Dlaczego nie pomagam moim dzieciom w odrabianiu zadań i jakie są tego efekty?

Czy jestem po prostu leniwy? Czy to jest jednak jakieś przemyślane działanie?

W przedostatnim tekście (klik) wspomniałem o tym, że nie wiem czego uczy się w szkole moja córka (poza tym o czym sama mi powie) – że synowi czasem jeszcze pomagam, bo jest w pierwszej klasie (chociaż ostatnio też już coraz mniej, bo teraz ćwiczą samodzielne czytanie ze zrozumieniem), ale ogólnie zaznaczyłem, że abstrakcją dla mnie jest siedzenie z dzieckiem nad zadaniem i pomaganie mu w jego odrabianiu, bo to przecież obowiązek dziecka nie mój.

Po tej deklaracji poczułem się przez niektórych potraktowany trochę jak „najgorsza matka świata”, czyli Lenore Skenazy, która kiedyś przyznała, że jej 9-letnie dziecko samo jeździ metrem. Najbardziej podobały mi się komentarze sugerujące, że mam jakieś cudowne dzieci i że mam się nie chwalić, bo nie każdy takie ma.

To jest oczywiście zupełna bzdura (w rzeczywistości każdy ma przecież cudowne dzieci, które tylko czasami bywają mniej cudowne ;) i dzisiaj chciałbym się do niej odnieść, pokazując wam konkretne argumenty stojące za moim stanowiskiem.

Dlaczego więc nie pomagam moim dzieciom w odrabianiu zadań? Jakie są tego efekty? I czy da się to zastosować u innych?

Dlaczego nie pomagam?

Powodów jest mnóstwo, ale postaram się opisać te najważniejsze:

1. Liczba dzieci > liczba rodziców

Pierwszy punkt jest niezwykle prozaiczny. Mam trójkę dzieci i gdybym z każdym miał siedzieć godzinę lub dwie dziennie nad zadaniem domowym, to bardzo szybko zapakowaliby mnie w kaftan i zamknęli w przyjemnym pokoju z miękkimi materacami (chociaż jak czasem o takim pokoju myślę, to trochę kusi).

2. Poziom nauki jest (a przynajmniej powinien być) dostosowany do dziecięcych możliwości

Poza skrajnymi przypadkami, większość dzieci znajduje się w pewnej normie (co wynika z samej definicji normy) i poziom nauki jest do tej normy dostosowany. Skoro więc dziecku zadawane jest jakieś zadanie, to ono powinno sobie z nim poradzić, a jeśli sobie nie radzi, to jest to sygnał dla rodzica i dla nauczyciela, że albo poziom jest źle dostosowany albo są jakieś inne braki i tutaj już może być potrzebna dodatkowa pomoc (oczywiście nie mówimy tutaj o sytuacji, w której dziecko nie potrafi zrobić jednego zadania, tylko o sytuacji, w której nie radzi sobie z zadaniami czy nauką prawie w ogóle).

3. Brak mi odpowiednich umiejętności (i nie mówimy tutaj o wiedzy)

Ani ja, ani inni rodzice najczęściej nie mamy zielonego pojęcia o tym, JAK dziecku coś wytłumaczyć. Naprawdę.

Wybaczcie, że walę tym między oczy, ale tak jest. Jeśli nie mieliśmy w swoim życiu przygody z nauczaniem dzieci czy z dydaktyką konkretnego przedmiotu, to istnieje spora szansa, że zamiast pomóc, jeszcze bardziej namieszamy dziecku w głowie (bo nasze metody, będą zupełnie inne, niż te, których uczy nauczyciel i mogą być one na przykład poza zdolnościami pojmowania naszego dziecka). Niestety najczęściej jest tak, że „pomoc” rodzica ogranicza się ostatecznie do podania dziecku gotowej odpowiedzi, co wcale nie jest pomocne, bo co dziecko z tego może wyciągnąć? Znajomość odpowiedzi nie oznacza jeszcze zrozumienia tematu, a to właśnie na tym powinno nam zależeć.

Sam przerobiłem kilka semestrów dydaktyki i mogę tylko tak filozoficznie powiedzieć, że dzięki temu wiem, jak mało jeszcze wiem.

4. Czy do szkoły też miałbym z dzieckiem chodzić?

Jasne, mogę dziecku pomóc z zadaniem w domu, ale jeśli ono nie zrozumie danej tematyki, to kto pomoże mu w szkole? Czy do szkoły też mam iść z nim, siedzieć obok i tłumaczyć mu to, czego nie zrozumiało? Czy może skoro spędza w szkole kilka godzin dziennie na nauce bez mojej pomocy, to jednak ma jakieś tam możliwości, aby w domu też bez mojej pomocy sobie poradzić? Może wystarczy mu nieco zaufać?

