak szukamy magicznej gotowej receptury – jednego sposobu, który na pewno zadziała. Takich sposobów niestety znajduję coraz mniej (o ile w ogóle jakieś są) i coraz bardziej zgadzam się, że po prostu różne dzieci wymagają różnego podejścia.

Jeśli więc mimo przetestowania najpopularniejszych sposobów na usypianie dzieci, macie z tym elementem problem, zapraszam do lektury sposobu, który poznałem niedawno i który (o dziwo), okazał się dość skuteczny.

Moje dzieci są różne

Każde jedno jest zupełnie inne, szczególnie jeśli chodzi o sen. Córka lubi sobie wieczorem poczytać, wyciszyć się i uspokoić, a jej sen jest już dość unormowany. Starszy syn z kolei do ostatnich chwil „walczy” ze snem, by dość szybko (jego maksimum to 21:30) polegnąć w tej walce na dywanie przy klockach albo na kanapie przy książce. O dziwo rano jest zawsze pierwszy gotowy (często jeszcze przed swoimi rodzicami :). Najmłodszy natomiast wieczorami może siedzieć i do 23:00 bawiąc się w najlepsze, gdyby mu tylko na to pozwolić, ale z drugiej strony – nawet jeśli zasnąłby o 20:00, to rano ciężko będzie go obudzić. On zawsze rano jest „zmęczony” i potrzebuje „jeszcze chwilki”.

Nie ukrywam więc, że zastosowanie jednej metody do tych trzech różnych charakterów już intuicyjnie wydawało się niemożliwe.

Metody, które najpierw wypróbowaliśmy

Czyli wszystkie te, które skupiają się na wyciszaniu. Zresztą kiedyś już o nich nawet pisałem. Gdy czytam o tym podejściu, to najcześciej pojawiają się takie pomysły jak: spokojna kąpiel, bujanie i kołysanie, masaże w łóżeczku, kiedy dziecko otoczone jest znajomymi pluszakami oraz zapachami, odpowiednia, najlepiej medytacyjna muzyka (podobno dobrze sprawdza się szum morza czy jakieś inne odgłosy lasu, tudzież suszarki) czy też już nieco prościej: ciepłe mleko, bądź kakao.

I ja osobiście sprawdziłem już, że te metody rzeczywiście są skuteczne. One naprawdę pomagają w niektórych sytuacjach. Po prostu nie powiedziałbym, że są one zawsze najlepszym wyborem. Przykładowo nie działają one wtedy, kiedy nasze dziecko ma swój szczyt aktywności akurat na wieczór i ma w sobie zakumulowaną niesamowitą ilość energii, której niestety nie da się rozładować powyższymi sposobami. Wręcz przeciwnie – te sposoby mogą nam pomóc ją jedynie chwilowo powstrzymać, a w efekcie dziecko albo będzie się przebudzać w nocy albo obudzi się z pierwszym brzaskiem (co niestety, szczególnie latem, nie jest dla wielu z nas najwspanialszą perspektywą).

Co więc można zrobić innego?

Chodzi o coś na pierwszy rzut oka nieintuicyjnego. Chodzi o śmiech.

Trochę się obawiam pisząc tę radę, bo gdybym dostawał grosik, za każdym razem, gdy słyszałem, aby pod żadnym pozorem nie rozbawiać i nie rozśmieszać dzieci przed snem, to miałbym już co najmniej 7,36 zł.

Tymczasem okazuje się, że większość problemów ze snem związanych jest z dziecięcym niepokojem, stresem czy poczuciem zagubienia. I o ile rzeczywiście, niektóre dzieci, szczególnie młodsze, wszystkie te potrzeby w pełni zaspokajają sposobami skupiającymi się na wyciszaniu i później spokojnie zasną, o tyle są dzieci, które niespecjalnie zainteresowane są zasypianiem w ramionach rodziców, przy naturalnych dźwiękach zwierząt dążących do prokreacji lasu.

„Przecież jest tyle ciekawszych rzeczy do zrobienia! Mamo, tato, nie wygłupiajcie się – ja mam 4, 5, 6 albo 7 lat i naprawdę bardzo niewielką ochotę na bezczynne leżenie, kiedy cała ta energia we mnie buzuje!”

Czy śmiech rzeczywiście może pomóc?

Oczywiście, że tak. Śmiech pomaga rozładować napięcie i pomaga uwolnić nagromadzony stres u dziecka (a także u dorosłych) równie dobrze jak zdecydowanie lepiej niż jakakolwiek relaksacyjna muzyka. Udowodniono nawet, że śmiech zwiększa produkcje melatoniny, która ułatwia zasypianie (źródło).

Szczególnie zaś pomaga śmiech, który pojawia się, gdy dziecko widzi rodzica, który na słowa „idziemy do łózka” sam wymija dziecko i kładzie się do jego łóżka po czym zaczyna głośno chrapać. Albo gdy rodzic zamiast dziecka, zaczyna ubierać w piżamę misia i cały czas rozmawiać z misiem jak z dzieckiem.

My też lubimy się bawić z dziećmi w „żelazny uścisk” (zapożyczone z książki „Rodzicielstwo przez zabawę”, Lowrence Cohen), czyli zabawę, która polega na tym, że dziecko siada mi na kolanach, ja je chwytam w „żelazny uścisk” i zaczynam się przechwalać jak to ono nie ma szans na ucieczkę i zostanie ze mną na zawsze, bo jeszcze nikt się z tego uścisku nigdy nie wydostał. Oczywiście ja opowiadam swoje, a dziecko w tym czasie próbuje się wydostawać, co też oczywiście zawsze mu się udaje przy ogromnej dawce radości ze zdziwionej miny taty, który po raz kolejny zupełnie nie ma pojęcia jak jego dziecko było w stanie tego dokonać.

Przejmowanie „słabszej roli” ma bardzo pozytywne działanie na dziecko

Niestety ze względu na to, że dzieci dopiero się rozwijają, zdarza im się popełniać mnóstwo mniejszych i większych błędów, a efekcie czasami czują się słabsze, mniejsze lub gorsze od innych. Kiedy więc to my (nawet jeśli tylko w zabawie) przejmujemy tę „słabszą rolę” i pokazujemy, że rodzic też jest człowiekiem, który popełnia błędy: zapomina gdzie jest jego łóżko, myli dziecko z misiem czy daje się przechytrzyć mniejszemu od siebie jak w opisanej zabawie, to pomagamy naszym dzieciom przywrócić równowagę. Paradoksalnie to właśnie śmiech pozwala im się uspokoić.

Jednocześnie ja osobiście czuję, że takie podejście pomaga nam poczuć się bliżej siebie i zapomnieć o naszych ewentualnych niedoskonałościach. Są dni, w których oczywiście ten sposób nie zadziała, bo nie dość, że nasze dzieci są między sobą różne (jak napisałem na początku), to jeszcze to samo dziecko potrafi mieć inny humor jednego dnia, a inny kolejnego – to też trzeba wyczuć. Niemniej uważam, że ten sposób sprawdza się równie dobrze, jak wszystkie inne sposoby na wyciszanie, jeśli tylko dobieramy go odpowiednio do nastroju naszego dziecka. Nie jest to w 100% skuteczny sposób (bo ja w takie sposoby za bardzo nie wierzę), ale uważam, że dobrze jest mieć go w swojej rodzicielskiej „skrzynce narzędziowej”.

W końcu jeśli jakiś sposób sprawia, że zarówno dzieci, jak i rodzice są obecni, a między nimi jest dużo ciepła i dużo radości, to myślę, że warto o nim powiedzieć innym.

Prawa do zdjęcia należą do Brandon.

 Jeśli spodobał Ci się ten sposób, będę zobowiązany, jeśli zdecydujesz się go udostępnić innym, bo dzięki dotrze on do jeszcze szerszego kręgu ludzi.

19
Dodaj komentarz

avatar
11 Comment threads
8 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
13 Comment authors
AdrianMartaKamil NowakMonika JankaZbyszekM Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Mateusz Żłobiński
Gość

Godzinę się chichrałem dziś z synkiem i momentalnie zasnął, wchodzę do Ciebie i widzę ten tekst, trafiłeś znakomicie, wszystko się zgadza :D

Kamil Nowak
Gość

Czyli testowane na dzieciach ;)

Karolina Wilk
Gość

Jutro wypróbuję :) Już się uśmiecham na samą myśl :D

Kamil Nowak
Gość

Daj znać jak poszło :)

Karolina Wilk
Gość

Po raz kolejny przekonałam się, że spokojem i uśmiechem można zdziałać cuda :) Dzięki!