5. Nam nauczać nie kazano (a wręcz przeciwnie)

Co prawda przy córce to nie miało miejsca, ale gdy syn poszedł do pierwszej klasy, to na pierwszym zebraniu nauczycielka bardzo serdecznie poprosiła o to, aby nie odrabiać zadań z dziećmi. Pierwsze zebranie i mówimy o 6-latkach, czyli jeszcze o dość małych dzieciach. Dlaczego? Bo dzieci są sprytne. Jeśli nauczą się, że mama lub tata mu w domu pomogą zrobić zadanie i wszystko wytłumaczą, to one nie będą miały żadnej motywacji do tego, aby uważać i słuchać na lekcjach.

No bo po co miałyby to robić? Przecież i tak mają rodziców, którzy je „uratują” w razie czego – jak nam to wytłumaczono.

6. Nie ze mną te numery Bruner

Moje dzieci wiedzą, że jeśli z czymś sobie nie radzą, to zawsze mogą do nas przyjść (i nie mówimy tu wyłącznie o zadaniach domowych). W pierwszej klasie dzieci potrzebują na przykład pomocy w przeczytaniu zadania czy po prostu krótkiej przerwy, bo widać po nich, że całych ich nosi. Żaden problem. Czasami jednak przychodzą, bo zwyczajnie nie chce im się odrabiać zadania i chcą, aby rodzic ich wyręczył. Nie ukrywam – czasami to kusi, szczególnie, gdy widzimy dziecko, które kładzie się już na zeszycie i od 15 minut nie dopisało nawet jednej rzeczy.

Niestety jeśli to zrobimy – będą przychodzić stale. Jeśli natomiast ich nauczymy, że to jest ich zadanie – to w końcu tak będą je traktowały. A na takie momenty, w których dziecko jest już wyraźnie znużone czy zmęczone, najlepsza jest przerwa lub (jeśli mamy taką możliwość) przełożenie odrabiania zadania na rano.

7. Jaka motywacja mogłaby stać za moją pomocą?

Obawa przed tym, że moje dziecko sobie nie poradzi? Obawa przed tym jak jego brak zadania wpłynie na mnie? Na to jak odbierają mnie ludzie? Lub na jego późniejsze życie, studia itp.? A może miałaby to być chęć ulżenia dziecku, które stresuje się zadaniem?

Jeśli odpowiedziałbym pozytywnie na choć jedno z tych pytań, to nie pomagałbym swojemu dziecku, tylko wstrzymywał jego postęp, jak sugerują australijscy naukowcy (źródło). Dlaczego? Otóż ludzie bywają motywowani na dwa różne sposoby. Zewnętrznie lub wewnętrznie. Czyli albo uczymy się dla ocen i tego jak postrzegają nas inni albo uczymy się dla samych siebie i oceny stają się wtedy drugorzędne. Gdy pomagamy dzieciom w nauce, uczymy ich tego pierwsze podejścia.

Dlaczego jest to niekoniecznie dobre rozwiązanie? Pisałem o tym już w tekście Dlaczego niektóre dzieci się starają, a inne rezygnują.

8. Mamy kontakt z nauczycielami

To już ostatni punkt, lecz uważam go za bardzo ważny w całym tym procesie. Stały kontakt jest wręcz kluczowy, bo gdyby działo się coś niepokojącego, to wiem, że dostalibyśmy taką informację. To nie jest tak, że skoro na codzień nie pomagam moim dzieciom w nauce, to zupełnie ten temat ignoruję i gdyby pojawił się jakiś problem, to zostawiłbym dziecko samo sobie. Nie, to zupełnie nie tak. Ja jestem gotowy zareagować i pomóc, ale najpierw chciałbym zobaczyć, że ono już chociaż próbowało sobie z tym poradzić. Nie może być tak, że rodzicowi zależy na nauce dziecka bardziej, niż samemu dziecku.

Nie mówiąc już o tym, że nie spotkałem się z tym, aby nauczyciel dał brak zadania dziecku, gdy zobaczył, że chociaż spróbowało je rozwiązać.

Zaangażowanie dziecka jest (a przynajmniej powinno być) zdecydowanie ważniejsze niż poprawna odpowiedź.

Czy takie podejście rzeczywiście daje dobre efekty?

U nas tak właśnie jest, ale żeby nie opierać się wyłącznie na własnym przykładzie, znalazłem również badania, które wykazały podobną zależność. Badania te były prowadzone przez niemal trzy dekady i sprawdzały one aż 63 różne rodzaje rodzicielskiego zaangażowania w szkolną działalność swoich dzieci (źródło).

Jak się okazało, wspólne odrabianie zadania z dzieckiem, miało neutralny lub negatywny efekt na jego późniejsze wyniki w nauce – niezależnie od rasy rodziców, ich klasy społecznej czy wykształcenia.

Co więc możemy jako rodzice zrobić, zamiast pomagania dzieciom w nauce, aby im mimo wszystko pomóc?

Zarówno naukowcy z powyższego badania, a także setki lub wręcz nawet setki tysięcy pedagogów i psychologów dziecięcych zgadzają się co do jednej konkretnej czynności, która działa bardzo pozytywnie zarówno na rozwój umysłowy dzieci, jak i na rozwój więzi między rodzicem i dzieckiem. Chodzi o wspólne czytanie.

I ja osobiście mogę się tylko w pełni z tym zgodzić. Tak wspomniany wcześniej brak ciągłego pomagania w odrabianiu zadań, jak i wspólne czytanie, działają u nas bardzo dobrze. Nasze dzieci lubią książki (pisałem o tym m. in. tutaj), w znacznej większości zadania odrabiają samodzielnie i mają też całkiem dobre wyniki w nauce.

Nie mogę z całą stanowczością powiedzieć, że u każdego to właśnie podejście się sprawdzi, ale nie widzę powodu by chociaż nie spróbować. Szczególnie jeśli u kogoś szkolna nauka czy samo odrabianie zadań stanowi pewien problem.

PS. Jeśli ktoś ma jakieś własne doświadczenie z opisanym wyżej podejściem do nauki i chciałby się nim podzielić w komentarzach, to jestem pewny, że pozostali czytelnicy zainteresowani tym tematem, będą zobowiązani. Ja również :)

Prawa do zdjęcia należą do Jere.

53
Dodaj komentarz

avatar
31 Comment threads
22 Thread replies
1 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
33 Comment authors
KseniaRenataSławekKatarzynaAngelika Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
SAga
Gość
SAga

Świetny tekst i dokładnie tak zamierzam.
Mała ma tylko 2,5 (wiek), jednak już widać początki „wyręczania się”. ;)
Nie zamierzam wykonywać prac zamiast Niej – będę wspierać, tłumaczyć, pokazywać alternatywy, ale nie dam gotowca. :)

Agnieszka
Gość
Agnieszka

Jestem nauczycielem. Gratuluję Ci takiego podejścia do sprawy. Bardzo wartościowy tekst. :)

Kamil Nowak
Gość

Słyszałem już o nauczycielach, którzy uważają, że dziecku koniecznie trzeba pomagać, bo w szkole nauczyciel wszystkie przecież nie jest w stanie ogarnąć, więc dodatkowo cieszy mnie Twój komentarz :)

Agnieszka
Gość
Agnieszka

Też znam takich nauczycieli. Ba, znam nauczycieli, którzy sami niesieni tą chęcią pomocy po prostu dyktują dzieciakom na lekcji w którą tabelkę co wpisać. Bez omawiania jej. Poważnie. Z drugiej strony są też rodzice, do których zdarzało mi się pisać notatki z prośbą o nieodrabianie lekcji za dziecko, kiedy praca domowa pisana widać w rozpaczy, późno w nocy, okazywała się być wypracowaniem, napisanym ręką dorosłego, który nawet nie trudził się z udawaniem pisma dziecka. Dziecka, które miało trudność z zapisaniem słowa „tata”, a które dostawało jakichś niesamowitych mocy poznawczych po powrocie do domu. I nie udało mi się przetłumaczyć, że… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

Prawda. Też słyszałem o rodzicach, którzy w sytuacji, gdy nauczyciel przez jakiś czas nie zadawał zadań domowych, sami do niego szli i o zadania prosili „bo jak to tak można”.

No cóż: „old habits die hard”, ale mam nadzieję, że w końcu jednak umrą :)

yottahz
Gość
yottahz

Fajny tekst, od września będę to przerabiał :)

Karolina
Gość
Karolina

Ważne jest też moim zdaniem to, że tak właśnie powinno być od początku – np.nasza córka ma 11 miesięcy, a potrafi sama schodzić tyłem z różnych podwyższeń, sama pije z kubeczka itp. Jak dorośnie, pozwolimy jej samej wiązać szunrowadla, chodzić i przewracać się. Chodzi o to, żeby pozwolić dziecku na bycie ssmodzielnym, prawda? :)