Kinia
Gość
Kinia

Chyba intuicyjnie odkryliśmy to :) często w słabsze dni ze wgledu na jakość współpracy w rodzince najlepszym sposobem do zagonienia do łóżka jest „palec gilgotalec”,potem miażdżonko (rodzic lekko przygniata każde dziecko kładąc się niby na nim) po przeczytaniu bajki, a jak widać, że nadal krew buzuje w latoroślach to na koniec „mizianko ładowanko” czyli drapanie po pleckach, każda czynność naprawdę krótko ale wszystkim daje i radość i bliskość :) o dziwo miażdżonko dla dzieci jest najważniejsze!

Kamil Nowak
Gość

U nas drapanko jest obowiązkowe nawet jak pomijamy wygłupy, bo nie ma już siły ;) Ale miażdżonko też musimy wypróbować :)

agzare
Gość
agzare

Mój syn lubi te z „naleśnika” – zawijamy go w kołdrę i potem klasyczne „miażdżonko” :D Mam do tego sentyment – to był rytuał mój i mojego taty :) Niby niewielka rzecz, głupotka pomagająca zasnąć, ale po tylu latach dalej wspominam to z ciepłem w sercu :) Jakże bym mogła nie podzielić się tym ze swoim dzieckiem :) Mam nadzieję, że gdy dorośnie będzie to tak samo dobrze wspominać :)

Zuzanna Hajduk
Gość
Zuzanna Hajduk

Mój kochany mąż stosuje metodę samolotową przed pójściem do łóżka. Bierze naszą trzylatkę na ręce (ona leży na brzuchu) udając samolot. Latają po całym domu próbując zbombardować naszego kocurka, jednocześnie wykonując na niego nalot – który chcąc uniknąć sforsowanego ataku też biega po całym domu :-D Śmiechu i chichu co niemiara. Potem ja czytam bajkę, udając różne postacie o śmiesznych głosach. To u nas udany sposób na szybkie zasypianie :)

Kamil Nowak
Gość

Ja myślę, że takie chwile nie tylko dzieciom pomagają się odprężyć po całym dniu :)

Renia Hanolajnen || Ronja.pl
Gość

Coś w tym jest! Pamiętam kilka takich wesołych wieczorów, kiedy starszy syn zasypiał w wyśmienitym humorze. Wyszło to nieświadomie, ale po Twoim artykule wypróbuję jeszcze raz tę technikę, zwłaszcza że młodsza, roczna córeczka zarządziła „bunt na pokładzie”, kiedy skumała, że brat chodzi spać 2 godziny później niż ona ;)

Kamil Nowak
Gość

Przy kilku dzieciach zawsze jest ten problem, gdy młodsze wyczuje, że starsze może więcej ;)

to dopiero poczatek
Gość

Przytulanie – sprawdza się u nas najlepiej.

Asia Kamil Kołodziejscy
Gość
Asia Kamil Kołodziejscy

Popieram, ostatnio z bezsilności zamiast uspokajać i wyciszać (co trwało już DŁUŻSZĄ chwilę) zaczęłam po prostu gilgać Synka i przekomarzać się z nim i o dziwo szybciej mu poszło zasypianie :) teraz już tak co wieczór :-D

ZbyszekM
Gość
ZbyszekM

No nieeeeee !!! Muszę koniecznie wypróbować!! ;)

Monika Janka
Gość
Monika Janka

Nie mogę nie skomentować! Wszędzie właśnie czytałam, że dziecko trzeba uspokoić, wyciszyć, itp, itp. Łapałam się za głowę „O zgrozo, przecież ja z córką wygłupiam się przed snem.” A tu proszę taka rewelacja. Czyli żadnego błędu w tej kwestii nie popełniałam. Nieraz chyba faktycznie trzeba zaufać intuicji. Dodam, że córka chętniej zasypia po „wygłupach”. Pozdrawiam serdecznie!

Kamil Nowak
Gość

Czasami niestandardowe podejście sprawdza się najlepiej :)

Marta
Gość
Marta

Popłakałam się czytając te wasze świadectwa miłości rodzicielskiej. Radować się trzeba w każdym położeniu, jak mogłam o tym zapomnieć?Faktycznie moja córeczka obawia się czasem zasypiać mówiąc, że skończy się dzień, boi się, że jest już noc i nie chce zasypiać. Taki śmiech napewno rozładuje napięcie, spróbujemy dzis.Często się gilgoczemy i śmiejemy ale nie zwróciłam uwagi w jakim procencie ta metoda pomogła, pewnie dlatego że zasnęłam :-)

Adrian
Gość

Dzięki za ten post! Tak proste i banalne, a tak skuteczne.