Kamil Nowak
Gość

Dokładnie tak :)

k.k
Gość
k.k

Witam, zgadzam się z powyższym tekstem. Sama stosuje :) Moja córka obecnie kończy 4 klasę, szkoła to jej obowiązek nie nasz rodziców, oczywiście jest nadzorowana, ma pomoc jeśli nie może sobie poradzić z konkretnym działaniem, ale w większości przypadków nie wiem kiedy odrabia zadania, uczy się dobrze bardzo dobrze. Od początku miałam w głowie – samodzielność w tym temacie. W mojej pamięci zapadł obraz koleżanki z podstawówki, której mama nawet w ostatniej klasie czytała lektury na głos, bo szybciej itp. Wiedziałam, że nie mogę dopuścić do takiej sytuacji, a ponadto pochodzę z pokolenia gdzie rodzice naprawdę nie pomagali nam w… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

Ja się ostatnio przeraziłem jak ktoś mi zasugerował, że nasze dzieci, które chodzą razem do klasy, przerabiają teraz dość trudny materiał i że musi długo przy tych zadaniach siedzieć. Dla mnie to był szok, bo ja nie miałem pojęcia o czym w ogóle mówimy :)

Beata B.B.
Gość
Beata B.B.

Mam dokładnie takie samo doświadczenie. Mój syn kończy właśnie 6 klasę, córka 3-cią. Oboje samodzielnie odrabiają lekcje od pierwszej klasy i dobrze sobie radzą. Kiedy potrzebują pomocy pytają – pomagamy oczywiście, ale nawet jak zdarzy mi się zapytać syna o odrobione lekcje (bo np. całe popołudnie spędził w harcerstwie), to odpowiada: „Mamo, przecież to są moje lekcje, to ja mam się nauczyć.” Rankiem sami pilnują, kiedy mają wstać, żeby zdążyć do szkoły, sami szykują śniadanie i kanapki do szkoły, sami jeżdżą do szkoły (syn od I-szej klasy, córka od II-giej). Jak to ulga, że umieją zadbać o siebie. Ostatnio przeżyłam… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

E… brak słów. Chciałem coś napisać sensownego, ale nic do głowy mi nie przychodzi. Masakra.

Iwona Wardal
Gość
Iwona Wardal

Moi rodzic przetestowali tę metodę na czwórce dzieci – kiedy ja szłam do zerówki moja najmłodsza siostra była jeszcze niemowlęciem, a dwaj młodsi bracia też wymagali wciąż opieki, więc rodzice nigdy nie mieli dość wolnego czasu dla nas, żeby jeszcze marnować go na siedzenie nad lekcjami – woleli zapakować nas w auto i wziąć nad jezioro albo chociaż na spacer do parku. Wszyscy czworo mamy maturę (zdaną bez korepetycji, bez repetytoriów, bez dodatkowych kursów przygotowawczych), dwoje starszych jest po studiach, najmłodsza w trakcie, a jeden z braci wybrał pracę zawodową po szkole średniej. Żadne z nas nigdy nie powtarzało klasy,… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

Im więcej dzieci, tym większa szansa na takie właśnie zdroworozsądkowe podejście do wychowania – to jest chyba naturalny stan rzeczy. Rodzice wielodzietni po prostu nie mają czasu, aby to wszystko ogarniać każdego dnia, więc nie mają innego wyjścia – muszą nauczyć dzieci samodzielności. Dobrze dla was :)

Okiem Alexa
Gość
Okiem Alexa

Zgadzam się, szczerze mówiąc czytając czasem zadania w szkolnych podręcznikach nie mam pojęcia co autor miał na myśli.. Okazuje się nawet, że mój sposób rozumienia danego zadania jest z goła odmienny od zamierzeń podręcznika. Zadaniem rodzica nie jest odrobienie zadań za dziecko, choć tak często bywa. Spotkałam się nawet z tym, że pewien rodzic wieczorami gdy dziecko szło spać (było w pierwszej klasie) wymazywało napisane przez dziecko literki i poprawiał za dziecko by było ładniej!

Kamil Nowak
Gość

Nie mówiąc już o tym, że niektóre zadania są źle napisane i rodzic to wychwyci i będzie się zastanawiał kilka godzin, a dziecko zrozumie w ten właściwy sposób od razu i po prostu zrobi ;)

salus salus
Gość
salus salus

Przede mną to wszystko.
Jako mama przedszkolaka muszę przyznać iż w domu uczę się z nim pisać liter..liczyć.. nie daje dziecka w wieku 6 lat do szkoły, gdyż dałam mu wybór.. chcę iść razem z przyjaciółmi…
Za rok i parę miesięcy odp Ci czy zgadzam się, czy nie..

salus salus
Gość
salus salus

Przede mną to wszystko.
Jako mama przedszkolaka muszę przyznać iż w domu uczę się z nim pisać liter..liczyć.. nie daje dziecka w wieku 6 lat do szkoły, gdyż dałam mu wybór.. chcę iść razem z przyjaciółmi…
Za rok i parę miesięcy odp Ci czy zgadzam się, czy nie..

gość123
Gość
gość123

Niestety często owe „pomaganie” w lekcjach sprowadza się do pilnowania dziecka, poganiania, wrzasków itd. A czasem nawet do przemocy fizycznej! Tego typu postępowania zamiast wyrabiać w dziecku pasję i przyjemność nauki, jeszcze bardziej mu ją obrzydza. Dziecko siadając do lekcji odczuwa lęk. A stres przy odrabianiu lekcji pogarsza koncentrację i wywołuje senność. I często owa „pomoc” zamiast przyczynić się do poprawy wyników w nauce to jeszcze je pogarsza… Nie mówiąc już o odzywkach: „jak nie będziesz się uczyć, to będziesz sprzątaczką, nie zdasz matury” itd. Nieustanna krytyka wpływa z kolei na poczucie własnej wartości i brak sensu podejmowania przez dziecko… Czytaj więcej »

Em.
Gość
Em.

Smutne to diabelnie.. ale tak wyglądała moja nauka…

Agnieszka Naj
Gość
Agnieszka Naj

Ja też nie pomagam pierwszoklasiście :) Co najwyżej organizuję warunki do nauki, bo młodsi bracia bardzo by chcieli pomóc. Zgadzam się z każdym jednym punktem, no może oprócz 3, bo uprawnienia i uzdolnienia do nauczania mam.

Agnieszka Naj
Gość
Agnieszka Naj

A, i jeszcze mój syn nie czyta na głos, bo to wbrew naturze. Z czytania w szkole i czytania ze zrozumieniem na 5P, czyta sam książki i potem mi opowiada.

Kamil Nowak
Gość

Nie tylko wbrew naturze, ale też spowalnia cały proces czytania i takie wolne czytanie może z nami zostać bardzo długo. Niestety w szkołach i tak na to naciskają.

Ilona Baczewska
Gość
Ilona Baczewska

Wbrew naturze wzrokowców, ale może pomóc słuchowcom ;) Dzieci po pewnym czasie powinny czytać tak, jak jest im najwygodniej, ale nauczyciel na pierwszym etapie edukacji musi sprawdzić, oprócz umiejętności czytania, analizę i syntezę wzrokową i słuchową. Stąd m.in. obowiązkowe czytanie na głos, głoskowanie, dzielenie na sylaby, ponowne łączenie wyrazów z usłyszanych głosek oraz zdań z przeczytanych i usłyszanych wyrazów.

Kamil Nowak
Gość

A to ciekawe, dzięki za zwrócenie na to uwagi :) Czy w domu dzieci też powinny czytać na głos?

Ilona Baczewska
Gość
Ilona Baczewska

Są różne opinie na ten temat. Ja natomiast uważam, że jeśli nauczyciel (o ile masz do niego zaufanie) nie zgłasza żadnych problemów, to możecie czytać wszyscy po prostu dla przyjemności, jak Wam wygodnie, czy na głos, czy po cichu, czy Ty zaczynasz wers, a dziecko kończy. Każdy sposób jest dobry, oby czytać w ogóle ;). Warto natomiast, szczególnie u najmłodszych dzieci, sprawdzać poziom zrozumienia tekstu, i przeczytanego i wysłuchanego, za pomocą rozmowy o tekście. Wyrabia to również zdrowy nawyk dyskutowania i wyrażania poglądów na określony temat. To szkoła (nauczyciel/wychowawca/pedagog/terapeuta pedagogiczny) jest od dostrzeżenia ewentualnych trudności z czytaniem i pisaniem oraz… Czytaj więcej »

Klara Zawada
Gość
Klara Zawada

Bardzo ładnie to opisałeś. Naprzemiennie z byłym mężem wychowujemy czternastoletniego syna. W pierwszych latach edukacji miał trochę problemów z nauka z powodu sytuacji rodzinnej, ale nie pozwoliliśmy sobie na to, by skupiać się na przynoszeniu dobrych stopni. raczej na tym, żeby miał spokojne warunki do nauki. Okazało się z czasem, ze największą role odegrali w całym procesie nauczyciele – dziecko jest inteligentne i jeśli może podyskutować na lekcjach, jego zainteresowanie tematem i poziom zaangażowania rośnie. Staramy się wspierać tę cechę, otoczeni jesteśmy ludzmi o różnych zainteresowaniach a syn ma pewność, ze zawsze znajdzie /sam, gdy ma potrzebę/ kogos, kto z… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

Kiedyś czytałem, że dzieci są trochę jak kwiaty. Najważniejsze to zapewnić im odpowiednie warunki do wzrastania, a one już sobie poradzą z całą resztą :)

Szkolne inspiracje
Gość
Szkolne inspiracje

A co powiecie na to, kiedy rodzic nie tylko odrabia, ale pisze w zeszycie za dziecko z klasy II i jeszcze próbuje wmówić nauczycielce, że to nieprawda – cytuję: „Jaś ostatnio bardzo poprawił pismo i w domu naprawdę ładnie pisze”. Myślicie, że nauczyciel z 30-letnim stażem nie odróżni pisma dorosłego od pisma dziecka, które uczy 2 lata?

Kamil Nowak
Gość

E… ręce opadają.

Leeni
Gość
Leeni

O, Nishkę widzę xD Poruszyłeś bardzo ważny temat i cieszę się, że nie przesadziłeś w żadną ze stron – jednocześnie zachęcasz, by zadania domowe dziecka były jego odpowiedzialnością, i nie odrzucasz opcji pomocy mu, gdy faktycznie ma problem, a tego mi w nishkowym wpisie na ten temat trochę brakowało. Ja zasadniczo jestem zdania, że wszystko zależy od dziecka – jeżeli jest na przykład roztrzepane, na początku nauki szkolnej dobrze jest mu o pracy domowej przypominać, umówić się na jakąś stałą porę, by wyrobić w nim taki nawyk. W końcu dzieci sześcio czy siedmioletnie nie zawsze posiadają umiejętność organizacji czasu. Warto… Czytaj więcej »

Ania Abakercja
Gość

mnie rodzice tylko przeszkadzali w odrabianiu lekcji ;) nawet brzydkie wzroki w zeszycie kazali mi poprawiać, a przecież to mój zeszyt i mój wzorek. i może ja chciałam, żeby był brzydki bo idealnie odzwierciedlał mój nastrój i moją opinię o tym zadaniu ;)

chociaż i tak nic nie pobije mamy takiego pawła, która sama za niego odrabiała zadania i malowała obrazki, bo chciała żeby miał piątki ;)

Kamil Nowak
Gość

Potem i tak najfajniej ogląda się w zeszytach własny postęp ;) Było beznadziejnie, a teraz jest lepiej – gdy rodzice zajmują się zadaniem, to tego tak nie widzimy :)

Ilona Baczewska
Gość
Ilona Baczewska

Super podejście. Czytuję Cię od dłuższego czasu, choć rzadko zdarza mi się komentować (może temu, że zawsze z opóźnieniem i już ktoś zazwyczaj napisze to, co sama miałabym ochotę ;) ). Ważne argumenty dla nadwrażliwych rodziców, helikopterów, może da im to coś do myślenia. Jako nauczyciel walczę z zewnątrzsterownością uczniów na IV etapie edukacyjnym (masakra, zazwyczaj walka skazana na porażkę), a jako pracownik i dyrektor poradni psychologiczno-pedagogicznej próbuję na co dzień uświadamiać rodziców w tej kwestii. Myślę, że ten tekst będzie mi w tym pomocny, bo prawdopodobnie używam czasem zbyt trudnego języka i zbyt skomplikowanych argumentów. A tu pięknie! rodzic… Czytaj więcej »

Kamil Nowak
Gość

Dzięki i posyłaj dalej, jeśli tylko może się komuś przydać ;)

Kasia Żądło
Gość
Kasia Żądło

Mi rodzice praktycznie nigdy nie pomagali w zadaniach domowych i miałam bardzo dobre oceny w szkole. U mnie obecnie sytuacja wygląda bardziej skomplikowanie. Jako że mieszkamy za granicą za rok syn pójdzie za granica do szkoly. Będzie też jednak miał dodatkowo polski program nauczania w szkole internetowej co już wymaga mojej pomocy. Zastanawiam się jak to dobrze zorganizowac?

Kamil Nowak
Gość

Myślę, że najlepiej byłoby poszukać rodziców w podobnej sytuacji i ich podpytać albo zapytać jakiegoś szkolnego psychologa, który spotkał się z taką sytuacją. Niestety jest dość nietypowa i ciężko mi coś konkretnego doradzić.

Just_Alicja
Gość
Just_Alicja

Życia za moje dzieci nie przeżyję i lekcji odrabiać też nie będę. Niemniej jednak ZAWSZE służę im pomocą i nakierowuje jeżeli jest taka potrzeba.
Co wiecej moja ewentualna pomoc w pracach plastycznych skazałaby moich synów na „kiblowanie” :))))

Olga Demska
Gość
Olga Demska

W 100 % się zgadzam! Niestety tylko teoretycznie :( Odrabiania lekcji sni mi się po nocach i nie są to miłe sny! Na jawie i „w realu” to istny koszmar! Syn chodzi do 3klasy. Ma zdiagnozowane ADHD(nie jest nadruchliwy, lecz zupełnie nie umie się koncentrować – oczywiście jeśli jakiś temat go zafascynuje, to wtedy nie ma problemu. Niestety praca domowa nie znajduje się na liście jego zainteresowań ;) Rano bierze leki, lecz mają one krótkotrwałe działanie i PD robi już bez prochów.Na początku pomagaliśmy mu ze względu na język.(nie mieszkamy w PL) A teraz to głównie pilnowanie go by pisał… Czytaj więcej »

Ksenia
Gość
Ksenia

Dokładnie cię rozumiem. Gdybym nie przysiadła z moim dzieckiem, to nie miałby wcale zadań domowych. Nie ma jeszcze w nim tej dojrzałości szkolnej, tego obowiązku. Nie winię go za to, tak ma. Ja tez orłem nie byłam i chęć do nauki przyszla bardzo późno. Jednak przyszla i dziś sama jestem nauczycielem. Chciałam poczytać coś krzepiącego, że inni mają podobnie i przeczytalam to w Twoim komentarzu. Wszystko inne pięknie brzmi, jak niejedna moja praca na studiach, piękne zdania, jak miałoby to wyglądać, jak wszyscy bardzo chcielibysmy by wyglądało w systemie nauczania. Powiem tez, że bliska memu sercu jest metoda Montessori. W… Czytaj więcej »

Liliana
Gość
Liliana

Moja matka przez całą podstawówkę i pół gimnazjum odrabiała ze mną lekcje. A raczej nie ze mną tylko za mnie. Mówiła mi, że to powinno być zrobione tak i tak, albo sama to robiła. Co ja z tego wyniosłam? Przekonanie, że nie potrafię sobie sama poradzić, że moje pomysły nie są wystarczająco dobre oraz, że ona zawsze wie lepiej. Do dziś się bujam z konsekwencjami tego.

Kamil Nowak
Gość

Też znam ludzi, którym mama nawet w liceum pomagała pisać wypracowania. Do dzisiaj mają problem z napisaniem kilku sensownych zdań, gdy potrzebne jest jakieś pismo urzędowe, reklamacja czy coś podobnego.

trackback

[…] Wiecie, że tak naprawdę jest tylko jeden rodzaj zadania domowego, który warto robić wspólnie z dzieckiem? Mówię o czytaniu. Całą resztę zadań domowych, starsze dzieci mogą, a nawet powinny robić same. Tu nie chodzi o zaniedbanie, ignorowanie i brak wsparcia w razie kłopotów z zadaniem. Raczej o to, aby nauczyć dziecko samodzielnego pokonania trudności. Nigdy nie rozwiązuj zadań za dziecko, ale zawsze dopinguj i stwarzaj warunki w domu, aby miało ono czas i pełne możliwości do sprostania zadaniom szkolnym. Jeśli nadal masz wątpliwości to tutaj odpowiedź Dlaczego warto nie pomagać dzieciom w zadaniach domowych. […]

Anna
Gość
Anna

Świetny tekst ja już jestem dorosła mam własne dzieci ale tak sobie przypominam jak mnie mama ze wszystkiego wyreczala zadań domowych też nie potrafiłam sama odrobić pomimo że w szkole zadania rozwiazywalam przychodziłam do domu i totalna pustka pamiętam jedną sytuację gdzie mama została wezwana do nauczycielki bo czegoś nie potrafiłam i nauczycielka z tekstem powinna się pani wstydzić za córkę moja mama spojrzała się i mówi ja? To pani powinna się wstydzić że nie potrafi pani dziecka nauczyć

Malwina
Gość
Malwina

Zostawiłam dziecko same od 1 klasy. W 1-3 był tylko opis, który nie dawał mi klarownej informacji czy uczy się na 3 a może 4.. Zostawiłam go w 4 klasie. I semestr 21 jedynek cząstkowych… (dyslektyk) od tamtej chwili siedzę z nim nad wszystkim. Tak minęła 4 klasa, potem 5, teraz 6 i ma wszystko w dupie. Nie chce mu sie nic – odrabiac lekcji, czytac lektur, uczyc sie na klasowki, nic. Zero checi. Ja leżę i rycze , bo jestem już zmęczona. Swoją szkołę skończyłam. Jestem w średnim wieku, chce mieć czas dla siebie. Albo chce po prostu mieć… Czytaj więcej »

Mama
Gość
Mama

Doskonale to rozumiem. Ja na początku edukacji moich dzieci nie uczestniczyłam za bardzo w odrabianiu lekcji itp skutkowało to tym, że nigdy lekcji nie odrabiali. Nauczycielki zwracały mi uwagę. Próbowałam motywować do odrabiania. Efekt spanie na zeszycie. Lekcje nadal nie robione nawet gdy trzeba było napisać jedno słowo. Nie cierpią szkoły i nauki od początku. Teraz są w liceum. Nadal lekcji nie odrabiaja i nadal pomimo dużej inteligencji mają słabe oceny. Zawsze powtarzają że szkoła jest potrzebna mi nie im. Dlatego ja uważam, że to zależy od tego jakie jest dziecko. Rodzic może zaszkodzić pomagając za dużo, ale jeśli dziecko… Czytaj więcej »

Natalia
Gość
Natalia

Szkoda że dopiero teraz trafiłam na ten tekst…mam syna w 6 klasie i to chyba prawda…od początku ja pilnowałam żeby był spakowany, nauczony, zadania odrobione itd…w tej chwili zadań nawet nie zapisuje bo nie chce mu się ich robić, uczyć się nie chce, szkoły nie lubi itd a szkoda bo jest naprawdę inteligentny a kompletnie nie zależy mu na niczym. Chyba czas najwyższy przestać pilnować, chociaż tu boję się że całkiem polegnie. Także spróbuję w tym wyyrwac, może nie jest za późno na zmianę.

anna
Gość
anna

Dzieci sa rozne, jedne pomocy potrzebuja inne nie. Mi rodzice np. nigdy nie pomagali w nauce. Bylam bardzo zaniedbana. Matura w wieku 30 lat. Brak wyzszego wyksztalcenia. Ciezkie zycie. Znam duzo takich dziecii. Ja na szczescie swoich nie mam. Za leniwa jestem…

katarzyna
Gość

Bardzo dobrze napisane, otwiera oczy. Od niedawna zaopatrzyłam się w książki i poradniki dotyczące szkolnych problemów, motywacji i jak powinno się wspierać dzieci podczas nauki. Stwierdziłam, że na każdym kroku popełniałam błędy typu (wyręczanie, ratowanie z opresji ehhh…) Nie będę się już nad sobą rozwodzić, wystarczy że zjada mnie poczucie winy. Mam więc pytanie, które mnie nurtuje… Co jeśli po moim przebudzeniu moja córka ma już 10 lat i chodzi do 5 – tej klasy? Czy nie za późno na wyrobienie w sobie obowiązku nauki, systematyczności, motywacji? Dodam, że moja postawa diametralnie się zmieniła (nie ingeruję, wspieram) i nie wiem… Czytaj więcej »

Angelika
Gość
Angelika

Moja córka uczy się sama jext w 6 klasie.Z matematyki najbardziej kombinuje i ma słabe oceny.Oczywiscie odzywa się moja ambicja i wyrzuty sumienia,że nie pomagam dziecku.Ilekroć oferuję pomoc,córka odrzuca ją.Dziwnie się czuję bo szwagierka przez cale 8 lat uczy sie z córką.

Katarzyna
Gość
Katarzyna

Dokladnie tak! Ja nigdy nie zajzalam corce w zeszyt, obecnie jest w 7 ido tej pory radzi sobie sama a uczy sie na samych 5 ☺️… Swietny artykol

Sławek
Gość
Sławek

U nas u młodszego Pani dzieciom powiedziała że prace domowe mają SAMI robić! A Pani jest naprawdę SUPER i dzieci ją kochają i słuchają, tak więc kiedy my chcieliśmy mu pomóc sami bo widzieliśmy że coś nie radzi sobie, to on sam nam powiedział że Pani zakazała nam pomagać i że on SAM musi to zrobić! :D Później mu wytłumaczyliśmy, że ma sam robić, ale jak ma problem to jednak może się nas zapytać/poprosić o pomoc… ;)

Renata
Gość
Renata

Też tak chciałam. W klasach 1-2 dziecko radziło sobie a w klasie 3 przestało sobie radzić. Dodam, że córka jest inteligentna i nie ma problemu z przyswojeniem materiału. Począwszy od klasy 4 zaczął się dramat, gdyż córka zupełnie nie radziła sobie przytłoczona nawałem prac domowych i klasówek, zajmowało to około 20 godzin tygodniowo, dotrwaliśmy do klasy 5, potem zaczął się koronawirus no i wtedy się zaczęła jazda. Dostawaliśmy od nauczycieli zadany materiał do przerobienia a pani stawiała jedynkę za jedynką za nieodrobione prace i klasówki. Totalna klęska. Przeniosłam na ED. Rok czasu uczyły się uczyć . Teraz jest spokój, dzieci… Czytaj więcej »